— Nie trzeba — nagle powiedziała Weronika. — Wiesz co, weź ten dom po prostu tak. A ja wezmę działkę. choćby jeżeli jest tańsza.
— Pani Katarzyno, czy na pewno pani uważnie przeczytała? Może tam między wierszami coś jest napisane? — głos Weroniki drżał z emocji.
— Czytałam, czytałam! Proszę, niech państwo sami spojrzą! — notariusz podsunęła dokument przez biurko. — Tu jest tylko standardowa formuła: „Niniejszym odwołuję wszystkie sporządzone przeze mnie wcześniejsze testamenty”. I tyle. Nic więcej.
Anna siedziała jak rażona piorunem, kręciła w rękach okulary, raz je zakładając, raz zdejmując. Weronika nerwowo szarpała rączkę torebki, a najmłodszy z rodzeństwa, Rafał, milczał, wpatrzony w jeden punkt.
— Ale jak to możliwe? — w końcu wykrztusiła Anna. — Mama przecież mówiła, iż wszystko załatwiła, iż podzieliła dom i działkę między nas. Pamiętasz, Weronika? Tłumaczyła nam to zeszłego lata!
— Pamiętam, jakby to było wczoraj! — załamała ręce Weronika. — Mówiła, iż tobie, Aniu, dom, bo masz dzieci, a mnie działka, bo tam spędzam każde lato. A Rafał dostanie pieniądze z konta, bo mieszka w Gdańsku, nieruchomości tu mu niepotrzebne.
Rafał podniósł głowę, spojrzał na siostry.
— Myślałem, iż mama tylko tak gadała. Przecież wiecie, jak lubiła planować i gdybać. Nie sądziłem, iż naprawdę spisała testament.
Pani Katarzyna delikatnie zakaszlała.
— Proszę państwa, Barbara Stanisławówna rzeczywiście sporządziła testament. Ale to było dawno, jakieś dziesięć lat temu. Później najwyraźniej zmieniła zdanie i napisała nowy, który unieważnia poprzednie. Tylko że… zapomniała w nim rozporządzić majątkiem. Albo nie zdążyła. Niestety, takie sytuacje się zdarzają.
Anna wstała, przeszła się po gabinecie. Miała czterdzieści trzy lata, pracowała jako nauczycielka w miejscowej szkole i sama wychowywała dwójkę dzieci po rozwodzie. Stary dom matki był jej ostatnią nadzieją na własne mieszkanie.
— Więc teraz będziemy dzielić wszystko zgodnie z prawem? Po równo między troje dzieci? — zapytała, ledwie powstrzymując łzy.
— Właśnie tak. Dom, działka, oszczędności w banku — wszystko w równych częściach.
Weronika prychnęła.
— No i super! A Anka już się skrzywiła, myślała, iż wszystko jej się należało. A dla mnie co, sześć arów działki warte mojej emerytury?
— Weronika! — oburzyła się Anna. — Co twoja emerytura ma do rzeczy? Przecież doskonale wiesz, czego chciała mama!
— Wiem, wiem! Tylko chcieć to mało, trzeba jeszcze to porządnie spisać. A nasza mamusia, niech jej ziemia lekką będzie, zawsze była mistrzynią odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę.
Rafał wstał, zapiął kurtkę.
— Dobrze, dość kłótni. Rozstrzygniemy to w domu, na spokojnie. Pani Katarzyno, kiedy mamy przyjść ponownie?
— Za tydzień. Przygotuję dokumenty do podziału majątku. Tylko najpierw dogadajcie się między sobą, kto co bierze. jeżeli się nie zgodzicie, i tak skończycie w sądzie.
Na zewnątrz mżył nieznośny październikowy deszcz. Anna naciągnęła kaptur, Weronika rozłożyła parasol. Rafał zapalił papierosa, coś mamrocząc pod nosem.
— Może wstąpimy do kawiarni? Trzeba pogadać — zaproponowała Anna.
— Nie mam ochoty z tobą gadać — odcięła Weronika. — Od razu widać, jak jesteś wściekła, iż nie dostaniesz wszystkiego. A mama urodziła nas troje, nie tylko ciebie.
— Weronika, po co się złościsz? Nie moja wina, iż testament taki dziwny.
— Nie dziwny, tylko sprawiedliwy! — Weronika zatrzasnęła parasol z taką siłą, iż wokół rozprysły się krople.
Rafał zgas