Nie taki książę, jak się wydawało…

newsempire24.com 11 godzin temu

Nie takim księciem on się okazał…

Kasia poznała Marcina, gdy ten właśnie wrócił z wojska. Chłopak wyglądał, jakby zszedł z okładki modnego czasopisma — wysoki, umięśniony, z hipnotyzującym spojrzeniem zielonych oczu i ciemnymi, falującymi włosami. Przy nim Kasia wydawała się zwykła, choć była urocza: jasne włosy, smukła sylwetka, uśmiech, który rozjaśniał pokój. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście — spośród całej paczki wybrał właśnie ją.

— Co on w tobie znalazł? — szeptały koleżanki. — Takie przystojniaki nigdy nie zostają długo. Pobawią się i do widzenia.

Ale Kasia tylko uśmiechała się tajemniczo — wierzyła w ich miłość. Razem chodzili do kina, na potańcówki, spotykali się z przyjaciółmi. Marcin nie zasypywał jej komplementami, ale był blisko, a od jego dotyku miała zawroty głowy. Gdy pierwszy raz przyprowadziła go do domu, matka — Halina Stanisławówna — zmarszczyła brwi. Później, pozostawszy sam na sam z córką, powiedziała cicho:

— Piękny mąż to cudzy mąż, córeczko. Tacy rzadko są wierni. Poczekaj z ślubem, sprawdź go. Zbyt on… wystawowy.

Kasia się obraziła. Wierzyła w uczucia Marcina, nie chciała słuchać wątpliwości. Ale matka i tak zasiała w niej ziarno niepokoju.

Z czasem Marcin zaczął się zmieniać. Najpierw siłownia, potem basen, w końcu nowe towarzystwo. Kasia, by być blisko, też zapisała się na treningi, ale czuła się niepewnie wśród pewnych siebie, umięśnionych dziewczyn. Marcin z zaciekawieniem spoglądał w ich stronę, a ona coraz częściej wracała wcześniej do domu, ukrywając łzy.

— Ale z ciebie chuchro — zaśmiał się raz, gdy przeziębiła się po basenie. — Lepiej zostań w domu z książkami.

Słowa zabolały, a Kasia przypomniała sobie słowa matki. Już wiedziała — Marcin ostygł. Coraz częściej wychodził sam, nie dzwoniąc, nie zapraszając, nie tłumacząc. Aż w końcu… zniknął. Przestał odbierać telefony.

— Nie dzwoni? — spytała matka.

— Nie… — szepnęła Kasia, odwracając twarz do ściany.

— Wstawaj! Do fryzjera marsz! — rozkazała Halina Stanisława. — Nowa fryzura to pierwszy krok do nowego życia. Potem uszyjemy sukienkę, jesteś przecież zdolna.

Kupiły materiał, Kasia szkicowała fasony, starając się oderwać myśli. Plotki o nowych kobietach Marcina do niej docierały, ale trzymała się. Gdy po kilku tygodniach pojawiła się na zabawie — w nowej fryzurze, z lekką, zgrabną figurą, promieniejąca — wszyscy się oglądali. Zauważyli ją.

Jeden chłopak, Tomek, skromny i nie rzucający się w oczy, zaczął się nią opiekować. Nie był przystojniakiem, ale jego oczy patrzyły tylko na Kasię — ciepło i szczerze. Po miesiącu oświadczył się.

— To jest facet! — powiedziała matka. — Zakochał się, to bierze ślub. A ty?

— Zgadzam się — odparła cicho Kasia.

— Kochasz go?

— Jak nie kochać? Jest dobry, pracowity, wierny. Potrzebuje tylko mnie.

Wesele było ciepłe, pełne serdeczności. Kasia i Tomek zaczęli od zera: pierwszy stolik, pierwszy talerz. Po roku urodziła się córeczka, a trzy lata później syn. Rodzina, troska, szczęście.

O Marcinie już nie myślała. Czasem tylko słyszała w rozmowach, iż zostawił żonę, uciekł z kochanką, znowu hula. Kasia tylko się uśmiechała:

— Czy on kiedykolwiek był mój? To tylko epizod z młodości. Niech będzie szczęśliwy, jeżeli potrafi.

A w domu czekali na nią dzieci i mąż. I mama — mądra, dobra, najbliższa. Ta, która kiedyś uchroniła ją przed prawdziwym nieszczęściem. Ta, dzięki której Kasia znalazła swoje ciche, prawdziwe szczęście.

Mamo… zostań jeszcze trochę. Bez ciebie świat jest mniej jasny.

Idź do oryginalnego materiału