**Dziennik**
„Ty, Elu, nie bądź taka mądrala. Najważniejsze, to dobrze wyjść za mąż. Na pewno na tym skorzystasz” – pouczała krewna.
Ela dorastała jako jedyna i ukochana córka, w której rodzice nie mogli się nagorszyć. Pod koniec szkoły coraz częściej wspominała, iż chce studiować w Warszawie.
„Córeczko, u nas jest porządna uczelnia. Po co ci ta Warszawa?” – pytał ojciec.
„Tato, chcę być dziennikarką. A po naszej uczelni zostanę co najwyżej nauczycielką.”
Rodzice długo nie chcieli puścić córki samodzielnie w świat. Ileż to filmów oglądali o poplątanych losach wiejskich dziewczyn, które próbowały szczęścia w stolicy. W końcu jednak ustąpili. Ojciec skontaktował się z daleką kuzynką mieszkającą w Warszawie. Ta zgodziła się przygarnąć Elę na czas studiów. euforia dziewczyny nie miała granic. Obiecała rodzicom, iż sobie poradzi, iż nie będą się jej wstydzić, wręcz przeciwnie – będą dumni.
Ojciec osobiście zawiózł córkę, upewnił się, iż ma dobre warunki, zostawił trochę złotych na początek i wrócił do domu.
Ela nie mieszkała u krewnej za darmo. Sprzątała, robiła zakupy, gotowała. Sąsiedzi kręcili głowami: „No patrzcie, Jadźka zrobiła z niej służącą”. Daleka krewna ojca żyła sama – mąż odszedł do innej dawno temu, zostawiając jej mieszkanie. Uważała, iż życie jej się udało. Mieszka w Warszawie, w stolicy, nie byle gdzie. I Elę pouczała:
„Ty, Elu, nie rób sobie złudzeń. Studia to dobrze, ale dla kobiety nie najważniejsze. Ważne, by wyjść za mąż za Warszawiaka. Wtedy na pewno na tym skorzystasz. Tak jak ja.”
Ela słuchała i tylko uśmiechała się pobłażliwie. O małżeństwie jeszcze nie myślała. Marzyła, by ktoś docenił jej talent, przyjął do prestiżowej redakcji, a jeżeli szczęście się do niej uśmiechnie, by pracowała w telewizji.
Lecz marzenia to jedno, a życie często weryfikuje plany. Na trzecim roku Ela zakochała się w Jacku. Poznali się przypadkiem – świętowali z koleżankami koniec sesji letniej. Jacek z kolegą też tam byli. Zauważył ładną dziewczynę, zaprosił do tańca, potem odprowadził do domu.
Koleżanki namawiały Elę, by nie przepuściła takiego faceta. Osiem lat starszy, Warszawiak, z mieszkaniem, przystojny. Jacek nie ukrywał, iż jest po rozwodzie i ma córkę. Ale kto w młodości nie popełnia błędów? Dziewczynka mieszka z matką, więc nie będzie przeszkadzać. Z drugiej strony – znaczy, iż lubi dzieci.
Ela nie planowała nic na poważnie, ale Jacek jej się podobał. Widział, iż jest niedoświadczona, nie naciskał i nie spieszył się z zaproszeniami do siebie. Chodzili na spacery, wystawy, do teatru. Przez wszystkie lata w Warszawie Ela nie poznała miasta tak dobrze, jak po spotkaniu z Jackiem.
Coraz częściej mówił o miłości, o wspólnej przyszłości, o dzieciach. Ela czuła się oszołomiona. Gdy w końcu jej się oświadczył, od razu się zgodziła. Do końca studiów został tylko rok, a przed nią czekało dorosłe życie.
Jacek zabrał Elę do rodziców. Ojciec przywitał ją uprzejmym uśmiechem i schował się za gazetą. Matka za to nie owijając w bawełnę dała do zrozumienia nowej narzeczonej, iż Jacek nie cierpi na brak zainteresowania kobiet, iż nie pozwoli synowi po raz drugi popełnić błędu, i iż widzi, jak bardzo Ela potrzebuje warszawskiego meldunku i mieszkania…
„Naprawdę nie mogłeś znaleźć sobie równiej? Znowu na te same grabie nadeptujesz” – zakończyła swoją przemowę matka.
„Jakie grabie? Dosyć, mamo. Kasia, nawiasem mówiąc, była Warszawianką. I to nam nie pomogło” – Jacek ostro przerwał matkę i wyprowadził Elę.
Do ślubu już więcej nie widziała jego rodziców. Za to często przywoził swoją córkę, Kingę. Nazwali ją tak na cześć babki, która podobno była kiedyś sławną aktorką, a może żoną sławnego artysty… Ela nigdy tego nie zrozumiała.
Kinga okazała się dużą, niezbyt ładną, ale spokojną dziewczynką. Jacek cieszył się, iż gwałtownie się zaprzyjaźniła z Elą. Na ślubie teściowa zasugerowała, żeby nie spieszyć się z dziećmi. Ela zapewniła ją, iż chce skończyć studia i popracować kilka lat, zdobyć doświadczenie. Na dzieci przyjdzie czas.
Gdy pierwszy raz przywieźli Kingę, jej matka oznajmiła, iż ojciec nie może zaniedbywać córki. Jacek cały dzień bawił się z Kingą, spełniając jej zachcianki. Ela nie protestowała. Starała się zrozumieć sytuację. Wychodząc za mąż, wiedziała o córce Jacka.
Po studiach Ela dostała pracę w gazecie – nie najbardziej prestiżowej, ale jednak warszawskiej. Spełniło się jej marzenie – mieszkała i pracowała w stolicy, z ukochanym mężem. Kilka razy odwiedzili jej rodziców z prezentami. Ale najlepszym podarunkiem dla nich były szczęśliwe oczy córki.
Minęły prawie trzy lata. Pewnego dnia przed świętami Ela powiedziała mężowi, iż jest w ciąży.
„Chciałam powiedzieć przy wigilii, ale nie wytrzymałam” – ucieszyła się.
„Przecież nie chciałaś dzieci… Jak to się stało? Bierzesz tabletki. Zapomniałaś?” – spytał niezadowolony Jacek.
„To nie przypadek. Przestałam je brać. Myślałam, iż nie od razu wyjdzie, organizm musi się przestawić. A wyszło od razu. Super, prawda?” Ale widząc jego zdziwioną minę, zamilkła. „Nie cieszysz się?”
„Cieszę, ale… Dlaczego ze mną nie porozmawiałaś?”
„Jeśli mężczyzna oddaje kobiecie decyzję o antykoncepcji, to daje jej też prawo wyboru, czy chce dziecko, czy nie. Czyż nie? Chcę je mieć. A kiedy? Po czterdziestce?” – oburzyła się Ela, ledwo powstrzymując łzy. Myślała, iż będzie szczęśliwy.
„Nie krzycz. Co było, to było. Niech będzie chłopak. Sam będziesz go niańczył. A praca?” – Jacek objął rozżaloną Elę.
Pokój został zawarty.
W święta Jacek przekazał rodzicom nowinę. Ojciec uścisnął mu dłoń i poklepał po plecach, ale matka przyjęła to z wrogością.
„Wiedziałam, iż ta prowincjuszka będzie chciała przypieczętować swoje pozycję dzieckiem. Sprytnie cię oplątałaPo latach zrozumiałem, iż czasem trzeba stracić, by odnaleźć prawdziwe szczęście.