"Nie sypiam z mężem od 2 lat. Najtrudniej przyznać, iż nie tęsknię już za jego dotykiem"

mamadu.pl 2 godzin temu
"Żyję obok człowieka, którego kiedyś kochałam całym ciałem i duszą, a dziś mijamy się jak obcy ludzie. Patrzę w lustro i pytam: kim się stałam? Kobietą, która nie tęskni już za ramionami własnego męża. I to jest mój największy wstyd". Publikujemy szczery list od Małgosi.


Nie sypiam z mężem od 2 lat


"Na początku małżeństwa bliskość była dla mnie czymś oczywistym. Naturalnym jak wspólne śniadania, jak zakupy w sobotę, jak rozmowy o wszystkim i o niczym przed snem.

Kiedyś było wszystko – namiętność, dotyk i spojrzenia, które mówiły: 'chcę cię, jesteś dla mnie najważniejsza'. Czułam się kochana i uwielbiana.

A teraz? Od dwóch lat w naszym łóżku panuje cisza. I to taka, która nie daje mi spać. To nie jest zwykła cisza – to pustka, która boli bardziej niż krzyk, bardziej niż kłótnia. To pustka, w której czuję, jak nasze małżeństwo rozpada się kawałek po kawałku.

Żyjemy jak współlokatorzy


Mamy wspólne dziecko, kredyt, obowiązki, zakupy i rachunki. Świetnie się dogadujemy w logistyce, ale w uczuciach jesteśmy coraz bardziej obcy. Mijamy się jak ludzie, którzy dzielą ten sam adres, a nie jak małżonkowie.

Czasami kładę się obok niego i czuję… nic. Nie tęsknię za jego dotykiem. I to jest najgorsze. Bo kiedyś byłam głodna każdej jego bliskości, a dziś moje ciało nauczyło się żyć w ciszy.

Czasami myślę – a może to ja się zmieniłam? Może lata małżeństwa zabiły w nas tę iskrę? A może… on ma kogoś innego? Jakąś kobietę, dla której jeszcze potrafi być czuły?

Nigdy nie złapałam go na zdradzie, ale w głowie to pytanie wraca jak echo: 'czy naprawdę jestem jedyną kobietą w jego życiu?'.

Patrzę na niego, jak zasypia obok, i mam wrażenie, iż dzielą nas kilometry. A przecież wystarczyłby jeden gest, jedno przyciągnięcie mnie do siebie, żebym uwierzyła, iż jeszcze istniejemy jako para. Ale tego nie ma. Od dawna.

Wstyd, który dusi...

Nie mówię o tym przyjaciółkom ani rodzinie. Kiedy ktoś pyta: 'Jak wam się układa w małżeństwie?' – uśmiecham się i odpowiadam: 'Dobrze'. Bo prawda wstydzi. Bo przyznać się, iż mąż mnie nie dotyka, to tak jakby przyznać, iż jestem nieatrakcyjna, iż coś ze mną jest nie tak. Więc milczę. I w tym milczeniu duszę się najbardziej.

Były próby. Rozmowy, pytania, sygnały, prowokacje. Ale odbijałam się od ściany – zawsze było zmęczenie, brak ochoty, obojętność. Bo ile razy można walczyć o jeden pocałunek? Ile razy można błagać o czułość? W końcu odpuściłam.

Rozpadam się od środka


Dziś czuję, iż się rozpadałam. Że gubię siebie kawałek po kawałku. Że umiera we mnie kobieta, która kiedyś wierzyła, iż będzie kochana do końca. Została tylko skorupa – matka, współlokatorka, partnerka w sprawach rachunków i zakupów.

Coraz częściej pytam samą siebie – czy to jeszcze związek, czy już tylko wspólne mieszkanie? Bo jeżeli nie ma bliskości, jeżeli nie ma dotyku, jeżeli w łóżku od dawna nic się nie dzieje – to czym się różnimy od znajomych, którzy razem dzielą mieszkanie?

Tyle iż ja nie chciałam współlokatora. Chciałam męża – takiego, który będzie mnie pragnął, dotykał i widział we mnie kobietę. I nie wiem, kiedy ten mąż przestał istnieć".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału