*Dziennik, 15 kwietnia*
„Nie zmarnowaliśmy czasu, po prostu długo szliśmy do naszego szczęścia” – powiedziała Weronika, przytulając się mocniej do Romana.
Weronika otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie. Niedziela – można poleżeć bez pośpiechu.
Gdy zmarł mąż, znajomi i koledzy z pracy spodziewali się, iż Weronika będzie pogrążona w żalu, zalewając się łzami. Więc założyła maskę – udawała zrozpaczoną wdowę. W firmie dali jej urlop, żeby „godnie pożegnała ukochanego męża”.
Na zewnątrz wyglądali na idealną parę, ale co kryło się w środku – jakie szkielety chowali w szafie – to już nikogo nie obchodziło. Nie, ludzkie współczucie miała dla Tomka, jak dla wszystkich, kto odszedł za wcześnie. Ale nie jako dla męża.
Spojrzała na zdjęcie w ramce. Dość. Można je już schować. Wcześniej tego nie robiła, bo przychodzili znajomi, „pocieszali”, a przy okazji szukali wzrokiem wizerunku zmarłego.
Budzić się codziennie i widzieć tę jego minę – zadowoloną, jak u kota, który zjadł śmietanę – to było za wiele. Weronika zrzuciła kołdrę, podeszła do półki z książkami i wzięła fotografię męża. Przez chwilę przyglądała się tej wypielęgnowanej twarzy człowieka przekonanego o swojej nieodpartej męskości. Ilu kobietom zawrócił w głowie? Weronika uśmiechnęła się krzywo.
„No i co? Dopiąłeś swego? Myślisz, iż cierpię i opłakuję cię? Nie doczekasz się. Żegnaj.” Rozsunęła książki i wsunęła między nie ramkę. „O, tak. Tu twoje miejsce – nie w moim życiu.” Otrzepała dłonie z niewidzialnego kurzu i poszła do łazienki.
***
Kiedy Weronika wyszła z sali po ostatnim egzaminie, na korytarzu nie było już nikogo. Zdawała jako ostatnia. Nagle z boku wynurzył się niepozorny chłopak – razem aplikowali na studia.
„No i? Zdałaś?” – zapytał.
„Piątka!” – nie mogła ukryć radości.
„To znaczy, iż będziemy się razem uczyć.” – Uśmiechnął się.
„Trzeba jeszcze poczekać na listy…” – zaczęła, ale sama była pewna, iż się dostanie.
„To formalność. Masz tylko jedną czwórkę. Progiem przebrniesz. Kiedy wywieszą wyniki?”
„Pojutrze, sprawdzałem. Może świętujemy?” – Czekał na odpowiedź z bijącym sercem.
Weronika pomyślała, iż rodzice są w pracy, nauki już nie ma, tak naprawdę nie ma nic do roboty.
„Chodźmy” – zgodziła się.
Chodzili po Warszawie, jedli lody, potem poszli do kina.
Trafili do różnych grup. Weronice było wszystko jedno, ale Roman był rozczarowany. Teraz widywali się tylko na przerwach i wykładach, gdzie siadał zawsze obok niej.
Pewnego dnia Roman się spóźnił, a jego miejsce zajętał Tomasz Dąbrowski, który wpadł na salę w ostatniej chwili. Weronika chciała powiedzieć, iż miejsce zajęte, ale profesor już wszedł i rozpoczął wykład. Krążyły o nim legendy – jeżeli cię nie polubił, mogłeś zapomnieć o ocenie wyższej niż trójka.
„Niech będzie, raz się rozdzielimy” – pomyślała.
„Szewczyk się wścieka. Czuję, jak mi plecy wypala wzrokiem” – szepnął ze śmiechem Tomek, pochylając się ku niej.
Obejrzała się. Roman siedział z tyłu i patrzył na nich z wyrazem cierpienia.
„Proszę państwa, dość gadania. jeżeli pani się nudzi, może opuścić wykład” – ostry głos profesora sprawił, iż Weronika drgnęła.
Wszyscy studenci spojrzeli na nich z Tomkiem, a ona pochyliła głowę nad zeszytem.
„Koniec, teraz nas zapamięta” – szepnął Tomek, i oboje stłumili chichot.
Profesor i tak ich wyrzucił. Czekali na korytarzu, a potem Tomek zaproponował stołówkę. „Po co marnować czas?”
Tomek był oczytany, opowiadał ciekawie. Podobała jej się jego pewność siebie. choćby wykładowcy go lubili za inteligencję.
„Wera, uważaj z nim. To babiarz, wieczny kawalarz” – ostrzegł ją Roman po zajęciach.
„Zazdrosny jesteś?” – spytała.
„A jeżeli tak?”
„Romku, między mną a Tomkiem nic nie ma. Posiedzieliśmy razem na wykładzie, wielka rzecz.”
Ale na jednym wykładzie się nie skończyło. Weronika zakochała się – nie mogła żyć bez Tomka. Wszyscy widzieli w nich parę, rodzice uważali ich za narzeczonych. Urokliwy i czarujący Tomek podbił serce jej matki. Umiał zdobywać kobiety w każdym wieku.
Postanowili nie śpieszyć się ze ślubem, ale los zdecydował inaczej – Weronika zaszła w ciążę. Powiedziała Tomkowi, a on… zareagował spokojnie.
„No nieźle, będę ojcem. Tylko jak sobie poradzimy? A studia? Może… nie spieszmy się? Jeszcze czas.”
Zgodziła się. Ale nudności dopadały ją w najmniej odpowiednich momentach, czuła się słaba. W końcu zrobiła aborcję. Jak tu się uczyć z dzieckiem? Kochali się, mieli plany.
A Roman? Został tylko przyjacielem. Pożyczał notatki, gdy opuszczała zajęcia. Niewidzialny, ale zawsze blisko.
Latem po czwartym roku wzięli ślub. Ojciec Tomka był istotną figurą w Łodzi. Po studiach zabrał ich do swojej firmy. Tomek gwałtownie awansował. Weronika nie zazdrościła – wiedziała, iż ojciec robi karierę synowi, a ona jest tylko żoną.
Pewnego dnia w przerwie obiadowej weszła do gabinetu męża i zastała go w objęciach młodej, bezczelnej sekretarki. Ta przeszła obok, choćby się nie speszyła, uśmiechnęła się wyzywająco. Jej spojrzenie mówiło: „Sama jesteś sobie winna”.
W domu Weronika urządziła awanturę.
„Co w tym złego? Każdy facet czasem się zakręci. Jesteś moją żoną. Kocham cię. A ona… nie warto gadać.”
Sekretarkę zwolnił, zatrudnił inną – wysoką, chudą, mniej ładną. Weronika się uspokoiła.
Gdyby odeszła, czy inny byłby lepszy? Może na początku, a potem… Po co zmieniać przysłowiowe „kopa na lisa”? Na zewnątrz wciąż wyglądali na idealną parę.
Potem zadzwoniła „życzliwa” osoba i powiedziała, iż Tomek ma dziecko. Znów wybuchła, groziła rozwodem.
„Wera, uspok„A jednak czasem warto uwierzyć, iż szczęście czeka na nas właśnie tam, gdzie się go najmniej spodziewamy” – wyszeptała Weronika, patrząc, jak pierwsze promienie wschodzącego słońca rozświetlają pokój, w którym już na zawsze zostawiła przeszłość.