„Nie słyszą nas” Reportaż z przygotowań do strajku

gazetakongresy.pl 3 godzin temu
Marsylia jest nazywana perłą Prowansji. Jest to miasto odmienne od innych francuskich miast. Na jednym z wielu placów tego portowego miasta zgromadzili się ludzie, aby dyskutować i przygotowywać się do protestów. Następnego dnia miał się rozpocząć ogólnokrajowy strajk pod hasłem ,,Bloquons Tout” (Zablokujmy wszystko). Poszedłem sprawdzić, jak wygląda takie zgromadzenie we Francji. Czy było głośno? Czy było niebezpiecznie? Zapraszam na reportaż z przygotowań do strajku generalnego.


Marsylia i manifestation générale


Metro w Marsylii nie należy do najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Dopiero kiedy wychodzę z budynku stacji metra Saint Just, schodzi ze mnie część napięcia. Intuicja mówi mi, iż mężczyzna stojący na placu nie stanowi zagrożenia. Biorę więc od niego ulotkę, rzucam okiem na tekst po francusku i chowam do kieszeni. Wyciągam ją dopiero wieczorem, kiedy sprawdzam kieszeni spodni. Czarne litery na samej górze mówią:


17 SEPTEMBRE Assemblée Populaire du 4e 17h | Place Métro Chartreux


Sztuczna inteligencja tłumaczy dla mnie resztę tekstu. Trzymam w dłoniach ulotkę nawołującą do strajku i masowych protestów. Anonimowy autor wspomina wielotysięczne protesty z 10 września i podkreśla, iż dzisiejsza Francja jest w wielowarstwowym kryzysie. Wskazuje też głównego winowajcę: Emmanuela Macrona. Faisons le partir puor de bon! Pozbądźmy się go na dobre!


Pikieta na Plac Métro Chartreux


Marsylia, 17 września, dzień przed ogólnofrancuskim strajkiem. Wychodzę z dwójką znajomych ze stacji metra Chartreux chwilę po 18:00. Spodziewam się głośnej muzyki, gwaru i francuskiego wzburzenia. Tymczasem na zacienionym przez drzewa placu siedzi nie więcej niż 50 ludzi w różnym wieku. Pierwsze rzędy rozkładanych krzesełek zajmują studentki i studenci. Ale widać również starszych, rodziców z dziećmi i kobiety w muzułmańskich strojach.


Mówca nie krzyczy do mikrofonu, ale objaśnia coś spokojnym tonem. Co rusz zapisuje francuskie słowa na tablicy stojącej obok. Przy murku stoją stoły z jedzeniem i piciem. Łamanym francuskim proszę o coś, co przypomina kawałek pizzy na cienkim cieście. Starsza Francuzka, słysząc mój fatalny akcent, przechodzi na angielski i daje nam kilka kawałków i sok. Wrzucam do ich puszki monety i razem z dwójką znajomych stajemy z tyłu zgromadzenia.


Na jednym z drzew powieszono plakat, a niedaleko mnie leżą na ziemi dwie płachty kolorowego materiału, puszki z farbami i pędzle. Ewidentnie czekają na to, aby zapełnić je protestacyjną treścią. Trochę z boku stoją pomalowane kawałki kartonu, gotowe do wyrażenia sprzeciwu. Wołają o sprawiedliwość, nawołują do strajku generalnego, nazywają klasę rządzącą manipulatorami, autokratami czy zbrodniarzami. Obok ktoś przekształcił jeden z nich we flagę Palestyny.


źródło: archiwum prywatne autora


Generalnie trzeba mieć świadomość, jak chronić siebie, bliskich, innych — mówi do mikrofonu brodaty mężczyzna — Po policyjnym ataku, gdy zapada chwila spokoju, trzeba sprawdzić, kto jest ranny, kto potrzebuje pomocy, kogo trzeba powiadomić.


Na stoliku przed nim leży czerwony plecak, jakiego ratownicy medyczni używają w trakcie imprezy masowych. Klepie go co kilka zdań. Mówi o ratownikach kolektywu, którzy będą szli w konkretnych miejscach z tymi właśnie plecakami. Policja we Francji znana jest z brutalności w rozpędzaniu nielegalnych protestów. W trakcie protestów ,,żółtych kamizelek” zdarzało się, iż ludzie tracili oko lub palce z powodu uderzeń gumowych kul.


Marsylia mówi: musimy być razem!


,,Żółte kamizelki” były znacznie bardziej reprezentatywne dla zwykłych obywateli. Ten ruch to raczej młodzi, lewicowi i wykształceni — mówi nam Louise. Na następne dwie godziny staje się naszym tłumaczem w kwestii języka jak i zawiłości społeczno-politycznych. Na co dzień mieszka bliżej centrum Marsylii, ale tego popołudnia przyszła na plac zobaczyć, jak organizują się mieszkańcy dzielnicy Chartreux.


Pytam naszą nieformalną przewodniczkę, kto organizuje takie akcje, jak ta.


Louise: Nie ma jednej grupy, która tym zarządza. To naprawdę oddolny ruch. Ludzie organizują się przez Signala i Telegram. Są tam grupy miejskie, na przykład marsylska. Później mniejsze grupy dzielnic i w końcu grupy konkretnych akcji.


W toku rozmowy okazuje się jednak, iż wielki marsz ma być jednak zorganizowany przez związki zawodowe z Marsylii. Louise wyjaśnia, iż ruch obywatelski niejako podłączył się pod nie, ponieważ one mogą legalnie organizować tego typu zgromadzenia, strajki i pikiety.


Louise: Część ludzi jest podzielona, iść czy nie iść razem ze związkami. Wielokrotnie widzieli, iż działania grup związkowych nie przynoszą efektu. Niektórzy nie zgadzają się z tą strategią, ale większość mówi: musimy być razem! Pracownicy, ruch obywatelski, organizacje pozarządowe, wszyscy. Jutro na marszu będzie wiele różnych grup, prawdziwa mieszkanka.


Okazuje się, iż plakat który wisiał przy stołach z jedzeniem to propozycje sposobów zaangażowania się. Dziewczyna mówi nam, iż ludzie w Marsylii solidaryzują się z ruchem lub angażują w jego działaniaw różny sposób.


Louise: Tutaj napisali, iż możesz strajkować lub wspierać innych poprzez wpłacanie do kasy strajkowej. Dalej piszą o uczestniczeniu w demonstracjach i pikietach, organizowaniu opieki nad dziećmi osób, które biorą udział w akcjach albo o udostępnianiu informacji w social mediach. Możesz wspierać pikiety i przynosić np. jedzenie, kawę, potrzebny sprzęt. Możesz malować transparenty, graffiti i napisy.


La Base


Organizacja takich akcji jak ta, którą obserwujemy, nie opiera się jednak tylko na pojedynczych ludziach.


Jak popatrzycie na oparcia krzeseł, to wiele z nich ma napisany ,,La Base” – mówi Louise – To miejsce niedaleko stąd. La Base to organizacja pozarządowa, która wspiera organizację działań obywatelskich. Udostępniają krzesła albo stoły, mają swoją kuchnię i pomieszczenia, gdzie można organizować spotkania.


Jakby na potwierdzenie jej słów, mija nas mężczyzna niosący duży garnek. Zostawia za sobą zapach makaronu. Do stolika z jedzeniem i napojami niezmiennie ustawiają się ludzie. Nie ma tam alkoholu, ale sam aspekt jedzenia i picia za ,,co łaska” jest dla niektórych silnych argumentem za przyjściem na spotkanie.


źródło: archiwum prywatne autora


Improwizowane miejsce przemówień opuszczają właśnie dwie młode dziewczyny. Mówiły krótko, gestykulując w stronę rozwieszonych na sznurkach kartek papieru. Z bliska okazuje się, iż to kolorowanki dla dzieci. Najmłodsi uczestnicy zgromadzenia najpierw pojedynczo, później coraz śmielej, chwytają za kredki i mazaki. Zanim robi się ciemno, wszystkie kolorowanki są należycie wypełnione.


,,Nie ufają politykom”


Skoro ludzie nie chcą Macrona, ani Le Pen to czy jest kogoś, kogo widzą w roli prezydenta?


Louise: Nie, oficjalnie nikogo nie wskazano


A nieoficjalnie?


Louise: Również nie. Ludzie naprawdę nie lubią obecnej klasy politycznej, nie ufają politykom. Na lewicy jest Jean-Luc Mélenchon, ale wielu Francuzów go nie lubi. Z jednej strony przedstawiany jest jako radykał, a po drugie on ma bardzo silny charakter, mocną osobowość i nie zawsze jest otwarty na współpracę. Nie ma w tej chwili wezwanie do zmiany jednego polityka na drugiego. Ludzie chcą zmiany systemu. Nie chodzi tylko o Macrona, ale również o ustrój, konstytucję i sposób, w jaki nasze państwo funkcjonuje. Elity nas nie słyszą, a ludzie mają poczucie, iż z biegiem lat żyje im się gorzej.


Spokojne zgromadzenia?


Dołącza do nas partner Louise. Pokazuje nam zdjęcia z protestów z 10 września w Marsylii. Grupa osób w różnym wieku siedzi na ulicy, kolejne dziesiątki stoją z tyłu. Wygląda to na pokojowe zgromadzenie.


Takie pikiety zwykle przebiegają spokojnie. Jutro będzie duże zgromadzenie przy Port d’Aix, przyjdźcie — zachęcają nas — na tego typu akcjach jest zawsze muzyka, jedzenie, można posiedzieć, porozmawiać. Zapraszamy ludzi w różnym wieku, także rodziny z dziećmi. Walki z policją i palenie koszy na śmieci zwykle mają miejsce już po oficjalnych zgromadzeniach, w nocy. Faktycznie zdarza się też, iż niewielkie grupy odłączają się w czasie oficjalnego marszu i zaczynają blokować np. skrzyżowanie lub ulicę przy komisariacie. Wtedy policja ma prawo wkroczyć. Kończy się to zwykle wyścigiem obywateli z policjantami — mam nieodparte wrażenie, iż choć rozmawiamy o sprawach poważnych, to ta dwójka mówi o ucieczce przed policją, jakby był to rodzaj zawodów, nowa francuska dyscyplina sportowa.


Wiele portali informacyjnych pisze w następnych dniach o protestach nad Sekwaną. Francja na krawędzi chaosu. Mówią o milionie demonstrantów. Francuzi wyszli na ulice.Tamtego wieczoru nie widziałem jednak przemocy i chaosu. Widziałem ludzi, którym się chce.


fot.nagłówka: archiwum prywatne autora
Idź do oryginalnego materiału