Nie serce, ale suchy okruch

polregion.pl 2 dni temu

Była to opowieść o dwóch siostrach, którą pamiętam jakby to wczoraj się zdarzyło.

Gdy Kasia miała piętnaście lat, rodzice oznajmili, iż niedługo przyjdzie na świat kolejne dziecko. Dziewczyna tupała nogami, krzyczała:

Mamo, po co wam jeszcze jedno? Na starość wam się zachciało? Ja wam nie wystarczam? Wściekała się, widząc w tym rywalizację, strach, iż uwaga i pieniądze pójdą na kogoś innego.

Dotąd rodzice spełniali jej zachcianki, a teraz mówili o łóżeczku, wózku, wanience. Jakie wózki, skoro Kasia potrzebowała nowych butów! Urodziła się duża, kanciasta, o grubych rysach, ale wierzyła, iż modne ubrania ją uratują. Więc stroiła się, by maskować niedoskonałości, i trzęsła rodzicami o każdą rzecz. A teraz przyjdzie siostra i zepsuje jej życie.

Urodziła się Elżunia. Kasia nie cieszyła się specjalnie. Młodsza siostra była jak lalka niebieskie oczy, jasne loki. Gdy Elżunia zaczęła chodzić, ciągnęła się za starszą, ale ta tylko nią pomiatała.

Zabierz ją, mamo, przeszkadza mi.

Lata mijały. Elżunia wyrosła na piękną dziewczynę, a Kasia pozostała zwykłą wiejską panną, której nikt nie chciał. Po szkole pracowała na poczcie, roznosiła listy.

Aż tu nagle, w wieku dziewiętnastu lat, Elżunia zakochała się w Tadeuszu, który przyjechał do wsi na praktyki. Po krótkim romansie został samotną matką Tadeusz zniknął.

Urodź mówiła matka. Jakoś to będzie. Pomożemy.

Elżunia urodziła syna, Jacka. Ale od starszej siostry wysłuchała wiele:

Zawsze byłaś głupia, Elżuniu. Zachciało ci się miłości? Miłość nie istnieje. Patrz na mnie nie wierzę w te brednie, więc nie dałam się złapać. A ty masz w głowie tylko mydlane bańki. Teraz sama się męcz z tym Obrzydliwie nazwała syna siostry.

Kasia nikogo nie żałowała. Codziennie przycinała Elżunię, iż urodziła dziecko bez męża. Ale robiła to tak, by rodzice nie słyszeli. Mówiła nawet:

Po co ci ten Jacek? Lepiej było zostawić go w szpitalu, skoro nie miałaś rozumu się go wcześniej pozbyć.

Elżunia płakała, chciała uciec, ale nie miała gdzie. Ani grosza przy duszy, ani męża. Pewnego dnia Kasia oznajmiła, iż wyjeżdża do miasta.

Mam was dość. Wyjadę i będę żyć po swojemu.

Chciała się uniezależnić, chociaż nie miała zawodu. Wściekało ją, iż cała uwaga skupia się na Jacku i Elżuni, a ona już przekroczyła trzydziestkę i wciąż sama. W mieście miała nadzieję znaleźć męża, choćby starszego.

W Łodzi znalazła pracę na budowie mogła dostać choćby mieszkanie. Była silna, nosiła wiadra z zaprawą, nauczyła się tynkować. Stała się chciwa, chodziła na dorywcze roboty. Zapomniała o rodzinie. Gdy pytano o rodziców, odpowiadała:

Skrzywdzili mnie. Niech gryzą łóżko. Ja sobie radzę. Myślą, iż im pomogę na starość? Nie doczekają.

Kasiu, ty masz nie serce, a suchy chleb mówili znajomi. Jak można tak o rodzicach?

Ale nikt się nie czepiał. Lubiła obwiniać innych za swój los.

Z rodziną się nie śpieszyła. Chciała mężczyznę z pieniędzmi, nie bogacza, ale takiego, by nie liczyć każdej złotówki. Kilku się trafiło, ale odstraszała ich:

Ja ci dam miłość, a ty mi co dasz? gwałtownie odchodzili.

A Kazimierz, z którym kilka razy wyszła, powiedział:

Kasiu, ty choćby nie wiesz, co to miłość. Jak zrozumiesz, wtedy pytaj.

Co, mam dla ciebie studiować Kamasutrę? warknęła.

Nie o to chodzi Ale ty i tak nie pojmiesz.

Po jakimś czasie spotykała się z Janem. Tym razem nie atakowała od razu, tylko narzekała:

Żyję sama, nikt mi nie pomaga. Rodzice tylko dla Elżuni i Jacka. A ja jakbym nie była córką.

A Jan nagle spytał:

A co z domem rodziców? Patrz, przepiszą go na młodszą, a ty zostaniesz z niczym.

Kasia się zamyśliła. Przyjechała do rodziny w weekend.

Cześć. Jak tam? udawała, iż nic się nie stało.

Żyjemy odparła matka. Dlaczego choćby adresu nam nie dałaś?

No to jestem rzuciła i od razu spytała: Co z domem?

Matka, naiwna, odparła:

Remontu potrzebuje.

A ojciec od razu zrozumiał i wyprowadził ją na podwórze:

Nie za długo nam żyjesz, córeczko?

Kasia się wykręcała, ale ojciec rzekł stanowczo:

Elżuni i Jacka nie skrzywdzimy.

Zapamiętała te słowa. Teraz przyjeżdżała często, przywoziła Jackowi zabawki, książki. Koleżanki z pracy radziły:

Weź siostrę z synem do siebie. Dostaniesz mieszkanie.

Przekonała rodzinę. W mieście było lepiej niż na wsi. Wysłuchała się u szefa i dostała przydział. Wtedy łatwiej było o mieszkanie, szczególnie dla budowlańców.

Tak Elżunia z Jackiem zamieszkali z Kasią. Z początku nie pozwalała im na nic, ale gwałtownie zrozumiała, iż siostra z wdzięczności zrobi wszystko. Wykorzystywała to, krytykując i poniżając ale tylko na osobności.

Dla świata była inną osobą. Sąsiadom opowiadała, jak poświęca się dla siostry i bratanka. Wszyscy ją chwalili.

Elżunia nikomu się nie skarżyła. Uważała, iż nie wypada być niewdzięczną. Były i plusy lepsza szkoła, lepsza opieka zdrowotna. Jacek dobrze się uczył, Elżunia pracowała w sklepie.

Kasia w domu nazywała siostrę głupią, a bratanka dziwakiem, choć chłopak miał piątki. Elżunia sprzątała, gotowała, a Kasia wracała na gotowe. W końcu Elżunia zaczęła myśleć o wyprowadzce, ale bała się.

Kasia nie kochała rodziny widziała tylko korzyść. Rano mogła być miła, wieczorem znów krzyczała, iż są jej kulą u nogi.

Ale los się uśmiechnął do Elżuni. W przychodni poznali się z lekarzem, Olkiem. Był po rozwodzie, ale spodobała mu się skromna pacjentka. Przy kolejnej wizycie zapytał:

Elżuniu, może byśmy się pobrali?

Co? Żartujesz

Idź do oryginalnego materiału