Katarzyna ma 28 lat, a jej partner Andrzej 31. Są w związku nieformalnym. Dla Katarzyny jest to pierwsze doświadczenie wspólnego życia, podczas gdy Andrzej był już wcześniej żonaty i ma 8-letniego syna z pierwszego małżeństwa. Para planowała zalegalizować swoje relacje, ale w tej chwili wszystko jest pod znakiem zapytania.
„Poznałam Andrzeja, kiedy był już po rozwodzie — opowiada Katarzyna. — Wtedy jego syn miał cztery lata. Nigdy specjalnie nie wnikałam w sprawy jego poprzedniego małżeństwa. Kiedy się spotkaliśmy, Andrzej mieszkał jeszcze z rodzicami, płacił alimenty na dziecko i regularnie je odwiedzał”.
Andrzej nie przedstawiał jej swojego syna, tłumacząc to tym, iż chłopak jest za mały, by angażować się w „zamieszanie”. Katarzyna z kolei nie czuła się gotowa na tę sytuację.
Katarzyna pracuje, mieszka w małej kawalerce, którą kupiła własnymi pieniędzmi. Spłaca kredyt samodzielnie.
Andrzej nie ma własnego mieszkania, więc przeprowadził się do niej. Niedawno jego syn praktycznie zamieszkał u nich w mieszkaniu Katarzyny.
„Wszystko zaczęło się od tego, iż była żona Andrzeja miała nagły wyjazd służbowy i nie mogła zabrać ze sobą syna. Pozwoliłam, by chłopak został u nas, bo nie mogłam zostawić go na ulicy” — mówi Katarzyna.
Jednak sytuacja zaczęła się powtarzać. Maksym, syn Andrzeja, zostawał z nimi coraz częściej, kiedy jego matka zajmowała się własnym życiem.
„Wiesz, jak to jest — mówiła mi przyjaciółka, — Andrzej jest ojcem, więc on i jego była żona powinni wychowywać dziecko na równi. A ty musisz to zaakceptować”.
„Nie zamierzam tego tolerować. Od razu powiedziałam Andrzejowi, iż jego syn to jego syn, a nie nasz. To on powinien decydować, jak i gdzie zostawić dziecko. Skoro jeszcze nie jesteśmy rodziną, tylko razem mieszkamy, to dlaczego miałabym akceptować takie niedogodności?”
Niedawno była żona Andrzeja ogłosiła, iż w tygodniu opiekuje się dzieckiem, a on ma go zabierać na weekendy. „On ma swoje życie, ja też muszę coś robić” — powiedziała.
Rodzice Andrzeja również nie chcą opiekować się wnukiem, bo w ich życiu pojawiły się inne pasje: chodzenie do teatrów, muzeów, spotkania z przyjaciółmi, odpoczynek na działce.
„Andrzej!” — wybuchła Katarzyna pewnego dnia, kiedy w korytarzu znów zobaczyła buty Maksima. „Mieliśmy umowę, iż nie będę przeszkadzać w waszych relacjach z synem, ale nie przyprowadzaj go tutaj. Możecie chodzić na spacery ile chcecie, ale w weekend ja chcę odpoczywać w swoim domu”.
Po tym incydencie Andrzej poszedł spać do rodziców. Następnego dnia zadzwoniła matka Andrzeja i powiedziała Katarzyni:
„Jeśli postanowiliście być rodziną, to syn Andrzeja to teraz i twój syn. Będziesz musiała go zaakceptować i pokochać, a nie odganiać”.
„Będę kochać mojego własnego dziecko” — oburzyła się Katarzyna. „To, iż jestem w związku z Andrzejem, jeszcze nie oznacza, iż automatycznie staję się matką Maksima. A do mojego domu będą przychodzić tylko ci, których ja uznam za odpowiednich”.
„Częściowo masz rację” — powiedziała przyjaciółka. „Ale pamiętaj, Maksym nie jest winny temu, iż dorośli nie potrafią się zająć nim. Zrozum, iż możesz stracić Andrzeja, mając takie podejście do jego syna”.
„Rozumiem, wiem, iż to nie wina chłopca. Ale co to znaczy, iż muszę go pokochać? Nie zgadzam się z takim podejściem! Uważam, iż jeżeli mężczyzna decyduje się na życie z kobietą, to musi zrozumieć, iż ona chce mieć swoje dzieci, a nie jego z poprzedniego małżeństwa. Poza tym, od początku mówiłam Andrzejowi o swoich oczekiwaniach, a on zgodził się na to. A teraz to ja jestem winna?”