— Nie zmarnowaliśmy czasu, po prostu długo szliśmy do naszego szczęścia — powiedziała Weronika i przytuliła się mocniej do Romana.
Weronika otworzyła oczy i rozkosznie się przeciągnęła. Dzisiaj niedziela, można sobie poleżeć i się nie spieszyć.
Gdy zmarł jej mąż, znajomi i koledzy z pracy spodziewali się, iż Weronika będzie się męczyć i zalewać łzami. Ona założyła więc maskę nieutulonego żalu i smutku. W pracy dali jej urlop, by mogła godnie pożegnać ukochanego męża.
Na zewnątrz wyglądali na idealną parę, ale co kryło się w środku, jakie szkielety chowali w szafie — to nikogo nie obchodziło. Nie, po ludzku było jej żal Krzysia, jak każdego człowieka, który odszedł za wcześnie. Ale nie jak ukochanego męża.
Weronika spojrzała na zdjęcie w ramce. Wystarczy, teraz można je schować. Wcześniej tego nie robiła, bo przychodzili znajomi, pocieszali i naturalnie szukali wzrokiem portretu zmarłego.
Budzić się codziennie i widzieć jego zadowoloną, jak u najedzonego kota, twarz — to było za dużo. Weronika zrzuciła kołdrę, wstała, podeszła do półki i wzięła fotografię męża. Przez chwilę wpatrywała się w zadbane, przyjemne oblicze człowieka pewnego swojej nieodpartości. Ileż to kobiet oszalało dla niego. Weronika uśmiechnęła się krzywo.
— No i co? Dobernałeś się? Myślisz, iż cierpię i opłakuję cię? Nie doczekasz. Żegnaj. — Rozsunęła książki i wsunęła między nie oprawioną w ramkę fotografię. — Ot, tak. Tam twoje miejsce, a nie w moim życiu. — Otrzepała niewidzialny kurz z dłoni i poszła do łazienki.
***
Gdy Weronika wyszła z sali po ostatnim egzaminie, na korytarzu już nie było nikogo. Zdawała jako ostatnia. Nagle z boku pojawił się zwyczajny, niczym niewyróżniający się chłopak. Razem aplikowali na studia.
— No i jak? Zdałaś? — spytał.
— Piątka! — Nie mogła ukryć radości.
— To znaczy, iż będziemy razem studiować. — Uśmiechnął się.
— Trzeba jeszcze poczekać na listy… — zaczęła Weronika, choć sama była pewna, iż się dostanie.
— Formalność. Masz jedną czwórkę. I tak masz więcej niż próg.
— A kiedy wieszają listy?
— Pojutrze, pytałem. Może świętujemy? — Czekał na odpowiedź z bijącym sercem.
Weronika pomyślała, iż rodzice jeszcze w pracy, nie ma już czego się uczyć, adekwatnie nie ma co robić.
— Chodźmy — odpowiedziała.
Chodzili po mieście, jedli lody, potem poszli do kina.
Trafili do innych grup. Weronikę to nie obchodziło, ale Roman się zmartwił. Teraz widywali się tylko na przerwach i wykładach, na które zawsze siadał obok niej.
Pewnego dnia Roman się spóźnił, a jego miejsce zajęRoman wziął jej dłoń i szepnął: “Teraz już wiem, iż to wszystko było warto”.