Nie potrafiłam zaakceptować dzieci męża z poprzedniego związku – to było ponad moje siły

twojacena.pl 1 dzień temu

Kilka lat temu spotkało mnie coś, co do dziś pozostawiło we mnie bolesną ranę. Postanowiłam podzielić się swoją historią nie dla współczucia, ale dlatego, iż wiele kobiet przeżywa podobne sytuacje, choć boją się o tym mówić. Ja już nie chcę milczeć.

Mam na imię Agnieszka. Wtedy miałam trzydzieści cztery lata i pracowałam jako kosmetyczka w małym prywatnym salonie w Poznaniu. Mieszkałam sama, nie miałam dzieci, ale w głębi duszy wierzyłam, iż spotkam swojego wymarzonego mężczyznę i założymy rodzinę. Tak poznałam Jakuba. Był starszy o osiem lat, dojrzały, spokojny, inteligentny. Nasze drogi skrzyżowały się przypadkowo — przyszedł na konsultację w sprawie córki swojego znajomego, a potem zaprosił mnie na kawę. Wszystko zaczęło się lekko i naturalnie. Zaczęliśmy się spotykać, a ja się zakochałam — szczerze i prawdziwie. Wydawał się taki niezawodny, zrównoważony, a co najważniejsze — samotny.

Po kilku tygodniach Jakub przyznał, iż ma dzieci. Dwóch synów — w wieku siedmiu i pięciu lat. Ich matka odeszła, gdy młodszy miał zaledwie dwa lata. Powiedziała, iż jest zmęczona i nie chce być matką. Zostawiła dzieci z Jakubem i zniknęła. On wychowywał ich sam. Powiedział mi szczerze: „Jeśli zdecydujesz się odejść — zrozumiem. Nie szukam niani, szukam kobiety, której mogę towarzyszyć”.

Pomyślałam, iż może warto spróbować. Może to moja szansa. Wprowadziłam się do niego. Na początku wszystko było dosyć znośne. Dzieci były do mnie nastawione z rezerwą, ale postanowiłam nie naciskać i nie narzucać się. Przez pierwszy tydzień prawie się nie widzieliśmy, bo były u babci. Ale gdy wróciły, wszystko się zmieniło.

Nie zaakceptowali mnie. Kategorycznie. Młodszy demonstracyjnie się odwracał, a starszy szeptał mi nieprzyjemności. Starałam się — gotowałam to, co lubią, bawiłam się z nimi, czytałam książki. W odpowiedzi dostałam jednak ślinę w talerzu, drwiny, a raz choćby śmieci w pościeli. Rozmawiałam z Jakubem, prosiłam, by z nimi porozmawiał, ale on tylko wzruszał ramionami: „Jest im trudno, daj im czas”.

Czas mijał, a ich zachowanie się pogarszało. Pewnego dnia znalazłam swoje służbowe ubrania — starannie pocięte nożyczkami. To był mój strój, w którym obsługiwałam klientów. Bez niego nie mogłam pracować. Tego dnia nie poszłam na zmianę. Szef ostro mnie zbeształ i zagroził zwolnieniem. Wróciłam do domu we łzach. Jakub znów milczał.

Nie oczekiwałam wdzięczności, ale liczyłam na odrobinę szacunku. Zamiast tego było otwarte lekceważenie. Nie mogłam ani żyć, ani spać, ani pracować. Byłam w ich domu obca. I któregoś dnia zrozumiałam: jeżeli zostanę, zniszczę siebie. Spakowałam się i wyjechałam. Bez scen, bez awantur. Nie o to chodziło w oskarżeniach. Po prostu nie wytrzymałam.

Potem przyszły nieprzespane noce, łzy, wątpliwości. Może nie dałam im czasu w zaakceptowanie mnie? Może powinnam była wytrwać dłużej? Ale, na litość boską, jak można wytrzymać, gdy pięciolatek pluje ci w twarz, a siedmiolatek nazywa cię „darmozjadem”? Gdzie jest granica między zrozumieniem a szacunkiem do samej siebie?

Jakub już do mnie nie zadzwonił. Myślę, iż potraktował to jak zdradę. Ale nie mogę się obwiniać. Starałam się. Naprawdę się starałam. Ale czasem po prostu to nie jest twoja rodzina, i tyle.

Od tamtej pory postanowiłam: nigdy więcej nie zwiążę się z mężczyzną, który ma małe dzieci z poprzedniego związku. To nie o zło czy nienawiść chodzi — to o ból. Ból bycia niepotrzebną, nielubianą, obcą. Nie jestem gotowa znów być wyrzutkiem w czyimś domu.

Może ktoś powie, iż jestem słaba. Może ktoś skrytykuje. Ale tylko ta, która walczyła o prawo do szacunku, zrozumie mnie bez słów. Nie jestem matką tym dzieciom. I nigdy nie będę. A one nie są moje. I taka jest prawda. Trudna, ale prawdziwa.

Dbajcie o siebie. I zastanówcie się, do jakiej rodziny wchodzicie. Czasem cudze dzieci to więcej niż tylko dzieci. To mur, którego nie da się przeskoczyć.

Idź do oryginalnego materiału