„Nikogo cię nie zostawię, nie bój się.”
Jadwiga po raz pierwszy założyła tę jasną, letnią sukienkę, delikatnie pomalowała wąskie usta i krytycznie przyjrzała się sobie w lustrze. *Może włosy przefarbować?* Westchnęła i wyszła z mieszkania.
Na zewnątrz był pierwszy prawdziwie upalny dzień lata. Ostre słońce, radosna zieleń, białe obłoki sunęły po błękitnym niebie. Wreszcie! Bo cały maj i połowę czerwca było chłodno, wietrznie i deszczowo.
Jadwiga spacerowała po niewielkim parku naprzeciwko bloku, gdy nie była na zakupach. To choćby nie był prawdziwy park, tylko ogrodzone krzewami trawniki, przecięte wyłożonymi płytkami ścieżkami, przy których stały ławki. Przechodziła się, a potem siadała odpocząć na jednej z ławek wokół pomnika Mikołaja Kopernika przed uniwersytetem. Były wygodne, z oparciami, w przeciwieństwie do zwykłych ławeczek.
Usiadła, wystawiając twarz promieniom słońca przebijającym się przez liście drzew. Czteroletnia dziewczynka ze śmiesznymi jasnymi warkoczykami z piskiem goniła gołębie. Jej matka siedziała na sądniej ławce i wpatrywała się w telefon.
Na przeciwległą ławkę przysiadł mężczyzna w jasnych spodniach i granatowym swetrze, także obserwując dziecko. W końcu matka schowała telefon do torebki i zabrała córeczkę. Nie było już na co patrzeć. Jadwiga złapała wzrok nieznajomego. Wstał i podszedł do jej ławki.
– Nie przeszkadzam? – zapytał, siadając nieopodal. – Często panią widuję. Mieszka pani niedaleko?
*Podrywa się. Stary, a tu taka sztuka*, pomyślała Jadwiga i nie odpowiedziała.
Mężczyzna się nie zraził, usiadł wygodnie.
– Ja tam mieszkam, w tym bloku. Widziałem panią z balkonu. Studiowałem, pracowałem, całe życie spędziłem niedaleko uniwersytetu.
– Był pan wykładowcą? – spytała Jadwiga.
O, ta jej ciekawość…
– Dawno już emerytem.
Jadwiga skinęła głową, milcząc.
– W końcu pogoda się poprawiła. Pani jest wdową? Zawsze panią widuję samą. – Mężczyzna nie przestawał.
*No, przyczepił się. Na pewno ma zamiary*.
Ale zmęczyła ją samotność i cisza. Nie będzie przecież rozmawiać z meblami.
– Teraz jestem wdową. Rozstaliśmy się z mężem. Dawno temu. Potem zmarł. – Nie wiadomo czemu, się otworzyła.
– Moja żona też odeszła dwa lata temu. – Mężczyzna podniósł twarz do nieba, jakby szukał w nim jej śladu.
Rozmowa płynnie zeszła na dzieci i wnuki. Jadwiga dowiedziała się, iż syn Stanisława mieszka za granicą, a córka z rodziną w Warszawie. Kiedy żyła żona, często zbierali się przy dużym stole. W domu robiło się ciasno i głośno. Gdy został sam, nie chciał się przeprowadzać do dzieci, by im nie zawadzać.
– Taki pan zadbany, myślałam, iż mieszka pan z którymś z dzieci. – Jadwiga rzuciła komplement.
– Sam wszystko ogarniam. To proste, jeżeli się chce.
– Już muszę iść. Zaraz zaczyna się serial. – Wstała, zbierając się do wyjścia.
W rzeczywistości nie oglądała seriali, po prostu czas wracać. Bała się, iż nowy znajomy okaże się ich fanem i zacznie wypytywać o fabuły. Ale on też wstał i powiedział, iż woli książki.
– Ja też. – Ożywiła się. – Tylko teraz oczy słabsze, czytam tylko te z większą czcionką.
– O, mam takich sporo. Chce pani, żebym przyniósł następnym razem? Mam sporą biblioteczkę. jeżeli pani pozwoli, wybiorę coś według gustu. Jadwiga wzruszyła ramionami i pożegnała się.
*Patrzcie go, już planuje. Następnym razem…* – myślała w drodze do domu.
Ale cały wieczór myślała o nowym znajomym. Nazajutrz znów ubrała się elegancko i wyszła do parku. On już czekał na ławce pod pomnikiem. Obok leżała książka w reklamówce. Na jej widok wstał i powitał ją radośnie. Serce Jadwigi zabiło szybciej, a uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Każdego dnia z niecierpliwością czekała na te spotkania i spacery, starannie się ubierając i podkreślając usta. Pewnego dnia zrozumieli, iż czasu zostało im kilka i postanowili być razem. Jadwiga wprowadziła się do Stanisława. Jego mieszkanie było większe niż jej.
Od tej pory zawsze widywano ich razem. Spacerowali w każdej pogodzie, chodzili na zakupy, do teatru, wieczorami czytali wspólnie książki. Na początku Jadwiga bała się osądu sąsiadów i znajomych. *Zwariowała, poszła za obcego faceta na stare lata.*
Ale Stanisław naprawdę świetnie radził sobie w domu, choćby gotował całkiem nieźle. Wszystko robili razem. Po kilku latach nie potrafiła już wyobrazić sobie życia bez niego. Nie sądziła, iż ucieknie spokój i szczęście.
– Jadziu, może bysmy już zalegalizowali ten związek? Żyjemy trochę po niczemu – powiedział kiedyś Stanisław.
– Co ty wymyślasz. Żyjemy i żyjemy. Chcesz, żeby ludzie się z nas śmiali? A co, jeżeli dzieci będą przeciw? – zaśmiała się.
– Dzieci… Twoja córka pytała cię kiedyś, jak ma żyć? No właśnie. Mnie też nie pytali. I my ich nie będziemy pytać.
– Masz rację, ale jednak… – wahała się.
Czas mijał. Raz po raz Stanisław wracał do tematu ślubu, ale Jadwiga zwlekała.
– Piasek nam już leci przez palce, stawy skrzypią, a my do USC. Śmiech na sali. – Jadwiga kręciła głową.
Pewnego dnia zadzwoniła córka i zaczęła od owijania w bawełnę.
– Mamo, ty dalej u tego Stanisława? Nie myślisz o powrocie? Marcin i mój mąż jakoś nie mogą się dogadać. Może niech syn u ciebie pomieszka? Dziewczyna ma, sympatyczna. Ty jak, nie masz nic przeciw?
Katarzyna, córka Jadwigi, rozwiodła się z ojcem Marcina, gdy chłopak miał osiem lat. Teraz studiował już na drugim roku. Rok temu Katarzyna wyszła ponownie za mąż. Dorosły syn nie dogadywał się z nowym mężem matki.
– No dobrze, niech mieszka. Po co ma stać puste? A ślub nie planują?
– Mamo, no kiedyś pewnie tak. Ale teraz wszyscy razem mieszkają przed ślubem. To może jutro się wprowadzi?
Jadwiga zgodziła się. Jak mogKiedy po kilku miesiącach Marcina dziewczyna zaszła w ciążę i młodzi postanowili wziąć ślub, Jadwiga z uśmiechem podpisała im akt darowizny na mieszkanie, a sama przeprowadziła się do niewielkiego domu spokojnej starości nad jeziorem, gdzie codziennie siadała na ławce z widokiem na wodę i rozmawiała z fotografią Stanisława, aż pewnego letniego wieczoru zasnęła tam na zawsze, trzymając w dłoniach tę samą książkę, którą on jej niegdyś przyniósł.