Zapomnij o niej, chłopcze
Wczesnym niedzielnym rankiem obudził Łukasza dźwięk dzwonka. Zaspanym wzrokiem sięgnął po telefon, ale ekran pozostawał ciemny. Wtedy rozległo się ponowne pukanie do drzwi. Zerwał się z łóżka, narzucił ubranie i pobiegł otworzyć. Każdy wie, iż jeżeli ktoś uparcie stuka o świcie, to nie bez powodu.
– Cześć! Śpisz jak zabity. Co, nie poznajesz przyjaciela? – W drzwiach stał Wojtek Kowalski, jego kolega z czasów studiów. – Wpuścisz mnie, czy jak?
– Wojtek?! Skąd ty się wziąłeś? – Łukasz mocno uściskał przyjaciela i wciągnął go do mieszkania. – choćby nie dałeś znać, szelmo! Jak mnie znalazłeś?
– Byłem u twoich. Mama dała mi adres. Powiedziała, iż się rozwiódłeś i uciekłeś do Poznania. Jestem w trasie, specjalnie wybrałem taki przystanek, żeby cię odwiedzić. Pokazuj, gdzie postawić torbę.
– Idź do kuchni, a ja zaraz wrócę z łazienki. Zagrzej czajnik! – krzyknął, zamykając za sobą drzwi.
Gdy Łukasz wszedł do kuchni, na stole stała butelka czerwonego wina, a Wojtek kroił ser.
– Wybacz, trochę się rozgościłem. W twojej lodówce pustki, jakbyś na głodówkę poszedł. Po to są przyjaciele, żebyś nie zdechł z głodu – pouczył go Wojtek, układając kanapki.
– Wino? O tej porze? – Łukasz odwrócił butelkę, by przeczytać etykietę.
– A kto nam zabroni? To tylko symbolicznie, dla lepszej rozmowy.
Wypili, zakąsili kanapkami i jajecznicą. I wspominali, wspominali…
Wojtek ożenił się jeszcze na studiach i miał fart.
– Teść przeszedł na emeryturę, a ja przejąłem firmę budowlaną. Tak, możesz pozazdrościć. Starszy syn kończy liceum, młodszy jest w siódmej klasie. Życie mi się ułożyło – przechwalał się. – A o tobie już wiem. Nie znalazłeś swojej Aśki?
– Pamiętasz? Nie, nie znalazłem.
– Tylko nie mów, iż żyjesz sam jak palec. – Wojtek włożył do ust ostatni kęs kanapki.
– Z synem. Wyjechał do Oli na urodziny. Dzwonił wczoraj, wróci za kilka dni.
Koledze odradzali związek z Olą, ale Łukasz się uparł. Wszystko dlatego, iż przypominała mu Anię, tę „Aśkę”, jak ją nazywali. Jej syn od razu zaczął go nazywać tatą. I Łukasz przywiązał się do chłopca. Ale małżeństwo nie przetrwało długo.
Ola gwałtownie wyszła ponownie za mąż. Z nowym ojczymem relacje Tomka nie układały się najlepiej. Często uciekał do Łukasza. Ola oskarżała byłego męża, iż celowo przeciąga chłopaka na swoją stronę. Łukasz miał dość sporów i wyprowadził się do Wrocławia.
– Tomek każde wakacje spędzał u mnie. Ola urodziła i nie miała już dla niego czasu. A po maturze całkiem się do mnie wprowadził – opowiadał Łukasz.
– Nieźle. „M jak miłość” przy tym blednie. – Wojtek dolał resztę wina.
– Nie, już się wszystko ułożyło. – Wypili.
– A ja ciągle miałem nadzieję, iż jednak ją znajdziesz. Taka miłość… – Wojtek westchnął.
Łukasz milczał. Ostatnio rzadko myślał o tamtych uczuciach, ale Wojtek przyjechał i wszystko przypomniał, poruszył wspomnienia.
Na dworcu obiecali sobie, iż nie dadzą się już zgubić. Łukasz wrócił do domu, wyciągnął stary album i znalazł zdjęcie Ani. Wpatrywał się w nie łapczywie, mimowolnie wracając myślami do przeszłości…
—
Wojtek wyprosił u ojca starą skodę i trójka przyjaciół pojechała na Mazury, do rodziny Darka. Do rozpoczęcia roku akademickiego było jeszcze trochę czasu, więc czemu nie odpocząć?
W sadach trwał właśnie zbiór jabłek i śliwek. Zaproponowano im pracę przy zbiorach. Trochę złotówek nigdy nie zaszkodzi, szczególnie studentom. Od świtu zbierali owoce, a gdy upał stawał się nie do zniesienia, biegli do chłodnej jeziornej wody.
Tam właśnie zobaczyli Anię. Siedziała na brzegu i wpatrywała się w dal.
– „Aśka” czeka na swojego księcia – zażartował Wojtek.
I tak już zostało. Reszta dawno miała już dziewczyny, tylko Łukasz nie wiązał się na poważnie.
Wojtek z Darkiem z krzykiem wskoczyli do wody i odpłynęli. Łukasz podszedł do dziewczyny.
– Czekasz na łódkę z różowymi żaglami? – zapytał żartobliwie.
Podniosła na niego wzrok. W jej oczach było tyle bólu i smutku, iż Łukasz zaniemówił. Odwróciła się z powrotem do jeziora. Usiadł obok, objął kolana.
– Słyszysz to? – spytał, nasłuchując szumu fal.
– Jezioro mówi – odpowiedziała cicho.
Łukasz spojrzał na nią zdumiony. Wypowiedziała na głos jego myśli. Tak siedzieli w milczeniu, wsłuchani w szum wody. Koledzy wrócili, machając do niego. Wstał niechętnie, otrzepał spodnie.
– Muszę iść. Zobaczymy się jutro? O tej samej porze? – zapytał z nadzieją.
Dziewczyna tylko krótko spojrzała i milczała. Ale następnego dnia znów była na brzegu. Poznali się. Jej imię wydało mu się najpiękniejsze na świecie – Ania. Ale gdy próbował dowiedzieć się więcej, wstała i odeszła. Łukasz dogonił ją, odprowadził w milczeniu.
Otaczała ją tajemnica, która go przyciągała. Wieczorem podszedł pod jej dom i rzucił kamykiem w okno. Ania natychmiast wyszła. W krótkich spodenkach i rozpiętej bluzce wyglądała jeszcze lepiej. Spacerowali wzdłuż brzegu. Ona milczała, a on mówił bez przerwy, by ukryć nerwy.
Słońce zachodziło, malując niebo na różowo-pomarańczowo, a jego blask odbijał się w oczach Ani. Łukasz zachwycał się nią. Cieszył się, iż wziął aparat. Ale ona nie chciała się odwrócić. W końcu wszedł do wody i nacisnął spust. Ania nie zdążyła się zasłonić.
To zdjęcie było jedynym dowodem, iż naprawdę istniała.
Każdego wieczoru spacerowali nad jeziorem. Pewnego dnia odważył się ją pocałować. Ania nie odsunęła się, ale zesztywniała tak bardzo,Łukasz się wycofał, a ona wstała i odeszła, jak zawsze otulona tajemnicą, której nigdy nie zdołał rozwikłać.