Nie Miałam Środków na Urodziny Córki — A Wtedy Obcy Zrobił Coś Niezwykłego

newsempire24.com 1 tydzień temu

Siedziałem naprzeciwko córki w przytulnej restauracji w mieście, patrząc, jak jej oczy błyszczą od blasku świeczek na torcie urodzinowym. W piersi czułem mieszaninę euforii i niepokoju.

“Pomyśl życzenie, kochanie” – powiedziałem cicho, uśmiechając się przez ściśnięte gardło.

Zuzia skończyła dziewięć lat. I jak co roku od czasu, gdy odszedł jej ojciec, chciałem, by ten dzień był wyjątkowy. choćby jeżeli oznaczało to zbieranie każdego grosza.

Wziąłem dodatkowe zmiany w kawiarni, opuszczałem posiłki, a choćby sprzedałem kilka rzeczy, które kiedyś były dla mnie ważne. Wszystko po to, by kupić ten piękny tort z jednorożcem, o którym marzyła. Kosztował prawie dwa i pół tysiąca złotych – manualnie zdobiony, z jadalnymi brokatami, tęczową grzywą i złotym rogiem. Drżały mi palce, gdy składałem zamówienie dwa miesiące wcześniej. Ale jej euforia – ten szeroki uśmiech i śmiech – był wart każdej poświęcenia.

Tak myślałem.

Gdy zdmuchnęła świeczki, a kawałki tortu leżały niedojedzone na talerzach, sięgnąłem po portfel. Ale go nie było. Zniknął.

Zamarłem. Oddech utknął mi w gardle.

Przeszukałem kieszenie płaszcza, zajrzałem pod serwetki, pod stół – wszędzie. Dłonie mi drżały. Zuzia patrzyła na mnie z niewinnym uśmiechem, oblizując palce z kremu.

“Tato? Wszystko w porządku?”

Wymusiłem uśmiech. “Oczywiście, córeczko. Tylko… czegoś szukam.”

Kelner wrócił z delikatnym uśmiechem i położył rachunek na stole. Spojrzałem na kwotę – 2520 złotych. Za tort i mały pakiet urodzinowy, który dodałem w ostatniej chwili. Nie spodziewałem się, iż wyjdzie tak drogo.

“Przepraszam… – wyjąkałem. – Chyba zostawiłem portfel w domu. Nie wiem, jak to się stało, zawsze sprawdzam…”

Kelner zmarszczył brwi. “Proszę pana, potrzebujemy zapłaty. Mogę dać kilka minut, ale…”

Przełknąłem ślinę. Ludzie zaczęli zerkać w naszą stronę. Twarz mi płonęła. Czułem ich osąd. Ojciec przychodzi z dzieckiem do dobrej restauracji, a teraz nie może zapłacić?

Zuzia złapała mnie za rękę. “Tatusiu, mamy kłopoty?”

To mnie złamało. Moje dziecko widziało to wszystko – w swoje urodziny. Nie mogłem pozwolić, by zobaczyło moje łzy.

“Nie mam przy sobie tyle pieniędzy” – szepnąłem, desperacko patrząc na kelnera.

“Będę musiał wezwać kierownika. Albo… policję.”

Policję?

Serce zamarło mi w piersi. Wyobraziłem sobie, jak przychodzą, zadają pytania, Zuzia przestraszona i zdezorientowana. Czy pomyślą, iż chciałem ukraść? Że jestem złym ojcem?

Wstałem, kolana mi się uginały. “Proszę… – głos mi się załamał. – Dajcie mi chwilę. Spróbuję do kogoś zadzwonić.”

Ale do kogo? Nie miałem nikogo. Rodzice nie żyli. Była żona wyjechała za granicę i od trzech lat nie dała ani grosza. Przyjaciele mieli podobne problemy.

Spojrzałem wokół, ściskając dłoń Zuzi. Już miałem iść błagać kierownika, gdy kelner wrócił, ale jego wyraz twarzy się zmienił. Patrzył na mnie dziwnie.

“Panowie… Rachunek został już opłacony.”

Otworzyłem usta. “Co?”

“Ktoś za was zapłacił. Wszystko jest załatwione.”

Nie wierzyłem własnym uszom. “Ale… kto?”

Kelner wskazał głową na drugi koniec sali. “Tamten pan przy oknie.”

Spojrzałem. Przy stoliku siedział mężczyzna w granatowej kurtce i zniszczonej bejsbolówce. Coś w nim było znajomego, ale nie mogłem skojarzyć.

Gdy nasze spojrzenia się spotkały, wstał i podszedł.

“Proszę pana – powiedział cicho. – Mam nadzieję, iż nie ma pan nic przeciwko. Słyszałem sytuację. Nie chciałem podsłuchiwać, ale widziałem strach w pańskich oczach i sposób, w jaki córeczka na pana patrzyła. Nie mogłem zostać bierny.”

Nie mogłem wydusić słowa.

“Sam wychowałem się bez ojca – ciągnął. – Pamiętam, jak mama płakała po nocach, pracując na dwóch etatach, by dać mi choć jeden szczęśliwy dzień w roku. Urodziny były trudne. Ale zrozumiałem to dopiero, gdy dorosłem.”

Łzy zakłuły mnie w oczy.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko. “Nie mam swoich dzieci. Ale wiem, jak wygląda miłość. Pańska córka? Ma szczęście. A ja jestem zaszczycony, iż mogłem pomóc.”

Nie powstrzymałem łez. Zuzia spojrzała na niego i szepnęła: “Dziękuję, panie.”

Przysiadł na chwilę, by być na jej wysokości. “Masz wspaniałego tatę, mała. Przytul go mocno dziś wieczorem.”

Zuzia rzuciła się w moje ramiona. Trzymałem ją mocno, płacząc.

Zanim zdążyłem zapytać o jego imię czy choćby podziękować, skinął głową i odszedł.

“Proszę pana! – zawołałem. – Jak mam pana nazywać?”

Zatrzymał się, zawahał, a potem uśmiechnął. “Mówcie na mnie Marek.”

I zniknął.

Tej nocy, po znalezieniu portfela wcisniętego między siedzenie a drzwi samochodu, siedziałem przy łóżku Zuzi i patrzyłem, jak śpi. Miała jeszcze papierową koronę z restauracji, policzki zaróżowione od śmiechu, a ręce lepkie od tortu.

Myślałem o Marku. O obcym, który pojawił się w najmniej spodziewanym momencie.

Następnego dnia wróciłem do restauracji, by go odszukać. Kelner powiedział, iż Marek bywał tam co tydzień, zawsze zamawiał tę samą czarną kawę.

Czekałem na niego przez kolejne tygodnie, ale już się nie pojawił.

Kilka miesięcy później dostałem list. Bez adresu zwrotnego, tylko moje imię drukowanymi literami.

W środku była krótka notka:

“Drogi Tatusiu,
Piszę to teraz, bo nigdy nie odważę się powiedzieć na głos. Jesteś wspaniałym tatą. Widzę, jak się martwisz, ale dałeś mi najpiękniejsze urodziny w życiu. Nie przez tort, ale dlatego, iż zobaczyłam, jak bardzo mnie kochasz.
Kochająca, Zuzia.”

Dołączony był rysunek kredkami: ja, Zuzia i mężczyzna w bejsbolówce pod napisem “Sto lat!I odwróciłem kartkę, a na odwrocie znalazłem jeszcze jedno zdanie, napisane drobnym maczkiem: “Marek był moim bratem, który odszedł wiele lat temu – ten dzień był jego prezentem dla nas obojga.”

Idź do oryginalnego materiału