Nie masz żadnego usprawiedliwienia.

newskey24.com 6 godzin temu

„Nie masz dla mnie żadnego usprawiedliwienia!” – Kinga uniosła rękę, wskazując matce drzwi. – Wyjdź!

Kinga opuściła uczelnię i ruszyła w przeciwną stronę niż przystanek. Do Dnia Kobiet zostało kilka dni, a ona wciąż nie kupiła prezentu dla babci. Wszystko jej nie pasowało. Szła gwałtownie w stronę sklepu, gdy w torebce odezwała się stłumiona melodia telefonu. Stanęła i wyjęła go. Babcia.

„Babciu, już niedługo będę” – powiedziała Kinga.

„Dobrze” – odparła babcia.

Kinga miała wrażenie, iż chciała jeszcze coś dodać. I głos miała dziwny, jakby pełen winy.

„Wszystko w porządku?” – spytała szybko, zanim babcia się rozłączyła.

„Wszystko gra. Tylko… wracaj szybciej”. I połączenie się urwało.

Kinga schowała telefon, zawróciła i ruszyła w stronę przystanku, zastanawiając się, czemu babcia tak ją nagli. „Coś się stało. Ale dlaczego nie powiedziała przez telefon? Muszę oddzwonić, bo umrę z niecierpliwości!” Ale w tej chwili zobaczyła podjeżdżający autobus i pognała, by zdążyć.

„Może ukradli jej portfel w sklepie i jest zdenerwowana? A może źle się poczuła, ciśnienie skoczyło? I czemu ten autobus tak się wlecze? Wszystkie światła na czerwonym!” – myślała Kinga, wpatrując się nerwowo w mijane ulice.

W końcu jej przystanek. Wysiadła i ruszyła w stronę domu. Wchodząc na podwórko, spojrzała na okna mieszkania. Było jeszcze widno, a w pokoju paliło się światło. Serce zabiło jej mocniej, pobiegła do klatki. Pod drzwiami zatrzymała się, grzebiąc w torebce.

„Gdzie te klucze?!” – warknęła niecierpliwie.

Wtedy zgrzytnął zamek, drzwi się otworzyły, a w progu stanęła babcia.

„Czekałaś na mnie?” – zdziwiła się Kinga.

„Wejdź” – krótko odparła babcia.

Kinga przeszła do przedpokoju i przyjrzała się babci. Nie umknęło jej, iż jest spięta.

„Co się stało, babciu?”

„Stało się, Kinguś…” – Babcia spojrzała na uchylone drzwi do pokoju, pochyliła się i szepnęła: – Mamy gościa.

„Kogo?” – również zniżyła głos Kinga.

Nerwowość babci nagle udzieliła się i jej. W głowie przewijały się twarze i imiona tych, którzy mogli zjawić się tak niespodziewanie i wyprowadzić z równowagi zwykle spokojną babcię.

„Zobaczysz. Rozbierz się” – pospieszyła ją babcia.

Kinga zdjęła kurtkę i zawieszając ją, zauważyła obce damskie palto. Pod nim stały wysokie białe kozaki. Odstawiła swoje buty na bok, zerkała na tamte. O takich mogła tylko marzyć.

Spojrzała pytająco na babcię. Ta tylko zmarszczyła brwi i otworzyła drzwi. Kinga przygładziła włosy i weszła pierwsza. zwykle wieczorem włączali lampę, ale dziś jarzyła się żyrandolowa wieloramienna lampa. Kątem oka dostrzegła ruch na kanapie.

Z sofy podniosła się kobieta w czarnej sukience. Spod rozpiętego kołnierza wystawały wystające obojczyki. Ciemne włosy zebrane w nieporządny kok, z którego wymykały się kosmyki. Zmęczone oczy. Wyglądała na wyczerowanie lub chorobę. Albo dopiero co wróciła z pogrzebu.

Na widok Kingi wymusiła nienaturalny uśmiech. I wtedy Kingę przeszył błysk rozpoznania. W głowie mignęło słowo „mama”, by zaraz zniknąć. Nie miała dla niej innego imienia. Po prostu obca. Nie widziała jej od czternastu lat, ale i tak ją poznała.

Widocznie w jej oczach odbiły się wszystkie emocje, bo kobieta przestała się uśmiechać i opadła z sił. A na co liczyła? Że Kinga rzuci się jej na szyję?

Kiedyś była ładna, teraz wyglądała na zmęczoną, a czerń dodawała jej lat. Ile miała? Babcia mówiła, iż urodziła Kingę w wieku dziewiętnastu lat. Kinga miała dwadzieścia, czyli ona trzydzieści dziewięć. Wydawała się dużo starsza. Życie ją nie oszczędzało.

„Cześć, córeczko” – powiedziała. – Jakaś ty już dorosła. Piękna. Babcia mówiła, iż masz chłopaka.

Kinga spojrzała na babcię z wyrzutem. Już zdążyła nagadać. Babcia spuściła wzrok. Kobieta zrobiła krok w jej stronę, ale Kinga się cofnęła, a tamta zastygła w bezruchu. Kinga miała ochotę uciec, już nigdy jej nie widzieć. Zbyt wiele bólu i gniewu w niej obudziła.

„Po co przyszłaś?” – spytała, uniosła podbródek. W głosie Kingi brzmiała złość, nienawiść i gorycz. Właśnie to czuła do matki.

„Wróciłam. Niedługo masz urodziny” – dodała matka pewniejszym tonem i znów spróbowała się uśmiechnąć. Ale natknęła się na zimne spojrzenie i opuściła kąciki ust.

„Za dwa tygodnie. Trochę późno sobie przypomniałaś? A wcześniej nie mogłaś zadzwonić? Ani razu?” – Kinga celowała słowami jak szpilkami, chcąc jak najboleśniej uderzyć.

„Kinga, zapomniałaś? Przysyłała pieniądze” – wtrąciła babcia.

„Oczywiście, pamiętam. Całe tysiąc złotych! Kupowałyśmy za to makaron, kaszę i grykę, żeby starczyło. Do następnych urodzin. Po co przyjechałaś? Mogłaś przelać na konto. Albo teraz nie masz forsy? Postanowiłaś zjawić się osobiście, żeby nam „dobrodziejstwo” wyświadczyć?” – Kinga prychnęła, ale spojrzenie miała wciąż twarde.

„Nie potrzebuję twoich tysiąca. I ciebie też nie. Nie przychodź na moje urodziny. Już mnie widziałaś? Możesz wracać, skąd przyszłaś”.

Ale matka nie ruszyła się.

„Kiedy wracałam ze szkoły, babcia z euforią opowiadała, iż dzwoniłaś. Że przesyłasz pozdrowienia i obiecywałaś przyjechać. Ja, naiwna, czekałam. Ale ty nigdy nie oddzwoniłaś. W końcu zrozumiałam, iż babcia mnie oszukuje. Chciała, żebym myślała, iż pamiętasz i kochasz. I ja udawałam, żeby jej nie martwić. Tak się wzajemnie oszukiwałyśmy przez lata” – powiedziała Kinga z goryczą.

„W szkole kłamałam koleżankom, iż mama dzwoni, gratuluje i przysyKinga spojrzała jeszcze raz na białe kozaki w przedpokoju, wzięła głęboki oddech i powoli zamknęła drzwi za sobą, wiedząc, iż niektóre rany nigdy nie zagoją się do końca.

Idź do oryginalnego materiału