Nie martw się, zawsze będę przy tobie

polregion.pl 4 godzin temu

**Dziennik Serafiny**

Dziś włożyłam jasną, letnią sukienkę, lekko podkreśliłam wąskie usta i spojrzałam na siebie w lustrze. „Może farba do włosów?” Westchnęłam i wyszłam z mieszkania.

Na zewnątrz panował pierwszy prawdziwie letni upał. Ostre słońce, radosna zieleń, białe obłoki płynęły po błękitnym niebie. Wreszcie, bo przez cały maj i połowę czerwca było chłodno, wietrznie i deszczowo.

Serafina spacerowała w niewielkim parku naprzeciwko domu, gdy nie robiła zakupów. To choćby nie park, tylko ogrodzone przyciętymi krzewami trawniki, przecięte wyłożonymi płytkami ścieżkami, przy których stały ławki. Przechadzała się, a potem siadała odpocząć na jednej z ławek otaczających pomnik Mikołaja Kopernika przed uniwersytetem. Ławki tu były wygodne, z oparciami, w przeciwieństwie do zwykłych ławeczek.

Usiadła, wystawiając twarz promieniom słońca przedzierającym się przez liście drzew. Czteroletnia dziewczynka ze śmiesznymi blond warkoczykami z radosnym piskiem goniła gołębie. Jej mama siedziała na sąsiedniej ławce i wpatrywała się w telefon.

Na ławkę naprzeciw Serafiny usiadł mężczyzna w jasnych spodniach i niebieskim swetrze, także obserwując dziewczynkę. W końcu jej mama schowała telefon do torebki i zabrała córeczkę. Nie było już na co patrzeć. Serafina złapała wzrok mężczyzny. Wstał i podszedł do jej ławki.

— Nie przeszkadzam? — zapytał, siadając niedaleko. — Często panią widuję. Mieszka pani w pobliżu?

„Przylepia się. Stary, a takie numery”, pomyślała Serafina i nie odpowiedziała.
Mężczyzna się nie zraził, usiadł wygodnie.

— Ja tam mieszkam, w tym bloku. Widziałem panią z balkonu. Studiowałem na uniwersytecie, pracowałem i całe życie spędziłem w jego cieniu.

— Był pan wykładowcą? — zapytała Serafina.
Och, to jej przeklęte ciekawość.

— Dawno już emerytem.
Serafina skinęła głową, milcząc.

— W końcu pogoda się poprawiła. Jest pani wdową? Zawsze panią widuję samą. — Zainteresował się mężczyzna.

„No i przyczepił się. Na pewno ma zamiar”, zdecydowała Serafina.

Ale zmęczyła ją samotność i cisza. Z meblami przecież nie będę rozmawiać.

— Teraz jestem wdową. Rozstaliśmy się z mężem. Dawno temu. Potem zmarł. — Nie wiadomo czemu, Serafina się otworzyła.

— Moja żona też odeszła dwa lata temu. — Mężczyzna podniósł twarz ku niebu, jakby chciał ją tam odnaleźć.

Rozmowa płynnie przeszła na dzieci i wnuki. Serafina dowiedziała się, iż syn Wojciecha mieszka za granicą, a córka z rodziną — w Warszawie. Gdy żyła żona, często zbierali się przy dużym stole. W domu robiło się ciasno i głośno. Został sam, ale nie chciał przeprowadzać się do dzieci — nie chciał im przeszkadzać.

— Taki pan zadbrowsany, myślałam, iż mieszka pan z którymś z dzieci. — Serafina rzuciła komplement.

— Sam wszystko potrafię. Nic trudnego, byle była chęć.

— Muszę już iść. Zaraz zacznie się serial. — Serafina wstała z ławki, gotowa do odejścia.

W rzeczywistości nie oglądała seriali, po prostu czas wracać. Bała się, iż nowy znajomy też je ogląda i zacznie wypytywać. Ale on też wstał i powiedział, iż woli książki.

— Ja też. — Serafina ożywiła się. — Tylko oczy już nie te, czytam tylko te z dużym drukiem.

— O, u mnie takich sporo. Chce pani, przyniosę następnym razem? Mam dużą bibliotekę. jeżeli pozwoli pani, wybiorę coś według gustu. Serafina wzruszyła ramionami i pożegnała się.

„Aha, już się rozmarzył. Następnym razem…” — myślała w drodze do domu.

Ale cały wieczór wspominała nowego znajomego. Nazajutnicz włożyła odświętne ubranie i znów wyszła do parku. On już czekał na niej ulubionej ławce. Obok leżała książka w torbie. Na widok Serafiny wstał i powitał ją radośnie. Jej serce zabiło mocniej, a zadowolony uśmiech rozjaśnił twarz.

Serafina z niecierpliwością czekała na te spotkania, starannie się ubierając i podkreślając usta. Pewnego dnia zrozumieli, iż zostało im mało czasu, i postanowili być razem. Serafina zamieszkała z Wojciechem. Jego mieszkanie było przestronniejsze niż jej.

Od tej pory zawsze widywano ich razem. Spacerowali w każdej pogodzie, chodzili na zakupy i do teatru, wieczorami czytali książki. Początkowo Serafina bała się opinii sąsiadów. „Oszalała, poszła za obcego faceta na starość”.

Ale Wojciech naprawdę świetnie radził sobie w domu, choćby gotował. Wszystko robili razem. Po kilku latach nie wyobrażała sobie życia bez niego. Nie sądziała, iż u schyłku lat znajdzie spokój i szczęście.

— Sera, może byśmy zalegalizowali nasz związek? Żyjemy przecież nie po ludzku — powiedział pewnego dnia Wojciech.

— Co też ty wymyślasz. Żyjemy i żyjemy. Chcesz, żeby się ludzie śmiali? A jak dzieci będą przeciw? — zaśmSerafina westchnęła ciężko, patrząc na zdjęcie Wojciecha na półce, i pomyślała, iż najważniejsze było to, iż przez te wszystkie lata mieli siebie, a reszta – cóż, reszta już nie miała znaczenia.

Idź do oryginalnego materiału