**Dziennik, 12 maja**
– Nie martw się, nie zabawię długo. Zostanę tydzień, dopóki nie znajdę mieszkania. Mam nadzieję, iż mnie nie wyrzucisz? – powiedziała siostra.
Halina postawiła na stole śniadanie i poszła obudzić wnuczkę. Osiemnastoletnia Zosia uwielbiała długo wylegiwać się w łóżku.
– Zosiu, wstawaj! Spóźnisz się na uczelnię.
Zosia zamruczała coś pod nosem i naciągnęła kołdrę na głowę.
– Znowu siedziałaś do północy przy laptopie? Gdybyś kładła się wcześniej, rano wstawałabyś łatwiej. Nie odpuszczę, wstawaj! – Halina zdjęła kołdrę.
– No baa… – jęknęła Zosia, ale ostatecznie wstała, ziewnęła i przeciągnęła się, unosząc ręce do góry.
– Szybciej, herbata wystygnie – Halina wyszła z pokoju.
– Już mnie to wszystko strasznie wkurza – mruknęła Zosia, powłócząc nogami za babcią.
– Słyszę każdą sylabę. Kto cię „wkurza”? Chyba nie ja? – Halina zatrzymała się nagle, a Zosia w nią wpadła. – Jeszcze raz coś takiego usłyszę i się obrazę. Nie podoba ci się? Możesz wrócić do matki.
– Przepraszam, babciu. – Zosia cmoknęła Halinę w policzek i uciekła do łazienki.
„Lisica” – Halina pokręciła głową. – Zwykły poranek zwykłego dnia. Tak i życie przeleci niezauważone – pomyślała nagle. – Teraz wyprawię Zosię na uczelnię i zabiorę się do pracy. Jakie to szczęście, iż mogę pracować zdalnie. Samą emeryturą byśmy nie przeżyły.
Wzięła z talerza kawałek wczorajskiej zapiekanki.
– Babciu, mówiłam, iż nie jem rano, a zwłaszcza zapiekanki – rozległ się za nią zirytowany głos Zosi. – Wypiję herbatę, ale zapiekanki nie tknię. – Wnuczka usiadła naprzeciw, rzucając upartym wzrokiem.
– To weź kawałek na wynos. Same kości, wiatr cię uniesie. Jedz, mówię. Cały dzień będziesz głodna.
Zosia westchnęła i ukąsiła zapiekankę z miną, jakby przyjmowała lekarstwo.
Tak było codziennie. Każdy kęs trzeba było wpychać niemal siłą. Ta moda na chudość…
– No widzisz, grzeczna dziewczynka. – Halina zebrała naczynia, zanim Zosia zdążyła zostawić swój niedojedzony kawałek.
Wnuczka dopiła herbatę jednym haustem i wymknęła się z kuchni.
Zanim Halina zmyła naczynia, z przedpokoju dobiegł szelest. Pospieszyła tam.
– Wiedziałam, iż wyjdziesz za mną. Przestań mnie pilnować, nie jestem dzieckiem. Ubrana jestem normalnie, widzisz? – Zosia zapięła kurtkę i owinęła szyję szalikiem. – Czapki nie założę – rzuciła uparcie.
– Nie marudź, bo będę się martwić. A w moim wieku nerwy to zbędny luksus – powiedziała Halina, gdy Zosia już wybiegała.
Zamknęła za nią drzwi i zajrzała do jej pokoju. Łóżko znów nieposłane. Walka z tym była równie bezcelowa jak namawianie jej do czapki. choćby jeżeli ją zakładała, to i tak ściągała ją i chowała do torby za progiem. „No cóż, kto ją rozpieszcza, jak nie babcia?” – pomyślała, prostując narzutę.
Halina usiadła do komputera. Gdy zadzwonił dzwonek, spojrzała na zegarek – dopiero dwunasta. Przeciągnęła się, przecierając oczy. Dzwonek rozległ się ponownie, natarczywy.
W drzwiach stała zadbana kobieta w eleganckim, drogim płaszczu, z intensywnie czerwonymi ustami. Halina zamarła. Kobieta też milczała. Halina raczej domyśliła się, niż poznała.
– Lena?! – wykrztusiła.
Tamta uśmiechnęła się szerzej, odsłaniając zbyt równe i białe zęby, by były prawdziwe.
– Czekałam, czy mnie rozpoznasz – powiedziała siostra. – Wpuścisz mnie, czy będę stać w progu? – Lena uniosła walizkę i ogromną torbę.
Halina odsunęła się, wciąż oszołomiona. – Skąd ty…?
– Stamtąd – Lena wtoczyła bagaż do przedpokoju, zajmując całą przestrzeń. – Postanowiłam wrócić. Dość już życia na obczyźnie. U was wszystko po staremu. – Jej bystry wzrok wychwycił zużyte tapety i wytarty linoleum.
– Na stałe? – Halina zamknęła drzwi.
– Nie bój się, tylko na tydzień, dopóki nie znajdę mieszkania. Mam nadzieję, iż mnie nie wygrasz? – To nie było pytanie, tylko stwierdzenie. – Zostałaś sama, nie wyszłaś za mąż? – Lena zachichotała chrapliwie.
– Mieszkam z wnuczką. Jest na uczelni.
– Córka gdzie?
– Z mężem, osobno. Rozbieraj się, nastawię czajnik. Wybacz, nie spodziewałam się gości… Została tylko wczorajsza zapiekanka. Weźmiesz? – Halina wyszła do kuchni.
– Głupie pytanie – uśmiechnęła się Lena.
***
Nigdy nie były blisko, a dziesięcioletnia różnica wieku tylko to pogłębiała. Mówią, iż rywalizacja między siostrami trwa całe życie – o to, którą rodzice kochają bardziej. Lena zawsze patrzyła na młodszą z góry, jakby mówiąc: „Nie prosiłam was o tę siostrę”.
Halina czuła, iż rodzice faworyzują Lenę. To ona zabierała całą ich uwagę i prezenty. Halina nosiła po niej ubrania.
Kłótnie były częste. Halina też chciała nowych sukienek, ale nigdy nie starczało pieniędzy.
– Mamo! Ona wzięła moją bluzkę bez pytania i ją poplamiła! – krzyczała Lena przed szkołą.
– Kłamiesz! Jest na mnie za duża! To ty chcesz nową! – broniła się Halina.
Lena rzucała się na nią z pięściami, a Halina chowała się za matką.
– Dość! Kupię ci nową, tylko przestańcie! – obiecywała matka.
A Leni tylko o to chodziło. Zwycięsko przewracała oczami i rzucała siostrze starą bluzkę.
Gdy Lena zaraz po szkole wyszła za mąż, Halina się ucieszyła. Wreszcie wszystko będzie tylko jej. Gdzie tam! Lena wpadała i żebrała: nowe buty, płaszcz… Matka dawała. Dla Haliny znów nie starczało.
Po roku Lena się rozwiódłPo latach waśni i nieporozumień Halina zrozumiała, iż jedyną rzeczą, która przetrwała, było to samo wspólne dzieciństwo – pełne sprzecznych emocji, ale jednak ich wspólne.