— Nie martw się, nie zostanę długo. Pomieszkam tydzień, może dwa, aż znajdę swoje miejsce. Mam nadzieję, iż mnie nie wyrzucisz — powiedziała siostra.
Halina postawiła na stole śniadanie i poszła obudzić wnuczkę. Osiemnastoletnia Zosia uwielbiała długo wylegiwać się w łóżku.
— Zosiu, wstawaj. Spóźnisz się na uczelnię.
Zosia zamruczała coś pod nosem i naciągnęła kołdrę na głowę.
— Znowu siedziałaś do północy przy komputerze? Gdybyś kładła się o rozsądnej godzinie, wstawałabyś łatwiej. Nie odpuszczę ci tak po prostu. Wstawaj! — Halina ściągnęła kołdrę.
— No, babciu… — jęknęła Zosia, ale w końcu podniosła się, przeciągając się leniwie i kołysząc na smukłych nogach.
— Prędzej, herbata wystygnie — pogoniła ją Halina, wychodząc z pokoju.
— Wszystko mnie już nudzi — burknęła Zosia, wlokąc się za nią.
— Słyszę każde słowo. I kto cię tak nudzi? Czyżbym to ja? — Halina zatrzymała się nagle, a Zosia wpadła na nią. — Jeszcze raz to usłyszę i się obrażę. jeżeli ci się nie podoba, zawsze możesz wrócić do matki.
— Przepraszam, babciu. — Zosia cmoknęła Halinę w policzek i uciekła do łazienki.
„Lisica…” — pokiwała głową Halina. — „Zwykły poranek zwykłego dnia. Tak właśnie przemija życie.” Nagle przyszła jej do głowy ta myśl. — „Teraz wyprawię Zosię na uczelnię i zabiorę się do pracy. Dobrze, iż mogę pracować zdalnie. Samej emerytury by nie starczyło.”
Halina usiadła przy stole i wzięła kawałek wczorajszego zapiekankowego ciasta.
— Babciu, mówiłam, iż nie jem śniadań, a już na pewno nie zapiekanek — oznajmił za plecami Haliny niezadowolony głos Zosii. — Wypiję herbatę, ale ciasta nie tknię. — Wnuczka usiadła naprzeciwko, rzucając upartym spojrzeniem.
— To zabierzesz kawałek na wynos. Same kości i skóra. Jedz, mówię. Wieczorem będziesz głodna jak wilk.
Zosia westchnęła i ugryzła kawałek ciasta z miną, jakby jadła ropuchę.
Tak było każdego ranka. Dodatkowy kawałek trzeba było wpychać w Zosię prośbami i szantażem. O, ta moda na chudość…
— No i dobrze. — Halina wzięła swój kubek i pusty talerz — na wypadek, gdyby Zosia wpadła na pomysł, by zostawić swój niedojedzony kawałek — i odstawiła naczynia do zlewu.
Wnuczka dopchała kęs, jednym haustem wypiła herbatę i wysunęła się spod stołu.
Zanim Halina zdążyła pozmywać, z przedpokoju dobiegł szelest. Pospieszyła tam.
— Wiedziałam, iż wyjdziesz. Przestań mnie śledzić, nie jestem dzieckiem. Ubrana jestem normalnie, widzisz? — Zosia zapięła kurtkę i owinęła szalik wokół szyi. Wyprzedzając babcię, dodała stanowczo: — Czapki nie założę.
— Nie spóźniaj się, bo będę się martwić. A w moim wieku nerwy to ostatnie, czego potrzebuję — powiedziała Halina już do pleców uciekającej wnuczki.
Westchnąwszy, Halina zamknęła drzwi za nią i poszła do pokoju Zosi. I znów — łóżko nieposłane. Walka z tym była równie bezcelowa jak próby włożenia jej czapki. choćby jeżeli ją założyła, i tak zdejmowała ją po wyjściu i pakowała do torby. „No cóż, kto ją rozpieszcza, jak nie babcia?” — pomyślała Halina, prostując narzutę.
Halina udała się do swojego pokoju i siadła przy komputerze. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, spojrzała na zegarek — dwunasta. Zdjęła okulary i przetarła zmęczone oczy. Dzwonek rozległ się ponownie, dłuższy i bardziej natarczywy.
Otworzyła drzwi i zobaczyła przed sobą zadbaną kobietę w nieokreślonym wieku, ubraną modnie i drogo, z jaskrawoczerwoną szminką na ustach rozciągniętych w uśmiechu. Zamarła z zaskoczenia. Kobieta też milczała. Halina raczej domyśliła się, niż rozpoznała.
— Irena?! — wykrztusiła.
Kobieta uśmiechnęła się szerzej, odsłaniając zbyt równe i białe zęby, by mogły być prawdziwe.
— CzekaHalina przycisnęła kartę do piersi i pomyślała, iż choćby po śmierci Irena wciąż próbuje naprawić to, co między nimi zepsuło.