Nie mam ochoty, ale pakuję się i jadę z synem do mamy.

twojacena.pl 1 dzień temu

W głębi serca nie mam ochoty, ale pakuję walizki i wyjeżdżam z synem Kacprem do mojej mamy, Haliny Antoniny. A wszystko przez to, iż wczoraj, gdy spacerowałam z dzieckiem, mój mąż Marek postanowił okazać gościnność i wpuścił do naszego pokoju krewnych — kuzynkę Kingę z mężem Wiktorem oraz ich dwójką dzieci, Zosią i Jakubem. Najbardziej oburzające? choćby nie raczył ze mną tego omówić! Po prostu stwierdził: „Ty z Kacprem możecie u mamy zamieszkać, tam miejsca nie brakuje”. Do teraz nie mogę ochłonąć z bezczelności. To nasz dom, nasza przestrzeń, a ja mam się teraz wynosić dla obcych? Nie ma mowy, to przesada.

Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Kacprem ze spaceru. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o położeniu go spać i filiżance herbaty w ciszy. Wchodzę do mieszkania, a tam — istny cyrk. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Markiem i Kacprem, już rozlokowali się Kinga z Wiktorem. Ich dzieci, Zosia i Jakub, biegają po pokoju, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy — książki, kosmetyki, choćby laptop — poukładane są w kącie, jakby już tu nie mieszkałam. Stanęłam jak wryta i pytam Marka: „Co to ma znaczyć?”. A on, tak spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie: „Kinga z rodziną przyjechali, nie mają gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż ty z Kacprem pojedziecie do Haliny Antoniny, tam przecież jest miejsce”.

Zakręciło mi się w głowie z gniewu. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Markiem płaciliśmy za to mieszkanie, urządzaliśmy je, wybieraliśmy meble. A teraz mam się wynosić, bo jego krewni postanowili odwiedzić miasto? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może zgodziłabym się pomóc, gdybyśmy to wcześniej omówili. A tak? Postawił mnie przed faktem. Kinga, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i rzuciła: „Zosiu, nie martw się, zabawimy tylko dwa tygodnie!”. Dwa tygodnie? choćby dwóch dni nie chcę, by obcy majstrowali przy moich rzeczach!

Wiktor, mąż Kingi, siedzi jak mumia. Popija kawę z mojego ulubionego kubka i tylko kiwa głową, gdy Kinga coś mówi. A ich dzieci? To osobna historia. Zosia, sześciolatka, już wylała sok na nasz dywan, a Jakub, czterolatek, uznał moją szafę za idealną kryjówkę. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to nie hotel, ale Kinga tylko machnęła ręką: „Oj, dzieci są dziećmi!”. Jasne, a sprzątać po nich pewnie przypadnie mnie.

Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam, iż to boli, gdy podejmuje decyzje za moimi plecami. Wytłumaczyłam, iż Kacper potrzebuje stabilności, własnego kąta. A wożenie trzyletniego dziecka do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie rozwiązanie. Ale Marek tylko wzruszył ramionami: „Zosia, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomagać”. Rodzina? A my z Kacprem to już nie rodzina? Byłam tak wściekła, iż ledwo powstrzymałam łzy. Zamiast płakać, zaczęłam pakować rzeczy. jeżeli myśli, iż będę milczeć i znosić, to się myli.

Gdy moja mama, Halina Antonina, dowiedziała się, co się stało, wpadła w szał. „Czy Marek teraz decyduje, kto mieszka w waszym domu? — krzyczała przez telefon. — Przyjeżdżaj, Zosieńko, ja was przygarnę, a z mężem sobie poradzisz”. Mama ma charakter, już była gotowa przyjechać i wyrzucić nieproszonych gości. Ale nie chcę awantury. Chcę tylko, by Kacper był w komforcie, a ja mogła spokojnie przemyśleć, co dalej.

Pakując walizki, wciąż analizowałam tę sytuację. Jak to możliwe, iż Marek tak łatwo wymazał nas z naszego własnego życia? Zawsze starałam się być dobrą żoną: gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych ludzi w naszej sypialni. Najbardziej boli, iż choćby nie przeprosił. Tylko rzucił: „Nie robi”Jak się okazało, ten wyjazd do mamy stał się punktem zwrotnym, który zmusił Marka do zrozumienia, iż nasza rodzina to nie tylko gościnność, ale przede wszystkim wzajemny szacunek.”

Idź do oryginalnego materiału