– Mamo, przecież byłaś za granicą, jak to nie masz pieniędzy? – spytała Maria, jakby zapomniała, iż wszystko, co zarabiałam, szło właśnie na nią.
Pracowałam za granicą w Portugalii. Pochodzimy ze wsi, wszystko, co mieliśmy, to był mały, stary domek. Córka od razu zapragnęła mieszkania w mieście. Gdy miałam już coś odłożone, kupiłam jej lokum.
Mieliśmy z mężem dwoje dzieci: był też syn, Roman. Niestety, jego los potoczył się krótko i ciężko. Ożenił się i zamieszkał u teściów. Małżeństwo im się nie układało, a Roman nie wymyślił nic lepszego, niż odejść z rodziny. Wyjechał za granicę, a po pewnym czasie przyszła wiadomość, iż już go nie ma wśród nas.
Z mężem odwiedzaliśmy synową i wnuka, staraliśmy się pomagać. Mojej córce Maria to się nie podobało. Uważała, iż synowa to dla nas nikt, i jeżeli chcemy pomagać, to tylko jej.
Ale nie mogłam zostawić wnuka bez wsparcia. Raz czekoladki przyniosłam, innym razem zimową czapkę kupiłam.
Pewnego razu przyszłam do nich i zobaczyłam, iż wszyscy chłopcy z okolicy jeżdżą na rowerach, a mój Andrzej stoi smutno z boku, bo synowa nie miała pieniędzy na rower dla niego.
Tak mi się żal zrobiło wnuka, iż noc nie zmrużyłam oka. Potem z mężem wyjęliśmy pieniądze, które trzymaliśmy na czarną godzinę, i kupiliśmy wnukowi rower. Jak on się cieszył! Tego dnia nigdy nie zapomnę.
Córka do dziś mi tego nie wybaczyła. Maria wyrzucała nam, iż jej dziecku takich drogich prezentów nigdy nie kupowaliśmy.
Później synowa wyszła ponownie za mąż i gdzieś wyjechała, a kontakt z wnukiem się urwał.
Gdy zmarł mój mąż, wyjechałam znów za granicę, bo chciałam choć dom do porządku doprowadzić. Ale przez córkę nic z tego nie wyszło, bo ona ciągle o coś prosiła pieniądze.
Kiedy postanowiła wyjechać do Kanady, choćby ze mną nie rozmawiała, tylko postawiła przed faktem. Powiedziała, iż taka szansa się nie powtórzy i nie może jej stracić.
Sprzedała mieszkanie, ale pieniędzy było za mało, więc wzięła ode mnie wszystko, co miałam.
– Mamo, za rok czy dwa znów sobie zarobisz na remont, a nam teraz bardzo trzeba – wyjaśniła córka, a ja, jako matka, jej pomogłam i oddałam wszystko.
Ale nie zdążyłam odłożyć na remont, bo wszystko, co zarobiłam w ostatnim roku, poszło na leczenie. I przez cały czas muszę się leczyć, a pieniędzy brak. Jestem teraz w domu, nie wiem, czy w ogóle jeszcze pojadę za granicę.
Z domem też problem, zaraz zima, nie wiem, jak przetrwam. A córka mówi, iż nie może mi pomóc.
Ręce mi opadły, nie wiedziałam, co robić. Wyjrzałam przez okno, a tu na moje podwórko wjeżdża czarny samochód, a z niego wysiada młody mężczyzna.
Od razu poznałam swojego Andrzeja, serce mi podpowiedziało, iż to on. Wnuk dowiedział się od ludzi, w jakiej jestem sytuacji, i przyjechał, żeby pomóc.
Miał już gotowe rozwiązanie.
– Babciu, pakuj się, odtąd masz nowe mieszkanie – mówi z uśmiechem.
Okazało się, iż wnuk kupił mi małą kawalerkę.
– Tam na pewno nie zmarzniesz, a i z leczeniem pomogę – obiecał Andrzej.
Aż nie mogłam uwierzyć w to szczęście.
– Babciu, pamiętasz ten rower? choćby w jednej dziesiątej nie oddam ci radości, jaką wtedy czułem – przyznał wnuk.
Tak to się stało, iż rodzona córka, dla której poświęciłam całe życie, nie chciała mi pomóc, a wnuk, który nic mi nie był winien, tak radykalnie zmienił moje życie.
Mówią, iż nigdy nie wiadomo, kto poda ci rękę w najtrudniejszej chwili. Teraz to wiem.