— Własnego faceta nie masz, to się na cudzego rzucasz? Przyjaciółka się zowie. Żebym twojej nogi w moim domu więcej nie widziała — ze złością powiedziała Asia.
Wychodzić z autobusu nie miała ochoty. Ola mieszkała na osiedlu nowych bloków, dokąd komunikacja miejska jeszcze nie docierała. Od przystanku do domu było daleko, a na dodatek w taką pogodę. No cóż, przy okazji wstąpi do sklepu. Obywatel obiecywał, iż w sąsiednim budynku otworzą market, ale kiedy to jeszcze będzie. Trzeba będzie zapłacić za wczorajsze lenistwo — lodówka była prawie pusta.
Ola wysiadła z autobusu i zanim zdążyła zrobić dwa kroki, podmuch wiatru zerwał jej kaptur i cisnął w twarz kosmyk włosów wraz z garścią ostrego, mroźnego śniegu. Wydawało się, iż wiatr dmie jednocześnie ze wszystkich stron, usiłując zasypać jej oczy.
Ola nasunęła kaptur głębiej na twarz, szła przytrzymując go ręką pod brodą, zgarbiona, z pochyloną głową jak staruszka. Tuż przed sklepem omal nie zaczęła biec, tak bardzo chciała schować się przed wiatrem.
W końcu drzwi zatrzasnęły się za nią, a Ola znalazła się w względnej ciszy sklepowej hali. Odsunęła kaptur i potrząsnęła głową, prostując potargane włosy. Wzięła koszyk i ruszyła między półkami z produktami. Brała tylko to, co niezbędne, by zmieściło się w jednej torbie — resztę kupi jutro. Wciąż przecież trzeba było wracać do domu, a jedną rękę musiała mieć wolną, by przytrzymać kaptur.
Zauważyła przed sobą młodą kobietę z wózkiem, za który trzymał się sześcioletni chłopiec, podobny do astronauty w swoim grubym kombinezonie. Jedną ręką kobieta pchała wózek, drugą trzymała koszyk z zakupami. Szli powoli, nie dało się ich wyprzedzić. Ola skręciła w kolejny przejście między półkami. Wybrała butelkę mleka i ruszyła w stronę piekarni.
I znów zobaczyła przed sobą tę samą kobietę z wózkiem. Ola chciała wyminąć ją inną alejką, gdy nagle z wózka wypadła mała pluszowa zabawka. Podniosła ją.
— Czekajcie, zgubiliście! — zawołała.
Kobieta zatrzymała się i obejrzała.
— Proszę… — Ola podała zabawkę i nagle rozpoznała w kobiecie swoją dawną koleżankę z klasy. — Asia! — wykrzyknęła z euforią i zaskoczeniem.
— Olu! — ucieszyła się Asia.
— Szłam i myślałam sobie, jaka desperatka w taką pogodę wychodzi z dziećmi do sklepu — powiedziała Ola.
— Mieszkam w tym samym bloku. Wpadłam, bo mleka brak i kasza się skończyła. Chciałam gwałtownie wyjść sama, ale Zosia zaczęła marudzić, a Kacper nie dałby sobie rady. Więc musieliśmy iść razem.
Na języku miała pytanie o męża, ale Ola w porę się powstrzymała. Nie wypada tak od razu wypytywać. Pewnie jeszcze w pracy.
Ola spojrzała na chłopca. Obojętnie przyglądał się opakowaniom ciastek.
— Mój pomocnik — z dumą powiedziała Asia.
— Ile ma lat?
— Sześć. We wrześniu Kacper idzie do szkoły.
— Chodźmy już, chcę dokończyć bajkę — niezadowolony burknął Kacper i spojrzał na mamę wymownie.
— Poczekaj chwilę, już idziemy — stanowczo odparła Asia. — Przepraszam, Olu, widzisz, nie należę do siebie. Słuchaj, zapisz mój adres i numer.
Ola sięgnęła pospiesznie po telefon.
— Na pewno do mnie zadzwoń, pogadamy. Dzieci zwykle śpią już o dziesiątej — powiedziała Asia, kierując się w stronę kasy.
— Czekaj, a zabawka? — zawołała za nią Ola.
Asia coś szepnęła do syna, Kacper podbiegł i odebrał od Oli różowego króliczka, po czym wrócOla od tamtej pory już nigdy nie spotkała Asi, ale często myślała o tym, jak życie może nieoczekiwanie splatać ludzkie drogi i rozdzielać je z jeszcze większą łatwością.