Nie ma godnych jej uwagi

newsempire24.com 3 dni temu

Matka Zosi tylko ciężko wzdychała, patrząc na swą piękną córkę. Krystyna nie mogła przekonać dziewczyny, iż nie warto całego życia czekać na księcia z bajki. To daremne.

– Zosiu, żyjesz jak w baśni. Rozejrzyj się – wokół tylu godnych chłopaków. Twoi koledzy z klasy, Sławek i Tomek, to porządni chłopcy i ciągle kręcą się koło ciebie. Czemu nie wychodzisz z nimi na spacer, gdy wieczorem przychodzą pod nasz dom? Może wtedy zrozumiałabyś, iż choćby zwykli chłopcy mogą mieć piękne dusze.

– Mamo, nie potrzebuję pięknej duszy. Chcę, żeby chłopak był przystojny, a w naszej wsi takich nie ma. Nikt nie jest mnie godny. Spójrz na mnie! Czy jest tu choć jeden, który zasługuje na mnie? – mówiła Zosia, wyprostowana dumnie, co jeszcze bardziej uwydatniało jej zgrabną sylwetkę.

Matka tylko kręciła głową.

– Córko, nie rodz się piękna, ale szczęśliwa. Ta mądrość od pokoleń się sprawdza.

Zosia słyszała to od dziecka, ale nigdy się nad tym nie zastanawiała. Im bardziej dorastała, tym bardziej wierzyła, iż piękni ludzie zawsze będą szczęśliwi… Od małego przywykła do zachwytów.

– Ach, jaka śliczna dziewczynka! – mówiono. – Te oczka, ten uśmiech! – A ona się tylko uśmiechała i przyjmowała cukierki, których nigdy nie odmawiała.

W przedszkolu zawsze grała księżniczkę, a w szkole koleżanki zazdrościły jej urody. Nie rozumiała, iż ten nadmiar uwagi może się zemścić. Krystyna często o tym myślała, ale córka, pewna swej wartości, czekała na równie doskonałego mężczyznę. Koledzy, którzy proponowali przyjaźń, widzieli tylko jej szyderczy grymas.

– Czy oni naprawdę nie widzą, kim ja jestem? – myślała.

Krystyna starała się wytłumaczyć, iż przystojni mężczyźni rzadko bywają dobrymi mężami. ale Zosia wierzyła w coś przeciwnego. W szkole uczyła się słabo, po niej dostała się tylko do szkoły zawodowej. Tam też nie spotkała wymarzonego kandydata.

– Mamo, nie potrzebuję zwykłych Sławeczków i Tomków. I tak doczekam się szczęścia – mówiła, gdy matka wspominała o małżeństwie.

Chłopaków wokół niej nie brakowało. Po szkole Zosia pracowała w urzędzie gminy. ale z czasem miejscowi zrozumieli, iż jest niedostępna, i przestali się nią interesować. Koledzy i koleżanki pobrali się, urodzili dzieci, a ona wciąż była sama.

– Wyjeżdżam do powiatu. Co tu robić? Tam znajdę swoje szczęście – oznajmiła pewnego dnia i wyjechała.

Krystyna nie protestowała. Już się zmęczyła tłumaczeniem, iż uroda nie zastąpi czasu. A Zosia wciąż nie miała rodziny. Gdy przyjaciółki chwaliły się dziećmi i małżeńskimi radościami, matka nie wiedziała, co powiedzieć o córce.

Zosia skończyła trzydzieści lat i wciąż nie spotkała tego jedynego. Minęło siedem lat, gdy w końcu dostała pracę w solidnej firmie. Jej dyrektor, Marek, był tym, o jakim marzyła. Jego maniery, głos, uśmiech i idealne rysy zrobiły na niej wrażenie.

Był pierwszym mężczyzną, który ją zainteresował. Nie miało znaczenia, iż miał żonę i dzieci. Od dawna chciała mieć dziecko – piękne, jak ona. O małżeństwie już nie myślała.

– Niech i żonaty – mówiła sobie – ale i tak go zdobędę.

Uwiedzenie dyrektora nie stanowiło problemu. Od razu zauważył jej urodę i zaprosił do restauracji.

– Nigdy nie spotkałem tak pięknej kobiety – wyznał. – Szkoda, iż nie wcześniej. Niestety, mam rodzinę i nie mogę jej zostawić. Ale byłbym szczęśliwy, gdybyśmy się czasem spotykali.

– Marku, nie przejmuj się. To tylko zabawa – odpowiedziała, a on odetchnął z ulgą.

Wkrótce Zosia zaszła w ciążę. Marek pomagał jej finansowo, a ona była szczęśliwa. Całą siebie oddała synowi, Kacprowi. Chłopiec wyrósł na przystojnego i mądrego młodzieńca. Wygrał wiele olimpiad, był świetnym sportowcem. Zosia była z niego dumna.

Kacper zdawał sobie sprawę ze swej urody, ale nie interesował się dziewczętami, które za nim szalały. Zosia zaczynała się martwić.

– Czyżby odziedziczył po mnie los? – myślała. – Niech tylko nie powtórzy mojego błędu.

Nie odważyła się jednak z nim rozmawiać. Kacper skończył studia, dostał dobrą pracę, awansował. Gdy miał prawie trzydzieści lat, zadzwonił do matki.

– Mamo, zakochałem się. Żenię się z Julką. To dziewczyna, o jakiej marzyłem.

Zosia ucieszyła się. Nakryła stół, kupiła szampana.

– Mamo, to Julka – przedstawił ją syn.

Zosia spojrzała na dziewczynę i uśmiech zniknął jej z twarzy. Julka była zwyczajną, sympatyczną dziewczyną, żadną pięknością.

Przy stole Zosia milczała. Gdy goście wyjechali, powiedziała synowi:

– Nie podoba mi się twój wybór. Znalazłbyś sobie ładniejszą.

– Mamo, kocham Julkę. Jest dobra, mądra i najlepsza!

Zosia zrozumiała, iż nie przekona syna.

Julka urodziła córeczkę. Z czasem rozkwitła. Mężczyźni zaczęli się za nią oglądać. Awansowała w pracy. Żyła z Kacprem w harmonii.

Lecz Zosia wciąż uważała ją za niewystarczającą. Ani jej sukcesy, ani narodziny wnuczki nie zmieniły tego.

Minęły lata. Zosia się starzała. Pewnego dnia trafiła do szpitala. Lekarz powiedział synowi:

– Nie może już mieszkać sama.

Kacper zadzwonił do żony.

– Przywieź ją do nas – powiedziała Julka.

Zosia zamieszkała u nich. Julka się nią opiekowała, choć teściowa bywała niemiła. Pewnego dnia Zosia spojrzała na nią i szepnęła:

– Wybacz mi, córeczko.

Julka przytuliła ją.

– Wszystko w porządku. Kochamy cię.

Tej nocy Zosia odeszła, z ledwo zauważalnym uśmiechem na ustach.

I tak oto zrozumiała, iż prawdziwe piękno kryje się w sercu, a nie w oczach patrzących.

Idź do oryginalnego materiału