Piątek. Walczę z materią ulotną. Przez chwilę nie będzie tu fajnych postów, bo nie prowadzę fajnego życia. Siedzę w domu i staram się pisać. Materia jest oporna, budzę się w nocy, bo śni mi się, iż muszę zrezygnować z jednej idei, pewnej prekoncepcji, ale nie mam na razie nic w zamian. Jestem trochę sfrustrowana, w tym momencie nie mam z tego zabawy, ale się zacięłam i uparłam. Zawsze myślałam o sobie, iż jestem zmienna, wiotka i delikatna, ale jak patrzę na swoje życie, to nie prawda, hehe, zapytajcie Mi, jak się zawezmę, to nie odpuszczę. Dziś był dzień kiepski (ale takie też bywają, prawda?)
Oprócz tego nie wierzę, iż zbratanie się miliarderów przyniesie światu jakieś korzyści, jak patrzę na wariata w czapeczce maga z piłą elektryczną to nie mieści mi się w głowie, iż to jest najpotężniejszy człowiek świata. Czytam o pieniądzach i na boga! powiedzcie mi, czy Marks nie miał racji?
The extent of the power of money is the extent of my power. …
Thus, what I am and am capable of is by no means determined by my
individuality. I am ugly, but I can buy for myself the most beautiful of
women. Therefore I am not ugly, for the effect of ugliness—its
deterrent power—is nullified by money. I, as an individual, am lame,
but money furnishes me with twenty-four feet. Therefore I am not
lame…. Money is the supreme good, therefore its possessor is good.
Czyż pieniądz nie jest rzeczą najcenniejszą i równocześnie najbardziej destrukcyjną, bo zrównuje wszystko i wszystko poniża, sprowadzając do jednego mianownika? Jak wszystko można kupić, to nie jest to nic warte, poza tymi pieniądzmi i kiedy patrzę się na parę T i M, to przestaję mieć wątpliwości.
A jednak trzeba z czegoś żyć;)