“Słuchajcie, ale mam wnerwa! Mój synek kilka dni temu miał czwarte urodziny. To jeszcze małe dziecko, które nie chodzi nigdzie samo. Babcia z tej okazji kupiła mu taki prezent, iż opadły nam witki. Z przekąsem mówiąc, to dość zaskakująca inspiracja prezentowa dla osób, które kochają sprawować kontrolę nad wszystkim i wszystkimi. Oczywiście, babcia miała na ten pomysł gładkie i pozornie naturalne wytłumaczenie, żeby zamaskować prawdziwy cel tej zagrywki… No i szach mat. 1:0 dla Jamesa Bonda w spódnicy. Nie wiem, co mam z tym teraz zrobić…”
Staramy się dobrze żyć z teściami. Ale babcia mojego synka ma specyficzny charakter
Babcia naszego synka, czyli moja teściowa, jest specyficzną osobą. Utrzymujemy z nią pozytywne relacje, naprawdę staram się zachowywać wobec niej fair i tak, aby nasz syn wyniósł z dzieciństwa miłe wspomnienia związanie z babcią i dziadkiem. Zwłaszcza iż ma ich tylko jednych, od strony mojego męża — bo moich rodziców nie ma już na świecie.
Nie powiem, zachowanie dobrych relacji z teściami, a w zasadzie z teściową, jest trudne. Niestety, często mam wrażenie, iż jej uprzejmość jest podszyta innymi emocjami. Patrzy na nas tym oceniającym wzrokiem…
To typ osoby, która uwielbia wiedzieć wszystko o wszystkich i mieć jak najwięcej kontroli. Inaczej nie potrafi funkcjonować. Musi znać pory naszych wyjść co do godziny. Gdy mamy ich odwiedzić, też wydzwania i chce, by ją informować o wszystkim na bieżąco. Normalnie James Bond w spódnicy.
Mój mąż zdaje sobie z tego sprawę, ale cóż on poradzi? Nie jego rola, żeby wychowywać swoją matkę… Staraliśmy się po prostu jakoś te zapędy hamować… Lecz ostatnie wydarzenia dały nam do myślenia.
Zaprosiliśmy rodzinę na 4. urodziny synka. Prezent od babci nas zaskoczył
Tydzień temu nasz synek świętował czwarte urodziny. Z tej okazji zaprosiliśmy parę osób z najbliższej rodziny, był rodzinny obiad i tort.
Dziadkowie też nas odwiedzili z prezentami. Tu jednak nastąpiło pełne zaskoczenie. Nigdy w życiu nie wpadłabym na to, co babcia podaruje z tej okazji swojemu czteroletniemu wnukowi!
Otóż w paczce znajdował się… zegarek z GPS! Taki z opcją podsłuchu. Babcia, wręczając paczkę, wyjaśniła, iż ona chciałaby zawsze wiedzieć, gdzie jest jej ukochany wnuczek. Wszystko to z miłości. Uznała, iż to wyśmienity pomysł, za pomocą którego będzie spokojna i zawsze blisko swojego wnusia. Cóż, mamy na ten temat odmienne zdanie.
Z przekąsem mówiąc, wręcz “idealny” i totalnie nietrafiony prezent dla dziecka, które nigdzie jeszcze samo nie chodzi i przez najbliższych 5-6 lat nie będzie samo chodziło…
Coś mi się wydaje, iż ten prezent ma tylko jeden cel — mieć mnie i męża pod całkowitą kontrolą. Szach i mat, Bond w spódnicy dopiął swego. Teraz będzie mogła kontynuować bez przeszkód swoją misję szpiegowską w naszym życiu…
Jeszcze zrozumiałabym troskę ze strony babci, żebyśmy my jako rodzice mieli stały kontakt z dzieckiem i dla bezpieczeństwa znali jego położenie geograficzne, ale babcia?! Po co, na co?
Zwłaszcza, gdy chodzi o czterolatka… Zanim on zrobi się samodzielny i przestaniemy go odprowadzać np. do szkoły, minie jeszcze szmat czasu, a zegarek prawdopodobnie zdąży się zepsuć albo zdezaktualizować.
Chyba teściowa nie myśli, iż nasz syn to mały Rambo niezależny od rodziców, który musi sobie radzić sam?! W wieku lat czterech przewidująco włączy geolokalizację, zanim uda się 10 km przez las i rzekę wpław do przedszkola, a jeżeli się skaleczy, to po drodze sam sobie opatrzy nogę mchem, po czym na koniec przez ów zegarek wezwie agentkę babcię na odsiecz. Litości!
Wkurzył mnie po prostu jej zamysł. To nie zostało zakupione z myślą o dziecku. I co my mamy zrobić z tym niewygodnym prezentem… Potrzebuję porady…