Nie dam już rady. Gdzie oddać moją starszą matkę?

newsempire24.com 2 dni temu

Dzisiaj czuję, iż już dłużej nie wytrzymam. Gdzie mogę oddać moją starszą matkę?

Nie wiem, ile jeszcze zniosę. Na początku myślałem, iż dam radę. Że to tylko trudny okres, iż miłość i cierpliwość wystarczą. Ale teraz stoję na krawędzi. Emocjonalnie, fizycznie, moralnie. Może ktoś mnie osądzi za te słowa. A może ktoś zrozumie, bo sam przez to przeszedł. Chcę opowiedzieć moją historię – nie dla usprawiedliwienia, ale by wyrzucić to z siebie.

Nazywam się Tomasz Kowalski, jestem najmłodszy w rodzinie. Mam starszą siostrę, Małgorzatę, która ma trzy lata więcej. Mama urodziła nas w późnym wieku: Małgosię w czterdzieści dwa lata, a mnie w czterdzieści pięć. Rodzice długo nie mogli mieć dzieci, więc gdy w końcu się udało, traktowali nas jako cud. Byliśmy dla mamy całym światem. Mimo różnicy wieku w stosunku do innych matek, dawała nam wszystko – troskę, ciepło, edukację.

Gdy miałem siedemnaście lat, zmarł tata. Dla nas obojga to był cios, ale dla mamy – koniec świata. Ledwo się podniosła, a ja starałem się ją wspierać. Małgosia wyjechała na studia, później do Kanady – pracować, budować karierę, zakładać rodzinę. Zostaliśmy we dwoje. Ja i mama.

Minęło wiele lat. Teraz mama ma siedemdziesiąt osiem. I wciąż jestem przy niej. Tyle iż to już nie ta sama kobieta. To osoba, która wymaga ciągłej opieki. Praktycznie całodobowej. A ja nie daję rady.

Mama zapomina podstawowych rzeczy. Zostawia włączone żelazko, nie gasi kuchenki, wkłada czajnik do lodówki, a mleko do szafy. Sto razy prosiłem, żeby mi nie pomagała – zrobię wszystko sam. Ale ona uparcie próbuje – z dobroci serca, z przyzwyczajenia, z potrzeby bycia potrzebną. Tylko iż to już nie pomaga, a utrudnia. A ja nie potrafię powiedzieć: „Mamo, przestań” – bo widzę, jak bardzo ją to boli, iż stała się bezradna.

Najgorsze wydarzyło się niedawno. Mama wyszła z domu i nie wróciła. Zapomniała, dokąd idzie. Zapomniała, gdzie mieszka. Szukaliśmy jej ponad trzy godziny. Obdzwoniłem wszystkich znajomych, przeszukałem okolicę, prawie oszalałem. Znalazłem ją przypadkiem – kolega zobaczył ją na drugim końcu miasta i zadzwonił. Była zagubiona, zmarznięta, przerażona. A ja – wyczerpany, złamany, pusty.

I to nie jest odosobniony przypadek. To codzienność. Ciągłe napięcie. Ciągły strach, iż coś się stanie. Ciągła odpowiedzialność. Nie mogę odetchnąć choćby na chwilę. Budzę się w nocy na każdy szmer. Nie wyjeżdżam nigdzie. Nie żyję – wegetuję. Nie jestem synem, jestem opiekunem. A to powoli, ale skutecznie, niszczy mnie.

A przecież mam też swoją rodzinę. Żonę, dzieci, wnuki. Kocham ich, zawsze dla nich żyłem. Ale teraz na moich barkach jest mama. I czuję, jak tracę siły. Jestem zmęczony. Wykonany. Płaczę w nocy, bo nie wiem, co dalej.

Nawet nie potrafię głośno powiedzieć tej myśli: „Gdzie można oddać mamę?” Samo słowo „oddać” brzmi jak zdrada. Jakbym nie był synem, ale obcym człowiekiem. Ale przecież są domy opieki. Są pensjonaty dla seniorów. Są specjalne ośrodki. Dlaczego nie mogę o tym pomyśleć bez poczucia winy?

Bo tak nas wychowano. Bo matka to świętość. Bo urodziła mnie, wychowała, chroniła. A teraz mój obowiązek to być przy niej. Ale obowiązek to nie wyrok. Nie przekleństwo. A ja czuję, jakby ktoś zawiesił mi kamień na szyi i powiedział: „Noś, aż padniesz”.

Małgosia pomaga finansowo, dzwoni, współczuje. Ale ona jest za oceanem. Nie widzi, jak mama płacze w nocy, jak gubi się w znanych miejscach, jak myli moje imię z imieniem dziadka. Nie biega po osiedlu w panice, gdy mama nie wraca ze sklepu. Nie sprząta potłoki talerzy, które upuściła. Żyje spokojnie. A ja tu jestem. W tym domu. W tym błędnym kole.

Nie wiem, co robić. Po prostu chcę oddychać. Chcę obudzić się bez lęku. Chcę pojechać do córki, nie bojąc się, iż mama podpali mieszkanie. Nie proszę o wiele. Chcę trochę życia. Trochę spokoju. Trochę siebie.

Może ktoś mnie potępi. Powie, iż jestem złym synem. Że matkę trzeba nosić na rękach do końca. Niech najpierw spróbuje tak żyć rok, dwa, pięć. A potem niech opowie, jak to jest być człowiekiem, który nie ma prawa do odpoczynku.

Nie chcę odrzucać mamy. Chcę, żeby było jej dobrze. Żeby miała opiekę, bezpieczeństwo. Chcę ją kochać, a nie się bać. Ale teraz – po prostu nie daję rady. jeżeli jest miejsce, gdzie będzie jej lepiej, gdzie ktoś się nią zajmie – może warto o tym pomyśleć?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale już dłużej tak nie mogę.

Dziś zrozumiałem, iż czasem miłość wymaga trudnych decyzji, a wytrzymałość ma swoje granice.

Idź do oryginalnego materiału