Nie da się przygotować na pustkę po utracie bliskiej osoby

newsempire24.com 2 dni temu

Nigdy nie myślałem, iż przeżyję drugi rozpad małżeństwa. Po drugim rozwodzie byłem wyczerpany nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Nie chciałem nikogo blisko. Odciąłem się od świata, nosiłem stare dżinsy, nie goliłem się, celowo wyglądałem niechlujnie żeby nikt nie pomyślał, iż jestem otwarty na nowe znajomości. Wydawało mi się, iż miłość to choroba, z której już się wyleczyłem.

I wtedy pojawiła się ona.

Poznaliśmy się przypadkiem na urodzinach wspólnego przyjaciela. Pamiętam, jak początkowo prawie na nią nie zwróciłem uwagi. Śmiała się z czyjegoś żartu, poprawiała kosmyk włosów i miała ten wzrok żywy, uważny, lekko ironiczny. Gdy zaczęliśmy rozmawiać, zrozumiałem, iż przede mną nie tylko sympatyczna kobieta, ale człowiek, który widzi głębiej. Zadawała pytania, słuchała naprawdę, a nie tylko z grzeczności.

Tamtego wieczoru rozmawialiśmy niemal do rana. Po raz pierwszy od dawna śmiałem się. Naprawdę. I jeszcze tej samej nocy coś we mnie pękło.

Od tamtego dnia już się nie rozstawaliśmy. Po roku wzięliśmy ślub. Siedemnaście lat i każdy miał sens. Była nie tylko moją żoną była moim kompasem, najlepszym przyjacielem, sumieniem. Potrafiła rozładować napięcie jednym dowcipem, przytulić tak, iż od razu robiło się spokojniej.

Miała na imię Kinga.

Kochała życie w drobiazgach: poranną kawę w ogrodzie, stare czarno-białe filmy, zapach świeżego ciasta, które piekła tak dla siebie. I zawsze powtarzała: Szczęścia nie trzeba wymyślać trzeba je dostrzegać.

Kiedy lekarze postawili diagnozę, oboje milczeliśmy. Siedziała naprzeciwko, ściskając moją dłoń, i powiedziała:
Nie będziemy teraz płakać, dobrze? Jeszcze zdążymy, jeżeli zajdzie potrzeba.

Osiemnaście miesięcy walki. Chemia, szpitale, osłabienie, ból, ale się nie poddawała. choćby gdy straciła włosy, żartowała, iż teraz oszczędza czas na stylizacji. Jej siła porażała i przerażała jednocześnie, bo widziałem, jak znika, a ja nic nie mogę zrobić.

Trzy miesiące temu odeszła.

Świat stał się cichy. choćby za bardzo. W naszym domu wszystko zostało tak, jak było: jej kubek na stole, ulubiony koc na kanapie, książka ze zakładką w połowie. A ja w środku tego wszystkiego, jakby ktoś zatrzymał film.

Ratuje mnie nasz syn. Ma szesnaście lat. Jest moją podporą. Nie wyobrażam sobie, co byłoby bez niego. Zbliżyliśmy się bardziej niż kiedykolwiek. Mówimy o niej nie jak o kimś nieobecnym, ale jak o kimś, kto jest gdzieś blisko. Mówi:
Tato, mamie podobałoby się, jak robisz makaron.
I uśmiecham się. Bo to właśnie ona nauczyła mnie gotować, mówiąc: Prawdziwy mężczyzna powinien umieć zrobić śniadanie i przytulić.

Gdy stało się jasne, iż koniec blisko, próbowałem się przygotować. W głowie układałem scenariusze: jak pójdę sam do sklepu, jak będę sam świętował, jak będę kładł się do pustego łóżka. Myślałem, iż jeżeli to wszystko sobie wyobrazę, będzie mniej boleć. Ale żadne myśli nie przygotują cię na rzeczywistość.

Bo ból przychodzi nie od wielkich strat, ale od drobiazgów.

W każdą niedzielę oglądaliśmy Kawałek historii. To była nasza mała tradycja. Zgadywaliśmy ceny, przekomarzaliśmy się, śmialiśmy. Teraz wciąż włączam ten sam program. Siadam na tej samej kanapie. Ale obok tylko cisza. Gdy na ekranie ktoś wykrzykuje cenę, automatycznie odwracam głowę, by na nią spojrzeć. Ale jej nie ma. I wtedy ściska mnie pustka tak ogromna, iż chcę krzyczeć.

Próbuję trzymać się jakoś. Robię śniadania, sprzątam, chodzę z synem do kina. choćby posadziliśmy jej ulubione kwiaty w ogrodzie. Ale każdego wieczora, gdy gaszę światło, przychodzi najtrudniejsze. Możesz tulić poduszkę ile chcesz nie pachnie miłością.

A jednak, mimo wszystko, jestem wdzięczny. Bo miałem szczęście znać taką osobę. Mieć ją przy sobie siedemnaście lat to więcej niż niektórzy mają przez całe życie. Zostawiła we mnie cząstkę siebie w słowach, w nawykach, w naszym synu.

Czasem wydaje mi się, iż wciąż tu jest. W szeleszcie kartek, w dźwięku czajnika, w świetle, które wpada przez okno dokładnie tak, jak lubiła.

Wiem, iż kiedyś znów będę się śmiał bez goryczy. Ale na razie uczę się żyć od nowa nie bez niej, ale z nią w pamięci.

Bo miłość nie znika, choćby gdy ciało milczy. Po prostu zmienia formę staje się cichym światłem, które prowadzi przez ciemność.

Idź do oryginalnego materiału