Nie chciałam mieszkać z synową, ale nie miałam wyboru

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nie chciałam mieszkać z synową, ale musiałam

Wanda Stanisławówna otarła dłonie o fartuch i po raz kolejny zajrzała do piekarnika. Jabłecznik zrumienił się z jednej strony, ale jeszcze nie był gotowy. Za oknem skrzypnęła furtka synowa wracała. I syn. I wnuczka. Cała jej rodzina wracała ze spaceru.

“Babciu!” rozległ się dźwięczny głos czteroletniej Zosi, i Wanda mimowolnie się uśmiechnęła. Dla tego głosu była w stanie znieść wszystko, choćby sąsiedztwo Kasi, swojej synowej.

“Mamo, znów cały dzień spędziłaś przy kuchni?” Wojtek, jej syn, wszedł do kuchni, pocałował matkę w policzek i od razu sięgnął po ciepły placek.

“Ręce!” klepnęła go po palcach Wanda. “Najpierw umyj.”

“Wando Stanisławno, obiecałaś dziś odpocząć” Kasia stanęła w progu kuchni, trzymając w dłoniach torby z zakupami. “Umówiłyśmy się: ja gotuję obiad, ty odpoczywasz.”

Wanda zacisnęła usta. I znowu jej mówi, co ma robić we własnym domu.

“Odpoczywam, gdy piekę” odparła sucho. “I co w tym złego, iż chcę rozpieszczać wnuczkę?”

Kasia westchnęła i w milczeniu zaczęła rozpakowywać zakupy. Wojtek rzucił matce ostrzegawcze spojrzenie, mówiące: “Znowu zaczynasz?” Wanda udawała, iż tego nie widzi.

“Zosiu, idź umyć ręce, będziemy pić herbatę z babcinym plackiem” zawołała wnuczkę, celowo ignorując synową.

A przecież kiedyś miała własne życie. Swój dom, gdzie była jedyną gospodynią. Koleżanki przychodziły w soboty na kawę, w ogródku kwitły jej ukochane piwonie, a wieczorem oglądała seriale, wygodnie rozsiadając się w fotelu. Wszystko się zawaliło w jednej chwili, gdy wybuchł ten przeklęty pożar.

Wanda do dziś pamięta zapach spalenizny, krzyki sąsiadów, wycie strażackich syren. Stała na ulicy w nocnej koszuli, narzuciwszy na ramiona czyjąś kurtkę, i patrzyła, jak płomienie pożerają jej dom. Trzydzieści lat życia zamieniało się w popiół na jej oczach.

“Nie martw się, mamo” mówił wtedy Wojtek, obejmując ją za ramiona. “Zamieszkasz z nami, dopóki nie załatwimy formalności i odszkodowania.”

“Zamieszkasz z nami” rozciągnęło się na miesiące. Małe dwupokojowe mieszkanie syna, synowej i wnuczki stało się dla niej przymusowym schronieniem. Spała na rozkładanej kanapie w salonie, składała ją rankami i cały czas czuła się nie na miejscu.

“Babciu, pomogę ci miesić ciasto!” Zosia wróciła z mokrymi rączkami i błyszczącymi oczami.

“Następnym razem, słoneczko” uśmiechnęła się Wanda. “Placek już gotowy, widzisz?”

“A ja chcę teraz coś piec!”

“Nie dziś, Zosiu” wtrąciła się Kasia. “Babcia jest zmęczona. Poza tym już późno, niedługo obiad.”

Wanda rzuciła synowej niezadowolone spojrzenie. Znowu rozkazuje. Znowu decyduje za nią.

“Wcale nie jestem zmęczona” zaprotestowała. “I z wnuczką mogę spędzać czas, ile chcę.”

“Mamo” Wojtek znużonym gestem przetarł nasadę nosa. “Nie zaczynajmy znowu…”

“A co ja takiego powiedziałam?” Wanda rozłożyła ręce. “Czy nie mam prawa spędzać czasu z wnuczką?”

“Oczywiście, iż masz” Kasia starała się mówić spokojnie, ale Wanda widziała, jak bieleją jej kostki, gdy ściska torbę z mlekiem. “Tylko umówiłyśmy się co do planu dnia Zosi. Pamiętasz?”

“To moja wnuczka!” Wanda poczuła znajome podrażnienie, które wzbierało w jej wnętrzu. “I ja lepiej wiem, co dla niej dobre. Wychowałam własnego syna, i nic, wyrosło porządne dziecko.”

“Mamo!” Wojtek uderzył dłonią w stół. “Natychmiast przestań!”

Kasia w milczeniu wyszła z kuchni, Zosia przytuliła się przestraszona do babci, a Wanda poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.

Nigdy nie przeprowadziłaby się do nich z własnej woli. Nigdy. Ale nie miała wyboru. Odszkodowanie ledwo starczyło na spłatę kredytu za spalony dom. Nowe mieszkanie było poza jej zasięgiem, a na wynajem nie wystarczała emerytura.

“Wojtku, nie specjalnie” powiedziała cicho do syna. “Po prostu jest mi ciężko. Całe życie byłam swoją panią, a teraz…”

“Rozumiem, mamo” westchnął Wojtek. “Ale zrozum i ty: to też dom Kasi. I to ona jest matką Zosi. To ona decyduje, co wolno, a czego nie.”

Była to stara dyskusja, którą toczyli od miesięcy. Wanda uważała, iż synowa jest zbyt surowa dla dziecka: komputer tylko na godzinę dziennie, bajki według harmonogramu, słodycze tylko po obiedzie, żadnych przekąsek między posiłkami. Czyste znęcanie się, w jej mniemaniu.

“Pójdę zobaczyć, co z Kasią” powiedział Wojtek i wyszedł z kuchni.

Wanda została sama. Powoli opadła na krzesło i zakryła twarz dłońmi. Jakże była zmęczona tymi ciągłymi konfliktami. Koniecznością dostosowywania się do cudzych zasad. Poczucie winy, iż stała się ciężarem dla własnego syna.

Wieczorem, gdy Zosia już spała, a Wojtek siedział w salonie z laptopem, kończąc projekt, Kasia zapukała do łazienki, gdzie Wanda czesała przed lustrem swoje siwe włosy.

“Mogę?” spytała synowa, uchylając drzwi.

“Wejdź” niechętnie pozwoliła Wanda. “Potrzebujesz ręcznika?”

“Nie, chciałam porozmawiać.”

Wanda się spięła. Tylko tego jej brakowało awantury.

“Wando Stanisławno” zaczęła Kasia, siadając na brzegu wanny. “Rozumiem, jak ci ciężko. Naprawdę. Ale zrozum i ty mnie. To moje dziecko.”

Wanda chciała odpowiedzieć coś ostrego, ale się powstrzymała, widząc w lustrze twarz synowej. Zmęczoną, zapadniętą, z nerwową zmarszczką między brwiami. I oczy nie złe, tylko wyczerpane.

“Wiem” powiedziała nagle, zaskakując samą siebie. “Wiem, iż jesteś dobrą matką. Po

Idź do oryginalnego materiału