Nie chciałam mieszkać z synową, ale nie miałam wyboru

twojacena.pl 1 godzina temu

Nie chciała mieszkać z synową, ale musiała

Weronika Kowalska otarła ręce o fartuch i znów zajrzała do piekarnika. Jabłecznik zarumienił się z jednej strony, ale jeszcze nie był do końca upieczony. Za oknem właśnie zaskrzypiała furtka synowa wracała. I syn. I wnuczek. Cała jej rodzina wracała ze spaceru.

Babciu! rozległ się dzwoniący głos czteroletnego Kacpra, i Weronika mimowolnie się uśmiechnęła. Dla tego głosu była w stanie znieść wszystko, choćby sąsiedztwo z Anią, swoją synową.

Mamo, znowu cały dzień przy kuchni spędziłaś? Marek, jej syn, wszedł do kuchni, pocałował matkę w policzek i od razu sięgnął po ciepły placek.

Ręce! klepnęła go po palcach Weronika. Najpierw umyj.

Weroniko, przecież obiecałaś dziś odpocząć Ania stanęła w progu kuchni, trzymając w rękach torby z zakupami. Umówiłyśmy się: ja gotuję kolację, ty odpoczywasz.

Weronika zacięła usta. I znowu, mówi jej, co ma robić we własnym domu.

Odpoczywam, kiedy pieczę odparła sucho. I co w tym złego, iż chcę wnuka trochę rozpieszczać?

Ania westchnęła i w milczeniu zaczęła rozpakowywać zakupy. Marek rzucił matce ostrzegawcze spojrzenie, jakby mówił: „Znowu zaczynasz?” Weronika udawała, iż nie widzi.

Kacperku, idź umyć ręce, będziemy pić herbatę z babcinym jabłecznikiem zawołała wnuczka, demonstracyjnie ignorując synową.

A przecież kiedyś miała swoje własne życie. Swój dom, w którym była jedyną panią. Koleżanki przychodziły w soboty na kawę, w ogródku kwitły jej ukochane róże, a wieczorami oglądała seriale, wygodnie rozsiadając się w fotelu. Wszystko runęło w jednej chwili, gdy wybuchł ten przeklęty pożar.

Weronika wciąż pamiętała zapach dymu, krzyki sąsiadów, wycie strażackich syren. Stała na ulicy w nocnej koszuli, narzuciwszy na ramiona czyjąś kurtkę, i patrzyła, jak płomienie pożerają jej dom. Trzydzieści lat życia zamieniało się w popiół na jej oczach.

Nie martw się, mamo mówił wtedy Marek, obejmując ją za ramiona. Zamieszkasz z nami, dopóki nie załatwimy formalności z ubezpieczeniem.

„Zamieszkasz z nami” przeciągnęło się na miesiące. Dwa pokoje syna, synowej i wnuczka stały się dla niej przymusowym schronieniem. Spała na rozkładanym łóżku w salonie, każdego ranka je składała i wciąż czuła się tam jak intruz.

Babciu, pomogę ci miesić ciasto! Kacper wrócił z mokrymi rączkami i błyszczącymi oczami.

Następnym razem, słoneczko uśmiechnęła się Weronika. Jabłecznik już gotowy, widzisz?

Ale ja chcę teraz coś piec!

Nie dzisiaj, Kacper wtrąciła się Ania. Babcia jest zmęczona. I tak zaraz będzie kolacja.

Weronika rzuciła synowej niezadowolone spojrzenie. Znowu rozkazuje. Znowu decyduje za nią.

Wcale nie jestem zmęczona zaprotestowała. I z wnukiem mogę robić, co chcę.

Mamo Marek zmęczonym gestem przetarł nos. Nie zaczynajmy znowu…

Co ja takiego powiedziałam? Weronika rozłożyła ręce. Czy nie mam prawa spędzać czasu z wnukiem?

Masz, oczywiście Ania starała się mówić spokojnie, ale Weronika widziała, jak białe stały się jej kostki przytrzymujące worek z mlekiem. Tylko ustaliliśmy dla Kacpra pewne zasady. Pamiętasz?

To mój wnuk! Weronika poczuła znajome podrażnienie, narastające w środku. I ja wiem lepiej, co dla niego dobre. Swojego syna wychowałam, a wyrosła z niego porządna osoba.

Mamo! Marek uderzył dłonią w stół. Przestań w tej chwili!

Ania w milczeniu wyszła z kuchni, Kacper przestraszony przytulił się do babci, a Weronika poczuła, jak do gardła podchodzą jej łzy.

Nigdy nie przeprowadziłaby się do nich po własnej woli. Nigdy. Ale nie miała wyboru. Pieniądze z ubezpieczenia ledwo starczyły na spłatę kredytu za spalony dom. Nowe mieszkanie było poza jej zasięgiem, a na wynajem nie wystarczało emerytury.

Marku, przecież nie specjalnie powiedziała cicho. Po prostu jest mi trudno. Całe życie byłam u siebie, a teraz…

Rozumiem, mamo westchnął Marek. Ale zrozum i ty: to też jest dom Ani. I to ona jest matką Kacpra. To ona decyduje, co można, a czego nie.

Była to stara dyskusja, którą toczyli od miesięcy. Weronika uważała, iż synowa jest zbyt surowa dla dziecka: komputer tylko godzinę dziennie, bajki o wyznaczonych porach, słodycze tylko po obiedzie i żadnych przekąsek między posiłkami. Czyste znęcanie się, jej myślała.

Pójdę zobaczyć, co z Anią powiedział Marek i wyszedł z kuchni.

Weronika została sama. Powoli opadła na krzesło i zakryła twarz rękami. Jakże była zmęczona tymi ciągłymi konfliktami. Potrzebą dostosowywania się do cudzych zasad. Poczucie winy, iż stała się ciężarem dla własnego syna.

Wieczorem, gdy Kacper został już ułożony do snu, a Marek siedział w salonie z laptopem, kończąc projekt, Ania zapukała do łazienki, gdzie Weronika przed lustrem czesała swoje siwe włosy.

Mogę? spytała synowa, uchylając drzwi.

Wejdź niechętnie zezwoliła Weronika. Potrzebujesz ręcznika?

Nie, chciałam pogadać.

Weronika się spięła. Tylko nie kolejna awantura.

Weroniko zaczęła Ania, siadając na brzegu wanny. Rozumiem, jak ciężko ci jest. Naprawdę. Ale i ty mnie zrozum. To moje dziecko.

Weronika chciała powiedzieć coś ostrego, ale urwała, widząc w lustrze twarz synowej. Zmęczoną, zatroskaną, z lękową zmarszczką między brwiami. Jej oczy nie były złe, tylko po prostu wyczerpane.

Wiem niespodziewanie dla siebie powiedziała Weronika. Wiem, iż jesteś dobrą matką. Tylko wydaje mi się, iż za bardzo się spinasz.

Mo

Idź do oryginalnego materiału