Nie chciała siedzieć obok mnie w samolocie — ale życie miało inne plany
Zawsze starałam się żyć tak, by nie sprawiać innym kłopotu.
Tak, jestem kobietą pełniejszych kształtów. Od lat zmagam się z chorobą, która utrudnia kontrolowanie wagi. Zaakceptowałam to, ale jestem też świadoma, jak moja sylwetka może wpływać na innych.
Dlatego zawsze, gdy lecę samolotem, wykupuję dwa miejsca — nie dlatego, iż uważam, iż nie zasługuję na tyle samo przestrzeni, co inni, ale z szacunku dla współpasażerów. Dzięki temu mogę usiąść wygodnie, a oni mają więcej miejsca. Moja przestrzeń to moja sprawa.
Tego dnia nie było inaczej.
Słoneczne popołudnie, warszawskie lotnisko Chopina, walizka toczy się za mną. Czekałam na tę podróż od miesięcy — krótki wypad do Krakowa, by odwiedzić najlepszą przyjaciółkę, której nie widziałam od roku. Myśl o naszych planach — kawie w kawiarni na Rynku, spacerach Plantami i nocnych rozmowach — wywołała uśmiech na moich ustach.
Gdy ogłoszono moją grupę wejścia, ruszyłam przez rękaw do samolotu. Znane, chłodne powietrze kabiny. Moje miejsca — przy oknie, rząd 14A i 14B. Idealnie.
Włożyłam torbę do schowka, usiadłam przy oknie i zarzuciłam słuchawki na szyję. Wzięłam głęboki oddech, oddając się ciszy przed startem.
Wszystko szło gładko, dopóki nie zobaczyłam jej.
Weszła na pokój jednym z ostatnich wezwań. Była… olśniewająca. Taka uroda, która przykuwa wzrok bez wysiłku. Wysoka, smukła, w dopasowanych kremowych spodniach, z włosami opadającymi falami jak z reklamy. Każdy jej krok był wyważony — pewny siebie, jakby świat był jej wybiegiem.
Zatrzymała się przy moim rzędzie, spojrzała na miejsce obok. Przez chwilę myślałam, iż poprosi o pomoc z bagażem. Ale ona tylko zawahała się, jej wzrok błądził między mną a siedzeniem.
„Och… hm…” mruknęła, tak cicho, iż niemal do siebie, ale na tyle głośno, bym usłyszała.
Zdjęłam jedną słuchawkę. „Przepraszam, coś pani powiedziała?”
Spojrzała na mnie — w jej oczach było coś między zaskoczeniem a… niesmakiem?
„Nie, po prostu… Nie mogę tu siedzieć.” Głos miał lekki, ale z wyraźnym ostrzem.
Nie straciłam spokoju. „To moje miejsca. Wykupiłam oba.” Wskazałam wydrukowani