Dzisiaj znów przypomniałam sobie, dlaczego postanowiłam nie wpuszczać szwagierki do mojego mieszkania. Gotowałam pierogi, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Przed progiem stała Jadwiga Nowak – moja teściowa, jak zawsze z kamienną twarzą i zimnym spojrzeniem.
„Nie przyszłam na herbatę” – rzuciła sucho, wchodząc bez zaproszenia. „Mam istotną sprawę.”
„Jaką?” – zapytałam, wycierając ręce w ścierkę i wymuszając uśmiech.
„Ania i Marek po ślubie mieszkają u mnie. Mieszkanie małe, duszno we trójkę. Ty masz wolne – po babci. Wpuść tam młodych.”
„Nie. Po tym wszystkim – stanowczo nie” – odparłam twardo, krzyżując ręce na piersi.
„A cóż takiego zrobiłam?” – zdziwiła się szczerze, jakby naprawdę nie rozumiała, o co chodzi.
Do dziś pamiętam, jak miesiąc temu martwiłam się o ślub szwagierki. Zastanawiałam się, co jej dać w prezencie, bo nasze relacje były ciepłe, niemal przyjacielskie. Byłam pewna, iż zaproszą nas jako jednych z pierwszych. Tym bardziej iż Ania pożyczyła od nas pięć tysięcy złotych na przyjęcie.
„A może w ogóle nas nie zaproszą” – zaśmiał się wtedy mój mąż, Krzysztof.
„Głupoty. Jesteś jej bratem, jak to nie zaproszą?” – odpowiedziałam wówczas, jeszcze pełna nadziei.
Wyciągnęłam choćby z szafy moją najlepszą sukienkę i buty. Czekałam. Liczyłam.
Lecz ślub się zbliżał, a zaproszenia nie było. Ani od Ani, ani od Jadwigi Nowak. Trzy dni przed ceremonią z ciężkim sercem zrozumiałam – po prostu nas zignorowali.
Łzy same płynęły mi po policzkach, gdy chowałam sukienkę z powrotem do szafy. Krzysztof, jak zwykle, był spokojny. „Wolę się wyspać w weekend” – tylko tyle powiedział.
Kilka dni po weselu zadzwoniła teściowa. Powiedziała, iż chce wpaść. Postanowiłam zapytać wprost:
„Dlaczego nas nie zaprosiliście?”
„No… postanowiliśmy zaprosić tylko młodych. Wam już po trzydziestce” – wydukała niepewnie Jadwiga Nowak.
Prawie uwierzyłam. Ale później, spotkawszy w sklepie siostrę teściowej, dowiedziałam się: na weselu byli i starsi, i dalsi krewni. I ani słowa o wieku.
„A was czemu nie było?” – zdziwiła się tamta.
Zrobiło mi się wstyd. Wstyd za tych, którzy powinni być nam bliscy.
W domu opowiedziałam wszystko Krzysztofowi, a on zaproponował, żeby zadzwonić do matki.
„Jadwigo Nowak, powiedzcie uczciwie: dlaczego nas nie zaprosiliście?” – zaczęłam ostro. „Tylko nie kłamcie. Właśnie rozmawiałam z waszą siostrą, opowiedziała mi, kto był na weselu.”
„Z Anią uznałyśmy, iż zaprosimy tylko tych, którzy są nam potrzebni” – spokojnie odpowiedziała teściowa. „Tych, którzy mogą dać coś wartościowego lub pomóc w przyszłości.”
„A pięć tysięcy, które pożyczyliśmy Ani, to nie jest coś wartościowego?”
„Przecież je oddacie. Gdybyście podarowali – to co innego.”
Nie rozpoznawałam tej kobiety. Czy naprawdę w ich oczach jesteśmy nikim?
Minęły dwa tygodnie. Jadwiga Nowak znów się pojawiła. Bez telefonu. Bez przeprosin.
„Mieszkanie stoi puste, a młodym u mnie ciasno” – zaczęła z udawaną troską.
„Nie wasze. Niech stoi. Nie prosi o jedzenie” – odcięłam się.
„Czemu taka zła jesteś? Przecież jesteśmy rodziną.”
„Rodziną? Przypomnieliście sobie o nas dopiero, gdy było wam niewygodnie. Wcześniej byliśmy zbędni” – mój głos drżał ze złości.
„No cóż my ci takiego zrobiliśmy?”
„Naprawdę tego nie rozumiecie?! Upokorzyliście nas, zignorowaliście, a teraz prosicie o klucze. Wiecie w ogóle, iż Ania nie oddała nam pieniędzy?”
„Nie wpuścisz – to ich nie zobaczycie” – bezczelnie stwierdziła teściowa. „Przemyśl to dobrze.”
Nie wytrzymałam – chwyciłam kubek z wodą i wylałam jej na twarz.
„Krzysztof, powiedz coś!” – krzyknęła, ocierając się rękawem.
„Niech wam teraz pomogą ci, których zaprosiliście” – spokojnie odparł mąż.
Jadwiga Nowak, nie mówiąc ani słowa, odwróciła się i wyszła, głośno trzaskając drzwiami.