Dłonie artystki nie mają czasu wolnego – trzymają druty. Bez przerwy wytwarzają, produkują. Nie z potrzeby posiadania, a dla wyciszenia, odstresowania i z obawy przed nudą, bezczynnością. Będąc osobą nieneurotypową, twórczyni potrzebuje ciągłego przesuwania oczek na drutach, co pozwala jej na idealne zajęcie rąk, a przy okazji bycie „pożyteczną”. Przygotowywanie makatek pochłania ogrom czasu. Robótka zaczyna się od godzin spędzonych na zwijaniu kłębków, łączenia nici, potem następuje dzierganie: „Wchodzę w trans, podobny do tego, jaki odczuwałam lata temu podczas modlitwy pompejańskiej, powtarzając zdrowaśki na różańcu”. Dzierganie niekiedy staje się obsesją; artystka wszędzie zabiera ze sobą napoczęte robótki, czas liczy w rządkach. To akceptowalne uzależnienie, które pozwala na więcej interakcji społecznych, hamuje natarczywe myśli, pomaga znosić trudne chwile. Czas łatwiej płynie. Kobiety w rodzinie Ewy Dąbkowskiej były dziewiarkami. Niepracująca szlachcianka – praprababcia Weronika – szydełkowała dla zabicia nudy. Praprababcia Marysia zajmowała się polem i tkactwem, nie miała czasu w nudę. Na wsi robótki wykonywano od późnej jesieni do wczesnej wiosny, gdy było mniej pracy w polu. Także babcia artystki od dzieciństwa pomagała na gospodarce i uczyła się wszelkich prac, w tym dziewiarstwa. Wyprowadziła się do miasta, gdzie po późnym powrocie z pracy nocami dziergała ubrania. Prezentowane makatki świadczą o trosce przekazywanej po kądzieli.
Prezentowano prace:
- Zwiastowanie z łabędziem
- Lesby na budowy
- Przepraszam babcie, iż nie znalazłam narzeczonego na studiach
- Nie było fiołków na mojej pinterestowej tablicy ślubnej
- Chciałam być bardzo młodą mamą






