Weronika Kowalska dobrze wiedziała, iż nigdy nie będzie taką złośliwą teściową. W końcu była dobrą i wrażliwą osobą, a syna wychowywała w przekonaniu, iż kiedyś założy własną rodzinę. I jej syn Tomek niczego jej nie był winny.
Dlatego gdy Tomek przyprowadził do domu narzeczoną, miłą i sympatyczną dziewczynę Kornelię, Weronika przyjęła ją bardzo ciepło.
Kornelia oczywiście starała się przypodobać przyszłej teściowej. Chwaliła jej gotowanie, mówiła, iż ma bardzo ładne mieszkanie, rzucała komplementy. I Weronika była pewna, iż nie będzie między nimi żadnych nieporozumień.
Kornelia i Tomek postanowili zamieszkać razem. Syn wspomniał coś o wspólnym mieszkaniu z mamą, ale Weronice ta myśl nie przypadła do gustu.
— Oczywiście was nie wyrzucę. Ale, synku, to kiepski pomysł. Młodzi i rodzice powinni żyć osobno. Każdy ma swój rytm dnia, każdy czasem chce odpocząć w ciszy. No i dwie panie w kuchni to zawsze zły pomysł.
Tomek posłuchał mamy, tylko iż wynajmowanie mieszkania sporo go kosztowało. Wtedy Weronika zaproponowała, iż pomoże, dopóki nie staną na własne nogi.
— Mogę płacić jedną trzecią czynszu na początek, a potem już sami.
Tomek chętnie się zgodził. A Weronika była gotowa dawać tę sumę, bo to cena za spokój i dobre relacje.
Doskonale pamiętała, jak pierwsze trzy lata małżeństwa żyli z jej teściową. To był koszmar. I to mimo iż teściowa wcale nie była złą kobietą. Ale i tak ciągle dochodziło do kłótni, nieporozumień, przykrości. Z jedzeniem też był problem, bo każda lubiła co innego. A to, co gotowała teściowa, Weronika często nie mogła przełknąć. Ale jadła, by nie urazić gospodyni. I teściowa też się męczyła.
Tomek i Kornelia wynajęli mieszkanie tuż obok mamy. I Weronika była z tego bardzo zadowolona. Mieszkać razem nie chciała, ale widywać syna – owszem.
Kornelia pracowała jako przedszkolanka i zarabiała niewiele. Tomek też nie był zbyt ambitny – wystarczała mu praca w fabryce.
Gdy młodzi się wprowadzili, Weronika zgłosiła się z pomocą.
— Och, dziękuję! — zawołała Kornelia. — Mieszkanie jest takie brudne, nie wiem, od czego zacząć.
Weronika chwyciła ścierki, środki czystości i ruszyła pomóc synowi i przyszłej synowej.
Tylko wzdychała, patrząc, jak Kornelia sprząta. Widać było, iż nie robi tego często i iż ta praca ją męczy.
Można powiedzieć, iż Weronika posprzątała wszystko sama. Kornelia oczywiście zasypała ją podziękowaniami, mówiła, iż musi się uczyć od przyszłej teściowej. Ale Weronika była tak zmęczona, iż ledwie słuchała.
Następnego dnia Tomek zadzwonił i zaproponował spotkanie w weekend.
— Przyjdziemy do ciebie, dobrze? — spytał.
— Oczywiście, bardzo się ucieszę — odparła Weronika.
Naturalnie, musiała ugotować obiad. Ale miło było spędzić czas razem, a przy okazji posłuchać, jak młodzi radzą sobie w nowym miejscu.
Tylko gdy Tomek i Kornelia przyszli, humor Weroniki nieco opadł. Spędziła pół dnia w kuchni, przygotowała danie główne, sałatkę, choćby przekąski. A oni przyszli z pustymi rękami.
Nie żeby coś jej było potrzeba. Ale to trochę nie wypada. Mogli chociaż kupić ciastka na herbatę.
Ale syn i jego dziewczyna najwyraźniej nie widzieli w tym nic złego. Weronika pocieszyła się myślą, iż pewnie nie mieli czasu. I iż oszczędzają, bo się urządzają.
— Mamo, możemy zabrać resztki? Żeby nie musieć gotować — spytał Tomek po obiedzie.
Weronika westchnęła. Sama pewnie też wolałaby nie gotować przez kilka dni, ale dla syna nie żałowała.
— Jasne, zabierajcie — powiedziała.
Coś w tym było nieprzyjemne, ale starała się nie skupiać na tym za bardzo. Młodzi chcą żyć dla siebie, a nie stać w kuchni. I co miała robić? Gotowała, jak zawsze.
Weronika pracowała zdalnie. Do biura jeździła rzadko, co bardzo jej pasowało.
I gdy tydzień później zadzwonił Tomek, spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego.
— Mamo, mogę wpaść na obiad? Oszczędzam, nie chcę iść do stołówki.
Weronika aż się zagapiła. Nie planowała gotować, ale nie mogła odmówić synowi.
— Dobrze, wpadaj — odparła, zrywając się do kuchni.
Myślała, iż to jednorazowa sprawa, ale Tomek zaczął przychodzić regularnie. Co, oczywiście, nie do końca jej odpowiadało. Nie dość, iż jedzenie znikało w ekspresowym tempie, to jeszcze ciągle odrywała się od pracy.
Ale milczała. Jak matka może odmówić synowi obiadu? Tylko raz nieśmiało zapytała, czemu nie bierze jedzenia ze sobą.
— Kornelia nie za bardzo gotuje. A wiesz, może wpadniemy w weekend na kolację? U ciebie tak pysznie gotujesz!
— Nie mogę, idę do koleżanki — skłamała Weronika, rumieniąc się.
— Szkoda.
Trzeba było coś z tym zrobić. Ale nie potrafiła powiedzieć wprost, iż to jej nie odpowiada. Nie chciała wyjść na skąpą w oczach syna i jego narzeczonej.
A przecież wszystko to odczuwała po portfelu. Wciąż dopłacała do ich mieszkania.
Postanowiła po prostu milczeć. W weekend ugotuje więcej, żeby wystarczyło na kilka dni. Może powinna delikatnie zasugerować, by Tomek kupował jakieś produkty, ale znowu – nie umiała.
Tak minęły trzy tygodnie. Tomek przychodził na obiady, a potem zaczęła wpadać Kornelia. I Weronika prawie się przyzwyczaiła do roli kucharki.
Ale niedługo syn z narzeczoną całkiem się rozbestwili.
Tomek zadzwonił i oznajmił, iż Kornelia ma niedługo urodziny.
— Ciebie też zapraszamy! — powiedział wesoło.
— Dziękuję, ale po co ja wam? Pewnie przyjdą koledzy.
— Ale my chcemy, żebyś była! Jesteś dla nas ważna!
Weronika rozczuliła się. Za takie słowa można wiele wybaczyć. Ale jak się okazało – nie wszystko.
— Słuchaj — ciągnął Tomek — możesz przyjść rano? Pomóc Kornelii posprzątać i ugotować.
Szybko sprowadził matkę na ziemię.
— Ona nie da rady sama? — spytała sucho Weronika.
— No co ty — zaśmiał się Tomek. —Weronika odłożyła słuchawkę, uświadamiając sobie, iż czas przestać być wygodnym bankomatem i zacząć mówić „nie”, bo inaczej nigdy nie odzwyczai Tomka od ciągnięcia wszystkiego od matki.