Nie bądź gadułą, najważniejsze to dobrze się ożenić – z każdej sytuacji wyjdziesz na swoje, uczyła ciotka.

newskey24.com 23 godzin temu

— Trzymaj język za zębami, Marysiu. Najważniejsze, żeby dobrze wyjść za mąż. Przy każdym wariancie wyjdziesz na swoje – pouczała krewna.

Marysia rosła jako jedyna i ukochana córka, w której rodzice nie mogli się nachwalić. Pod koniec liceum coraz częściej wspominała, iż chce studiować w Warszawie.

— Córciu, mamy tu dobry uniwersytet. Po co ci ta Warszawa? – pytał ojciec.

— Tato, chcę być dzienniką. A po naszym uniwersytecie zostanę co najwyżej nauczycielką.

Rodzice długo nie chcieli puścić córki z domu. Ile w życiu widzieli filmów o pokiereszowanych losach dziewczyn z prowincji, które rzuciły się w stolicę! Ale w końcu się zgodzili. Ojciec skontaktował się z daleką kuzynką mieszkającą w Warszawie, a ta przyjęła Marysię pod swój dach na czas studiów. euforia dziewczyny nie mia granic. Obiecała rodzicom, iż sobie poradzi, iż nie będą się za nią wstydzić, wręcz przeciwnie – będą dumni.

Ojciec osobiście zawiózł córkę, upewnił się, iż mała się jakoś urządziła, zostawił trochę złotówek na początek i wrócił do domu.

Marysia nie mieszkała u kuzynki za darmo. Sprzątała, robiła zakupy, gotowała. Sąsiedzi kręcili głowami: „No proszę, Wandzia zrobiła z krewnej służącą”. Kuzynka ojciec mieszkała sama – mąż dawno odszedł do innej, zostawiając jej mieszkanie. Uważała, iż życie jej się udało. W Warszawie! W stolicy, nie byle gdzie. I Marysię pouczała:

— Nie, Marychno, trzymaj buzię na kłód. Studia to fajnie, ale nie dla kobiety najważniejsze. Trwa to wyjść za mąż za warszawiaka. Na wszelki wypadek będziesz na swoim. No jak ja.

Marysia słuchała i uśmiechała się pobłażliwie pod zdradą. O małżeństwie jeszcze nie marzyła. Marzyła, by ktoś dostrzegł jej talent, zatrudnił w dużym wydawnictwie, a jeżeli los będzie łaskawy – to w telewizji.

Ale marzenia marzeniami, a życie często weryfikuje ambitne plany. Na trzecim roku Marysia zakochała się w Jacka. Poznali się przypadkiem – dziewczyny świętowały udane zaliczenie sesji letniej, a Jacek z kolegą też tam byli. Spodobała mu się ładna brunetka, zaprosił ją do tańca, potem odprowadził do domu.

Koleżanki wpadły w zachwyt: „Maryś, nie wypuszczaj takiego! O osiem lat starszy, warszawiak, z mieszkaniem, przystojny”. Jacek nie ukrywał, iż jest po rozwodzie, iż ma córkę. Ale kto nie popełnia błędów w młodości? Dziewczynka mieszka z mamą, nie będzie się kręcić pod nogami. No i dobrze – znaczy, iż dzieci lubił.

Marysia nie planowała nic poważnie, ale Jacek się jej podobał. Widział, iż jest niedoświadczona, więc nie naciskał, nie zapraszał od razu do siebie. Chodzili na spacery, do teatru, na koncerty. Przez lata w Warszawie Marysia nie poznała miasta tak dobrze, jak przez Jacka.

Coraz częściej mówił o miłości, o wspólnym przyszłości, o dzieciach – ich dzieciach. Marysi w głowie się kręciło. Gdy w końcu się oświadczył, bez wahania się zgodziła. Do końca studiów już niedługo. A przed nią – dorosłe, interesujące życie.

Jacek zabrał Marysię do rodziców. Ojciec uśmiechnął się uprzejmie i schował za gazetą. A matka nie owijając w bawełnę dawała do zrozumienia nowej narzeczonej, iż Jacek kobietami nie gardził, iż nie pozwoli synowi powtórzyć błędu, iż widzi przecież, jak Marysi zależy na warszawskim zameldzeniu…

— Że też nie mogłeś pokochać kogoś z naszego poziomu! Znowu ta sama śpiewka – zakończyła swoje zdanie matka.

— Jaką śpiewkę? Dosy, mamo. Kasia, nawiasem mówiąc, była warszawianką. I jakoś to nam nie pomogło – Jacek urwał rozmowę i wyprowadził Marysię.

Do ślubu rodziców męża więcej nie widziała. Za to często Jacek przyprowadzał córekę, Kingę. Tak nazwano ją na pamiątkę po babci, która podobno była sławną aktorką albo żoną sławnego aktora… Marysia nigdy się nie połomponowała.

Kinga okazała się dużą, spokojną dziewczynką, niezbyt ładną. Jacek cieszył się, iż gwałtownie znalazły wspólny język. Na ślubie teściowa delikatnie zasugerowała, iż z dziećmi nie warto się śpieszyć. Marysia zapewniła, iż najpierw chce skończyć studia i popracować. Z dziećmi zdąży.

Gdy pierwszy raz przywiozła Kingę, oznajmiła, iż ojciec nie może zaniedbywać córki. Jacek spędził z nią cały dzień, spełniając każde życzenie. Marysia nie protestował. Starał się zrozumieć. Właż za mąż, wiedziała, na co się porywa.

Po studiach Marysia dostała pracę w gazecie – nie prestiżowej, ale w Warszawie. Spełniło się marzenie: mieszkała i pracowała w stolicy z ukochanym mężem. Kilka razy odwiedzali rodziców z prezentami. ale najlepszym prezentem były dla rodziny szczęśliwe oczy dziecka.

Minęły tylko trzy lata. Pewnego dnia przed świętami Marysia powiedziała mężu: — Jest w ciąż. Chciałam poczekać do świąt, ale nie mogłam! — rzekła z radością.

— Nie chciałaś mieć dzieci… Jak to się stało? Bierzesz tabletki! Zapomniałaś? — zdziwił się Jack.

— To nie przypadek. Odstawićam tabletki. Myślałam, iż będzie dłużej, bo organizm musi się przystosować. A wyszło od razu. Super, prawda? — ale widział zdumioną twarz Jacka. — Nie cieszysz się?

— Cieszę, ale… Dlaczego mnie nie spytałaś?

— Jak mąż mówi żeby 'ona sama się zabezpieczała’, to znaczy, iż sama też może podjąć decyzję. Prawda? Chcę dziecko. A kiedy rodzić? Po czterdziestce? — Marysia ledwo powstrzymała łzy. Spodziewała się jego radości.

— Nie krzycz. Skoro już tak. Niech to będzie chłopak. Ale sama będziesz się nim zajmować. A praca? — Jack objął urazę żonę.

Spokój wrócił.

Na święta Jack zaskoczył rodziców. Ojciec pogratulował syna, a matka przyjęła wiadomość z furią.

— Wiedziałam, iż ta prowincjuszka zechce przypieczętować swoją pozycję dzieckiem. Najpierw meldunek, teraz to. A pewien jesteś, iż twoje? Zabierze ci mieszkanie. Nie mamy pieniędzy, żeby kupić jej nowe, jak twojej pierwszej żonie.

— Mamo, co ty mówisz? Kochamy się! Marysia nie…

— Teraz nie.Marysia w końcu zrozumiała, iż szczęście nie mieszka w Warszawie, ale tam, gdzie czuje się kochaną i wolną – i choć życie potoczyło się inaczej, niż planowała, nigdy nie żałowała swojej decyzji.

Idź do oryginalnego materiału