Natasza wstaje o 5 rano, aby nagrać TikToka, jak maluje się do szkoły. Chodzi do 7 klasy

gazeta.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: fot: shuterstock/kryzhov


12-letnia Natasza wstaje o 5 rano, aby spokojnie nagrać, jak robi makijaż przed wyjściem do szkoły i jakimi kosmetykami. W szkole na przerwach wrzuci nagranie do sieci. Nie koleguje się z dziewczynami, które nie mają kont na TikToku, dziewczyny nie mają wspólnych tematów."Hey, besties!" - zwraca się do swoich obserwatorek 12-letnia Natasza z siódmej klasy. Jej konto na TikToku obserwują koleżanki ze szkoły. W sumie ok. 30 dziewczyn. Większość z nich, tak jak Natasza, nagrywa wideo i wrzuca z hashtag #GRWM.
REKLAMA


(Od red: "Get ready with me" (pol. przygotuj się ze mną) to popularny wśród nastolatek styl treści wideo. Dziewczyny nagrywają jakie czynności towarzyszą im, kiedy szykują się np. do szkoły. Pokazują, jak się czeszą, jak robią makijaż, moment wybierania stroju).Każdy kosmetyk pokazała przed kamerą. Opowiedziała, gdzie kupiła, ile kosztował i czy się sprawdzaNatasza - zanim nagrała wideo #GRWM o tym jak po przebudzeniu szykuje się do szkoły - długo się do nagrania przygotowała. Dzień wcześniej ułożyła na toaletce zestawy kosmetyków: kremy, tomiki, kolorówkę, naszykowała kilka zestawów ubrań w stylu "aesthetic".(od red: Styl aesthetic to umiłowanie dla tego co piękne i zorganizowane, przy jednoczesnym odrzuceniu nudnych stylówek, które pozbawione są indywidualnych akcentów. Styl aesthetic to combo świeżynek i odwołań do klasyki lat 70.,80., 90., a choćby 2000 - za House blog).Dziewczyna wstała o 5 rano, żeby spokojnie nagrać wszystkie czynności, które towarzyszą jej, zanim wyjdzie z domu. Nagrała, jak przemywa twarz tonikiem, jak nakłada krem na całą twarz, inny pod oczy. Pokazała też, jaką techniką robi makijaż i jakimi kosmetykami. Każdy produkt dokładnie zaprezentowała przed kamerą. Opowiedziała, gdzie kupiła, ile kosztował i czy się sprawdza.W klasie Nataszy jest kilka dziewczyn, które też mają konta na TikToku i też nagrywaj GRWM. Te dziewczyny trzymają się w szkole razem. Mają wspólne tematy, podobne zainteresowania, śledzą trendy w serwisach społecznościowych. Kiedy jedna koleżanka nagra lip sync, to druga też się w to wkręca.


(Od red: Lip sync - pol. synchronizacja ust - to bardzo popularny trend na TikTok, który polega na tym, aby poruszać wargami synchronicznie z podłożony dźwiękiem. Ma to sprawiać wrażenie, iż osoba nagrywająca jest wykonawcą/wykonawczynią np. popularnej piosenki, śmiesznego dialogu, itp.)


Pokolenie Sephora fot: shutterstock/SergioViana


Ekspert w obszarze edukacji, kultury młodzieżowej, dr Karol Jachymek, który na Uniwersytecie SWPS prowadzi zajęcia na temat nowych zjawisk medialnych, zwraca uwagę na to, iż dwunastolatki w ogóle nie powinny mieć kont na TikToku. Bo zgodnie z deklarowanymi ograniczeniami TikToka aplikacja jest dla ludzi od trzynastego roku życia, co też nie oznacza, iż trzeba wówczas je zakładać.- Wiadomo, iż prowadzenie konta bardzo łatwo obejść. Big Techy nie szczególnie dbają o to, jak i przez kogo dystrybuowane są treści w social mediach. Łatwiej im zapłacić kary, albo uczestniczyć w pozwie, niż wprowadzić przemyślany i skuteczny sposób weryfikacji treści, które trafiają do dzieci - zauważa.


Wszystkie telefony lądują u ochroniarzaW większości szkół podstawowych dzieci nie mogą mieć przy sobie telefonów podczas lekcji. Zaraz po wejściu do budynku oddają komórki ochroniarzowi, odbierają je po zakończonych lekcjach.Ale nie wszystkie dzieci są w stanie wytrzymać siedmiu godzin lekcyjnych i wszystkich przerw bez zaglądania do serwisów społecznościowych. I kombinują.Na przerwach biegają do ochroniarza, aby chociaż na kilka minut zdobyć telefon i być na bieżąco. Kiedy znajdą coś ciekawego, albo wciągną się w grę, nie oddadzą telefonów do przechowania.Zabiorą ze sobą na lekcje, wyjdą z klasy pod pretekstem bólu brzucha i przesiedzą pół lekcji z telefonem zamknięci w szkolnego toalecie.- Często wpadamy w pułapkę myślenia, iż dla naszych dzieci korzystanie z mediów społecznościowych jest złe i już. A przecież dzieci są bardzo różne. Są takie, które totalnie wsiąkają w świat mediów cyfrowych, żyją trendami i tym, co wrzucają do sieci. Te zachowania bywają problematyczne. Nie można ich lekceważyć. Ale są też dzieci, które mają konta, tylko po to, aby oglądać, co wrzucają koledzy i koleżanki. Część z nich wykorzystuje internet do poszerzania swoich pasji. Są jeszcze dzieciaki, które nie mają kont na TikToku, a i tak wiedzą, co tam się dzieje, bo koledzy im pokazują. Sporo dzieci w ogóle nie interesuje rzeczywistość mediów cyfrowych, mają inne zajawki. To bardzo złożony tygiel, a my - jako rodzice - bardzo często mamy zero-jedynkowe myślenie - mówi dr Jachymek.Natasza, zanim wrzuciła nagranie z hashtag #GRWM musiała je obrobić w programie do montażu filmów. Robiła to na przerwach między lekcjami. Na długiej przerwie nie poszła na obiad, bo montowała, żeby jak najszybciej wrzucić wideo do siebie na profil. Koleżanki z klasy bardzo dopytywały się, kiedy będzie.


"Mam wymówkę przed dziewczynami, dlaczego nic nie wrzucam"W klasie Nataszy są dziewczyny, które nie mają kont na serwisach społecznościowych. Z różnych powodów. Albo nie interesują się modą i kosmetykami, albo nie mają na tyle odwagi, aby pokazywać się w sieci. Boją się tego, iż ktoś je wyśmieje, obrazi, napisze przykry komentarz.Zuzanna, 7 klasa, 13 lat: Nie mam konta na TikToku i w klasie koleguję się z tymi dziewczynami, które, tak jak ja, nie są aktywne w sieci. choćby gdybym miała swój profil, to i tak nie wrzuciłabym żadnego filmiku ze sobą. Bałabym się, iż się "skrindżuje". Mój tata chroni prywatność naszej rodziny. Jak kiedyś mama wrzuciła nasze - tj. moje i brata - zdjęcia na Fejsa, poprosił, aby fotę usunąć. Wiem, iż nigdy nie zgodziłby się na to, abym wrzucała filmy ze swoim wizerunkiem do sieci. Dla mnie to na rękę. Mam przynajmniej wymówkę przed dziewczynami, dlaczego nic nie wrzucam.Weronika, 6 klasa, 12 lat: Mój tata powiedział, iż mam się uczyć po to, żeby w przyszłości nie być tą, która siedzi w sieci i traci tam swoje życie, tylko być po tej drugiej stronie. Wiedzieć, jak na takich ludziach zarabiać. Tata bardzo pilnuje, abym była dobra z matematyki. Dużo się z nim uczę. Czasami uczę się też z babcią - mamą taty - bo ona jest matematyczką. I tata i babcia mają do mnie dużo cierpliwości, dobrze tłumaczą. Z matmy jestem bardzo dobra.Iga, 6 klasa, 12 lat: Moi rodzice nie wiedzą o tym, iż mam konto na TikToku. Same je sobie założyłam, kiedy byłam u koleżanki. Ale się nie pokazuję. Lubię za to oglądać, co wrzucają dziewczyny ode mnie ze szkoły. Czasami można się nieźle pośmiać. Moja najlepsza przyjaciółka wrzuca filmiki, jak się maluje, opowiada o kosmetykach. Fajnie to nagrywa, tak profesjonalnie.


TikTok. Król zaangażowaniaTikTok - aplikacja, która cieszy się największym zainteresowaniem wśród dzieci i nastolatków - to tzw. król zaangażowania. Ogrywa całą swoją konkurencję w kategorii najdłuższego utrzymywania uwagi użytkowników i użytkowniczek. Ani Facebook, ani Instagram, ani YouTube nie potrafią sprawić, aby ludzie poświęcali im równie dużą część swojego życia.W 2024 r. TikTok w Polsce miał więcej użytkowników i użytkowniczek niż np. Instagram. Na TikToku "siedzi" 11,5 mln pełnoletnich Polaków. Nie wiemy ile procent dzieci i nastolatków ma zainstalowaną aplikację, bo Chińczycy - właścicielem aplikacji jest chińskie przedsiębiorstwo ByteDance - ujawniają jedynie te statystyki, które dotyczą użytkowników powyżej 18. roku życia. (za "Social Media w Polsce 2024 - raport Digital Poland" z bloga dla obecnych i przyszłych przedsiębiorców).To świat dzieciaków, nie ma co się im tam wtrącać- Sporo rodziców uważa, iż TikTok to świat młodych ludzi, dlatego nie należy im tego zakazywać. Puszczają dzieci w świat mediów społecznościowych samopas. Na drugim biegunie są rodzice, którzy wierzą, iż wolny czas ich dzieci musi być zawsze produktywny. A to też pułapka. Nie podoba im się to, iż treści na aplikacjach nie są rozwojowe, uważają, iż to same głupoty. Nie jest dla nich problemem jednak to, iż sami wieczorami oglądają godzinami seriale, żeby się odstresować i zrelaksować - mówi dr Karol Jachymek i dodaje, iż zamiast zakazywać, można edukować:- Lubię mówić o edukacji medialnej tak jak wiele osób mówi o edukacji seksualnej. To powinna być edukacja do życia, prowadząca do poznania siebie, do rozumienia swoich granic i potrzeb. Edukacja medialna - w mojej perspektywie - ma być taką edukacją, która pozwoli nam zrozumieć, jak media cyfrowe na nas oddziaływają, jak z nich mądrze korzystać, jakie koszty ponosimy, zarówno jednostkowo, jak i społecznie, kiedy wymknie nam się to spod kontroli.


Technologiczni miliarderzy jednak ograniczają swoim dzieciom dostęp do sieciBill Gates, założyciel Microsoftu, dzisiaj ojciec dorosłych już dzieci, wielokrotnie w wywiadach powtarzał, iż jego dzieci - kiedy były jeszcze małe - nie miały choćby telefonów."Podczas posiłku, nigdy nie kładziemy telefonów na stół. Nie daliśmy żadnemu z dzieci telefonu komórkowego aż do czasu, gdy skończyły 14 lat, kiedy zaczęły się skarżyć, iż inne dzieci dostawały je znacznie wcześniej" - mówił w 2017 r. w wywiadzie dla "Daily Mirror".Podobnie postępował Steve Jobs. Znany z minimalistycznego podejścia do życia, Jobs w 2011 roku, w wywiadzie dla "New York Times" mówił, iż zakazał dzieciom używania iPadów, które miały premierę w 2010 roku. Założyciel firmy Apple uważał, iż "skutki używania iPadów mogą być niebezpieczne, gdyż bardzo łatwo, szczególnie dzieciom, jest się uzależnić od tych urządzeń".Moda na Nokie bez dostępu do internetuJaśmina, Malwina i Jagoda nie mają telefonów. Są siostrami, wszystkie chodzą do prywatnej szkoły, w której wszystkie lekcje mają po angielsku. Dwa razy w tygodniu po szkole przyjeżdża do nich nauczyciel francuskiego, wszystkie dziewczynki jeżdżą konno.


Siostry dostały od rodziców kilkunastoletnie Nokie. Komórki służą im tylko do tego, aby odebrać telefon od rodziców i wysyłać sms-y. Dziewczynki robią zdjęcia tradycyjnymi aparatami fotograficznymi. Od jakiegoś czasu kompaktowymi Nikonami z lat 90. Takie są teraz modne.Matka dziewczynek: Dziwię się tym rodzicom, którzy dają dzieciom najnowsze telefony do szkoły z nieograniczonym dostępem do sieci. Wiadomo, iż nie zakładają limitów czasowych po to, aby mieć dzieci z głowy. Jak się dzieciak wciągnie w sieć, nie trzeba go animować, można zajmować się sobą. Taka jest prawda - mówi matka córek i dalej opowiada: - Kiedy przychodzą do moich córek koleżanki, które chcą tylko siedzieć na TikToku i żadna inna zabawa ich nie interesuje, to kiedy wyjdą, mówię do dzieci, aby już ich więcej do naszego domu nie zapraszały. Była u nas dziewczynka, która odpalała apkę Sephory i pokazywała mojej jedenastoletniej córce kosmetyki, które powinna sobie kupić. To było żałosne. Nie uważam, iż moje dzieci cokolwiek tracą przez to, iż nie są aktywne w sieci. Po prostu uważam, iż na tym etapie życia - najstarsza ma 12 lat, średnia 11, najmłodsza 8 - nie potrzebują udzielać się na serwisach społecznościowych.


shutterstock.com/Simone Hogan


"Oi oi oi baka!", Baka znaczy idiota, głupekTo, iż dzieci nie mają kont w mediach społecznościowych, wcale nie oznacza, iż nie wiedzą, co się tam dzieje. Trendy z TikToka przenikają i do dzieci, które w sieci nie są aktywne. Niektóre to nieszkodliwe zabawy, chociaż nie zawsze mądre, np: "Oi oi oi baka!". Zabawa polega na tym, aby - np. w środku lekcji - wejść na krzesło, a najlepiej na ławkę i bardzo głośno krzyknąć: Oi oi oi baka!. Trend przywędrowała z Japonii, słowa baka w języku japońskim oznacza idiota, głupek.


Pewnie każdy spotkany dzisiaj na ulicy nastolatek czy nastolatka - bez względu na to, czy ma TikToka, czy nie - gwałtownie wyjaśni, o co chodzi z "oj oj oj baka". W tę zabawę bawią się wszystkie dzieci w podstawówkach. To niezbyt lotny trend, ale też nieszkodliwy. W przeciwieństwie do innego, w którym nastolatki namawiają innych do popełnienia zbiorowego samobójstwa 1 stycznia 2025 r. Ten trend dotarł do Polski na początku grudnia.Fundacja Prospołeczna namierzyła post Kuby, który zdobył ogromnie zasięgi.W komentarzach emotikony: strzałki w górę oznaczają "mam odwagę", strzałki w dół: "jeszcze nie teraz", a także przerażające deklaracje: "Zrobię to, obiecuję wam".Kinga Szostko z Fundacji Prospołecznej ostrzega przed tym trendem, zgłosiła sprawę na policję.Albania i Australia mówią dość"Na rok całkowicie zablokujemy TikToka dla wszystkich. W Albanii nie będzie TikToka" - ogłosił w sobotę 21 grudnia premier Edi Rama. Zakaz ma obowiązywać od stycznia 2025 r.


Albański rząd zdecydował się wprowadzić zakaz, aby chronić bezpieczeństwo dzieci w szkołach. W listopadzie 14-letni chłopiec został zasztyletowany przez kolegę ze szkoły. Do zabójstwa doszło po kłótni chłopców w mediach społecznościowych.W Albanii na TikToku - jak czytamy w brytyjskim "The Guardian" - pojawiły się filmy dzieci, które poparły zabójstwo. Dzieci zaczęły przynosić do szkoły noże, po to, aby używać ich podczas kłótni z rówieśnikami. Inspiracją do znęcania się nad rówieśnikami z nożem w ręku miały być treści publikowane na TikToku.Australia również - aby chronić dzieci przed niebezpiecznymi trendami z sieci - w listopadzie tego roku zatwierdziła całkowity zakaz korzystania z mediów społecznościowych przez dzieci poniżej 16. roku życia.Sięgają, bo się nudzą, sięgają, bo nikt z nimi nie gadaW Polsce nie ma rządowych planów, aby ograniczyć niepełnoletnim dostęp do mediów społecznościowych. Ale coraz głośniej mówi się o tym, iż nastolatki topią się w pustych, głupawych, często szkodliwych filmikach, bo są ofiarami kiepskiego systemu edukacji i rodziców, którym jest wszystko jedno, co ich dzieci oglądają na swoich telefonach.


Australia i Albania zakazują Tiktoka fot: Shuterstock/Iryna Imago


Dr Karol Jachymek uważa, iż radykalne zakazy, na które zdecydowała się Albania czy Australia rozwiązują problem powierzchownie. Zwraca uwagę na to, iż bardzo często media cyfrowe w życiu dzieci i nastolatków są tematem zastępczym. A problem dzieci leży zupełnie gdzie indziej:- Sięgają do telefonów, bo się nudzą, sięgają, bo nie mają relacji z innymi osobami, bo są ignorowani w domu, bo rodziców nie interesuje to, co robią w wolnym czasie. Najłatwiej jest pomyśleć, iż gdyby nie trendy z TikToka, to coś złego nie zdarzyłoby się w świecie dzieci. W znacznej części to racja. Jednak przy okazji dyskusji o tym, czy należy zakazać nastolatkom korzystania z mediów społecznościowych, chyba warto zadać sobie pytanie, skąd bierze się w dzieciach aż tak silna potrzeba pokazywania się w sieci, strojenia, malowania, epatowania swoją cielesnością, skąd bierze się w dzieciach potrzeba kreowania niebezpiecznych trendów. Rzadko prowadzimy z dziećmi rozmowy na te tematy - mówi dr Karol Jachymek, autor książki "Z nosem w telefonie. Co nasze dzieci robią w internecie i czy na pewno trzeba się tym martwić?", który na co dzień popularyzuje wiedzę dotyczącą współczesnego internetu, komunikacji międzypokoleniowej (szczególnie z przedstawicielami pokolenia Z i pokolenia Alfa) oraz najnowszych zjawisk medialnych.10 grudnia, w Międzynarodowy Dzień Praw Człowieka ruszyła u nas kampania społeczna Rzeczniczki Praw Dziecka "Więcej szacunku dla młodego wizerunku". Warto zajrzeć do treści kampanii, bo są m.in. o tym, iż jako dorośli, od momentu urodzin dziecka, traktujemy je przedmiotowo. Że bardzo często nie mamy szacunku do wizerunku dzieci. Publikujemy ich zdjęcia bez zastanowienie. Ze szpitala, z wakacji, z lekcji baletu, z ogródka, kiedy bawią się w baseniku. Być może, kiedy zaczniemy traktować dzieci podmiotowo, łatwiej im będzie zrozumieć rzeczywistość, w której funkcjonują.


'Z nosem w telefonie' to przewodnik po cyfrowym świecie, w którym żyją nasze dzieci fot: materiały promocyjnie


„Z nosem w telefonie Co nasze dzieci robią w internecie i czy na pewno trzeba się tym martwić?" to przewodnik po cyfrowym świecie, w którym żyją dzieci. Autorem książki jest dr Karol Jachymek, który od lat przygląda się zjawiskom w sieci oraz temu, co robią w niej dzieci. Nie ukrywa, iż fascynują go możliwości, jakie dają dziś media społecznościowe, iż widzi ich ogromny potencjał wspólnototwórczy, iż bawią go memy, dramy i emoji oraz iż docenia to, ilu przydatnych rzeczy można się nauczyć dzięki sprawnemu używaniu sieci. Nie oznacza to, iż nie zauważa zagrożeń. Dostrzega je i w swojej książce proponuje inne niż dominująca perspektywa, empatyczne spojrzenie na świat mediów cyfrowych. Nie straszy nimi, a w przystępny sposób edukuje dorosłych, zabierając ich w podróż po fascynującym i pełnym możliwości świecie, który jest dla wielu współczesnych dzieci ich naturalnym środowiskiem – czy tego chcemy, czy nie.Książka ukazał się w kwietniu w tym roku.Czytaj również: Polskie nastolatki w drogeriach z ekskluzywnymi kosmetykami. "Robią paragony na 800 zł"
Idź do oryginalnego materiału