*Dziennik osobisty*
Zawsze byłam samodzielnym i grzecznym dzieckiem. Rodzice pracowali całymi dniami, a ja wracałam ze szkoły, podgrzewałam zupę, jadłam i odrabiałam lekcje. Czasem choćby sama gotowałam makaron. Tak było już od pierwszej klasy.
Gdy byłam w maturalnej, do naszej szkoły przyszli studenci na praktyki. Lekcje historii prowadził wysoki, poważny Tomasz Nowak, w okularach i szarym garniturze. Chłopaki nazywali go kujonem, śmiali się z niego i próbowali rozrabiać. Ale pod koniec słuchali go z otwartymi ustami. Opowiadał historię jak nikt dotąd. Zadawał pytania, zmuszał do myślenia, prosił o opinie, pytał, co by było, gdyby…
Chłopcom płonęły oczy. Po raz pierwszy mogli się wypowiedzieć, zmieniać bieg historii, choć tylko teoretycznie. Tomasz studził ich zapał, gdy za bardzo bujali w obłokach. Czekali na jego lekcje i nigdy ich nie opuszczali.
Podczas zajęć nie spuszczałam z Tomasza zakochanego wzroku. Zaczęłam czytać książki historyczne, by też móc dyskutować. Pewnego dnia odważyłam się i wyraziłam swoją opinię. Tomasz pochwalił mnie, powiedział, iż gdyby reformy poszły tak, jak ja proponowałam, żylibyśmy w innym społeczeństwie. Ale wyjaśnił, iż w tamtych czasach było to niemal niemożliwe.
— Niestety, historii nie da się przepisać, można tylko zmienić podręczniki, skupiając się na wybranych wydarzeniach — powiedział znacząco.
Potem jego praktyki się skończyły, a ja straciłam zainteresowanie historią. Pewnego dnia wracałam ze szkoły, gdy nagle zobaczyłam Tomasza, który śpieszył się w moją stronę.
— Cześć, Kasia — przywitał się.
Pamiętał moje imię! Serce podskoczyło mi z radości.
— Idzie pan do szkoły? Lekcje już się skończyły — powiedziałam zmieszana.
— Nie, chciałem cię spotkać.
Otworzyłam szeroko oczy i poczułam, jak płoną mi policzki.
— Idziesz do domu? Odprowadzę cię.
Szliśmy obok siebie, a on wypytywał mnie o szkołę, przyjaciół, plany na studia.
— Nie wybierasz się na historię? Wydawało mi się, iż cię zainteresowała. Mam kilka ciekawych książek, mogę ci pożyczyć.
Zamarłam ze szczęścia. Zapraszał mnie do siebie? Nie Anetę, najładniejszą dziewczynę w klasie, tylko mnie, Kasię Kowalską, „Konika Polnego”, jak czule nazywał mnie tata. Bałam się na niego spojrzeć.
— Dziękuję, ale idę na ekonomię… — wydukałam. — Ale książki chętnie bym przeczytała.
— Dobrze. Następnym razem przyniosę ci kilka, wybiorę coś odpowiedniego, jeżeli nie masz nic przeciwko.
*Następnym razem? Czy naprawdę się jeszcze zobaczymy?* Serce waliło mi jak oszalałe.
— A będzie ten następny raz? — usłyszałam swój głos i poczułam, jak znów czerwienię się po uszy.
— Oczywiście. jeżeli chcesz — uśmiechnął się Tomasz.
Jego twarz nagle stała się piękna i chłopięco młoda. Zrozumiałam, iż nie jest znacznie starszy ode mnie. To był pierwszy raz, gdy widziałam jego uśmiech.
— I mów mi po imieniu. Nie jesteśmy w szkole, już nie jestem twoim nauczycielem. To twój dom?
Skinęłam głową, zbyt wzruszona, by mówić. Pożegnał się i już miał odejść.
— Tomaszu, kiedy znów się spotkamy? — spytałam, nabierając śmiałości.
Wyjął telefon.
— Podaj numer, zadzwonię do ciebie.
Ale nie zadzwonił, tylko wysłał wiadomość po kilku dniach. Widywaliśmy się jeszcze parę razy, aż oboje mieliśmy egzaminy — ja maturę, on sesję. Spotkaliśmy się dopiero po mojej studniówce. Cały ten czas trzymałam w tajemnicy nasze spotkania. W końcu wygadałam się koleżankom. Były zazdrosne. Żadna z nich nie miała starszego chłopaka.
Poszłam na studia i dalej się z nim spotykałam. Gdy mama się dowiedziała, zaczęła się martwić i poprosiła, bym go przedstawiła. Tomasz im się spodobał. Poważny, dojrzały, bez nałogów, a do tego nauczyciel. Mama się uspokoiła, a ja bujałam w obłokach.
Na trzecim roku wzięliśmy ślub. Z dziećmi postanowiliśmy poczekać, aż skończę studia. Tomasz kochał porządek. Ustawiał słoiczki równo na półkach, książki w rządek, ręcznik zawieszony idealnie. Prosił mnie delikatnie, bym nie rozrzucała rzeczy po mieszkaniu. Traktowałam to jak zabawę i niedługo sama zaczęłam tak robić, by mu dogodzić.
Pewnego dnia wszedł do łazienki po mnie. Usłyszałam jego stanowczy głos i pobiegłam do niego.
— Kasia, prosiłem, żebyś wycierała wodę po prysznicu — powiedział, tłumiąc irytację.
Na płytkach było kilka kropel.
— Dobrze, następnym razem wytrę — odparłam. — I tak zaraz będziesz się mył.
— Nie następnym razem, tylko teraz. Gdzie jest szufelka?
Nie miał okularów, jego szare oczy patrzyły na mnie zimno. Nie potrzebował ich do widzenia, tylko by wyglądać starzej.
— Na serio? Wyschną za chwilę. — Nie wierzyłam, iż to poważne.
Ale nie żartował. Jego wzrok stał się ostry jak lód. Chciałam się schować, zniknąć. Wzięłam szufelkę i przetarłam podłogę.
— I powieś ręcznik. — Wskazał długim palcem na mokry ręcznik zwisający z wanny.
— Już miałam, ale mnie zagadałeś… — tłumaczyłam się.
Pod jego surowym spojrzeniem powiesiłam ręcznik na suszarce, dokładnie go rozpłaszczając. Wyszłam z łazienki, płonąc ze wstydu. Mąż beształ mnie jak uczennicę, jak niesfornego kociaka.
Wymagał, by talerze stały równo i według rozmiaru, by w szafach bielizna leżała w równych stosach…
Za każdym razem, wychodząc z kuchni, lustrowałam ją i prostowałam naczynia, poprawiałam ręcznik. jeżeli zapomniałam, Tomasz natychmiast kazał mi to poprawić. Nie pozwalał na pieszczoty w ciągu dnia, odsuwając mnie eleganckim gestem dłoni.
Nagle zrozumiałam, iż kompletnie go nie znam. I co gorsza — nie kocham. Podobało mi się, iż nauczyciel, dorosły mężczyzna, zabiegał o mnie, a nie jakiś rówieśnik. Lubiłam, iż koleżanki mi zazdrościły. To uznałam za miłość. Byłam w szoku, gdy odkryłam, iż Tomasz chodzi na manicure i poleruje paznokcie. Wydawało mi się, iż mężczyzna nie powinW końcu zrozumiałam, iż prawdziwe szczęście nie polega na idealnym porządku, ale na swobodzie bycia sobą, i odważyłam się odejść, by zacząć wszystko od nowa.