Córka się nas wyparła, nazwała się sierotą przed narzeczonym
Ostatnio nasze życie wywróciło się do góry nogami, a ból zdrady wciąż rozrywa mi serce. Nasza jedyna córka, Bogusława, potajemnie wyszła za mąż, a swojemu mężowi i jego rodzinie skłamała, iż jest sierotą. Ja i mąż żyjemy, jesteśmy zdrowi i nigdy nie daliśmy jej powodu, by potraktowała nas tak okrutnie.
Jesteśmy z mężem, Czesławem, zwykłymi pracownikami z małej wsi pod Szczecinem. Ja pracuję jako felczerka w miejscowej przychodni, on jest mechanikiem w tartaku. Nie nazwiesz nas bogaczami, ale dla Bogusi gotowi byliśmy przenosić góry. To nasze jedyne dziecko, nasza duma, rozpieszczaliśmy ją, jak tylko mogliśmy, oddając wszystko, co mieliśmy.
Bogusia od dziecka marzyła o życiu w wielkim mieście. Gdy jeździliśmy do rodziny do Poznania, błagała, żeby ją tam zostawić. Wydawało jej się, iż tylko tam znajdzie szczęście i sukces. Nie sprzeciwialiśmy się — chcieliśmy, by córka była zadowolona. Gdy przyszła pora na studia, Bogusia oświadczyła, iż chce się uczyć w Poznaniu. Jej oceny nie wystarczyły na stypendium, więc musieliśmy sprzedać dom rodziców męża, by opłacić jej naukę i wynajęte mieszkanie. Zrobiliśmy to dla jej marzeń, choć sami zostaliśmy w wiosce, ciągnąc swoją gospodarkę.
Bogusia wyjechała podbijać miasto, a my zostaliśmy w swojej wsi. Przez pięć lat studiów odwiedziła nas tylko dwa razy. To my jeździliśmy do niej, wożąc domowe przetwory, pieniądze, ale za każdym razem witała nas chłodem. Jakby wstydziła się nas, naszych prostych ubrań, wiejskiej gwary. Wynajmowała mieszkanie ze współlokatorami, a oni traktowali nas cieplej niż rodzona córka. Telefony od Bogusi stawały się rzadsze, więc postanowiliśmy dać jej przestrzeń. Myśleliśmy, iż jeżeli stanie się coś ważnego, sama nam powie.
O jej ślubie dowiedzieliśmy się od obcych ludzi. Sąsiadka, której syn studiuje w Poznaniu, zadzwoniła i powiedziała, iż widziała Bogusię w sukni ślubnej. Nie mogliśmy uwierzyć. Mieliśmy nadzieję, iż to pomyłka, czyjś złośliwy żart. ale prawda okazała się gorzka. Jak córka mogła nam to zrobić? Zadzwoniłam do niej, powstrzymując łzy, i zażądałam wyjaśnień. Bogusia nie zaprzeczała. Chłodnym głosem opowiedziała o mężu i od razu dodała: „Nie przedstawię was sobie”.
Zachwiałam się, jakby ziemia zniknęła mi spod nóg. „Dlaczego?” — wyszeptałam. Jej odpowiedź przeszyła mnie jak nóż: „Jego rodzice to bogaci, wykształceni ludzie, a wy… Nie pasujecie. Powiedziałam, iż jestem sierotą, iż nie mam rodziców. I nie ważcie się mnie obwiniać! Nie mogłam przyznać się, iż ojciec naprawia ciągniki, a matka zastrzyki świniom robi. I tak mnie zawstydzaliście, gdy przyjeżdżaliście na uczelnię ze słoikami ogórków. Dość!”
Czesław, słysząc to, w milczeniu wyciągnął z kieszeni stare zdjęcie Bogusi, ścisnął je w dłoni i wyszedł na ganek. Widziałam, jak trzęsą mu się ramiona, jak sięga po papierosa, choć rzucił palenie dziesięć lat temu. A ja… Wciąż nie mogę dojść do siebie. Codziennie łykam leki uspokajające, ale ból nie mija. Za co? Czym zasłużyliśmy sobie na takie potraktowanie przez własne dziecko?
Oddaliśmy jej wszystko: miłość, pieniądze, marzenia. A ona wyparła się nas, jakbyśmy byli plamą na jej nowym, „miejskim” życiu. Jak żyć dalej, wiedząc, iż córka się was wstydzi? Co zrobilibyście na naszym miejscu? Jak przeżyć taką zdradę?