Dawno temu żył biedny człowiek, któremu urodziło
się dziecko. Poszedł więc szukać dla niego chrzestnych rodziców. Na drodze
spotkał mężczyznę, który go spytał:
- Dokąd
idziesz?
- Wyruszyłem,
aby poszukać chrzestnych rodziców dla mego dziecka – odparł biedak.
- Weź mnie
za kuma – rzekł obcy.
- A kimże ty
jesteś?
- Jestem
Bogiem –
odparł nieznajomy.
- Nie wezmę
ciebie zakuma – rzekł biedak – jesteś oszustem, bowiem jednego czynisz
biednym, innego bogatym. Nie jesteś sprawiedliwy.
To powiedziawszy ruszył dalej. Uszedł kawałek i
znów spotyka nieznajomą postać.
- Dokąd
idziesz?
- Szukam
chrzestnych dla mojego dziecka.
- Weź mnie
za kumę –
zaproponowała zakapturzona postać.
- Kim
jesteś? – zapytał biedak.
- Jestem
Śmiercią.
- No, ciebie
wezmę za kumę, jesteś bowiem sprawiedliwa. Nie oszczędzisz nikogo, wszystkich
traktujesz jednako.
Poszła Śmierć
z biedakiem do jego domu na chrzciny.
Po ceremonii, zapytała chłopa:
- Czy mam
teraz coś dać chrześniakowi?
- Jak
chcesz, ale zwykle chrzestni coś tam dają.
- To i ja
dam – powiedziała Śmierć i w
podarunku dała ławę i sakiewkę.
Zaletą ławy było, iż jak ktoś na niej usiadł, już
nie wstał bez zgody właściciela. Sakiewka zaś zawsze była pełna pieniędzy. Po
trzecie Śmierć nauczyła swego kuma
uzdrawiania chorych ze wszelkich chorób, z jednym ostrzeżeniem:
- Kiedy
wezwą cię do chorego, patrz bacznie, gdzie ja ci się ukarzę. jeżeli będę stała u
wezgłowia, nie czyń niczego, wiedz, iż chory jest już mój. Możesz powiedzieć,
że „nic się nie da zrobić, chory jest skazany na śmierć”.
Jeśli będę
stała w nogach łóżka, wtedy zgódź się na pomoc i rób co chcesz, a chory i tak
wyzdrowieje.
Wyuczony
chłop niedługo stał się tak sławnym uzdrowicielem, iż wiadomość o nim dotarła przez
lud do samego króla. Aliści akurat zachorowała królewna, a licznie zebrane
konsylium znamienitych lekarzy nie mogło jej uleczyć. Posłał więc król po
wiejskiego uzdrowiciela, obiecując wielką nagrodę.
Przybył
zatem chłop do zamku, aby wyleczyć dziewczynę, patrzy, a u wezgłowia łoża stoi Śmierć. Pamiętał a jakże o przestrodze,
azaliż sława już mu nieco zamieszała w głowie. Kazał zrobić pomost, który
kręcił się na osi jak karuzela. Na nim postawiono łoże z królewną, a chłop
zakręcił pomostem tak silnie, iż Śmierć
nie mogła utrzymać równowagi i spadła. Chłop tylko na to czekał, przyskoczył
szybko do królewny i ją uzdrowił.
Kiedy dostał już nagrodę od króla, podeszła do
niego Śmierć i szepnęła mu do ucha:
- Oszukałeś
mnie, to teraz wezmę ciebie, zamiast królewny.
Chłop zadrżał i zaczął błagać:
- Daj mi
jeszcze chwilę, pozwól wrócić do domu, abym mógł poradzić to i tamto moim
dzieciom.
Śmierć się zgodziła. Poszedł
człowiek do domu udzielić ostatnich rad swoim spadkobiercom.
Wędrował i wędrował, smucąc się, aż zastały go
ciemności. Skręcił więc do stojącego przy drodze domu i poprosił o nocleg.
- Nawet
mógłbyś tu przenocować – rzekł gospodarz
– ale nie mam w tej chwili innego wolnego pomieszczenia poza pomieszczeniem, w
którym garbuję skóry, bo musisz wiedzieć, iż jestem garbarzem. Jednak w nocy
nawiedzają to miejsce złe duchy.
Chłop
był jednak tak zdrożony i przybity smutnym celem wędrówki, iż bez wahania
rzekł:
- A co mi
tam duchy, mam większe zmartwienie, poradzę sobie z nimi.
I ułożył się do snu w pracowni garbarza.
O północy pojawił się sam herszt diabłów i ryknął:
- Co to za
człowiek śpi w moim pokoju? Wynoś się stąd!
- Czy nie ma
tu dość miejsca dla nas obu? – zapytał zaspany chłop.
- Nie ma
mowy, nie zmieścimy się, ja sam dostatecznie wypełniam sobą to miejsce –
odpowiedział diabeł.
- No to
pokaż, jak to robisz, bo ci nie wierzę – chłop na to.
Diabeł zaczął się nadymać. Zrobił się tak ogromny,
że chłop ledwie zdołał się skryć między beczkami, bo inaczej zostałby
rozgnieciony o ścianę.
- Czy teraz
wierzysz? – spytał diabeł.
- Niezupełnie
– dalej wątpił chłop – pewnie umiesz
działać tylko w jedną stronę i nie potrafisz się tak zmniejszyć, aby wskoczyć
do tej oto sakiewki – i chłop potrząsnął sakiewką podarowaną przez Śmierć.
- Jak to nie
potrafię, skoro potrafię! – krzyknął diabeł i zaczął się gwałtownie kurczyć, aż
zrobił tak malutki, iż wlazł do sakiewki, a wtedy chłop sakiewkę zasznurował i
uwięził diabła. Potem powiesił sakiewkę na gwoździu, a sam położył się na
dospanie do rana.
Rano,
kiedy wstał, opowiedział wszystko gospodarzom domu i poprosił o garbniki do
skóry. Garbował nimi sakiewkę tak długo, dopóki zamknięty w niej diabeł nie
umarł. Pozbywszy się diabła pomaszerował do domu.
Kiedy przybył na miejsce i rozsądził spadek wśród
najbliższych, podeszła do niego Śmierć
i powiedziała:
- Szykuj
się!
- Dobrze,
już idę z tobą, tylko jeszcze pożegnam się z dziećmi, a ty usiądź tymczasem na
ławie i chwilkę na mnie poczekaj – chłop na to.
I Śmierć
usiadła, zapomniawszy ponieważ, o adekwatnościach, które sama kiedyś tej ławie
nadała.
Siedziała ci ona na ławie i siedziała, a człowiek
nie spieszył się wcale, tak, iż minęło trzysta lat. Człowiek żył w dostatku,
korzystał ze wszelkich życiowych przyjemności, niemniej jednak trzysta lat to
długo i w końcu odechciało mu się dalej żyć.
Uwolnił Śmierć
z ławy, a ta powstawszy natychmiast go zabiła.
Umarty
był już człowiek, więc dusza wyzwoliła się z ciała i pofrunęła do nieba. Jednak
tam jej nie przyjęli, mówiąc:
- Nazwałeś
Boga oszustem, a to niegrzeczne jest co najmniej. Nic tu po tobie.
No cóż. Skoro dusza nie została przyjęta do nieba,
skierowała się do piekła, poszukując nowego miejsca zamieszkania.
Stanęła dusza przed bramą piekła i prosi diabłów:
- Otwórzcie
wrota!
- Jeszcze
czego! – wrzasnęły diabły – nie dość
że morderca naszego przywódcy, to jeszcze jaki bezczelny! Wynocha!
Tak
więc odtrącona dusza człowieka pozostała w zawieszeniu, pośrodku pomiędzy
niebem, a piekłem.
I wtedy zrodził się z niej bekas, którego smutny
krzyk rozpaczy, nazywany przez niektórych beczeniem, można czasem usłyszeć z
wysokości.