Nakarmiła, przygarnęła, zdradziła

newsempire24.com 1 dzień temu

Deszcz uderzał o dach drewnianego domku, gdy Zofia Nowak usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi. Odłożyła robótkę na drutach i nadstawiła ucha. Pukanie powtórzyło się – niepewne, niemal przepraszające.

“Kto tam?” – zawołała, podchodząc do drzwi.

“Proszę otworzyć…” – dobiegł cichy kobiecy głos. “Zgubiłam się…”

Zofia uchyliła drzwi na łańcuchu. Na progu stała dziewczyna około dwudziestu pięciu lat, przemoczona do suchej nitki. Czarne włosy przylepione były do twarzy, a lekka kurtka przesycona wodą. W rękach ściskała małą torebkę.

“Boże drogi, ależ jesteś cała mokra!” – Zofia zdjęła łańcuch i otworzyła szeroko. “Wchodź prędzej, jeszcze się przeziębisz!”

“Dziękuję pani bardzo…” – dziewczyna przekroczyła próg, zostawiając mokre ślady na wycieraczce. “Jestem Kamila… Szłam ścieżką, która nagle skręciła w las. Telefon mi padł, zupełnie nie wiem, gdzie jestem…”

“Rozbieraj się natychmiast!” – Zofia zakrzątnęła się, pomagając zdjąć przemokniętą kurtkę. “Woda z ciebie leci! Jak można w taką pogodę sama przez las wędrować?”

Kamila spuściła wzrok.

“Pokłóciłam się z… z chłopakiem. Wyrzucił mnie z auta, powiedział, iż sobie pójdę pieszo. A ja nie wiedziałam, iż stąd do miasta tak daleko…”

“To łajdak!” – oburzyła się Zofia. “Jak można zostawić dziewczynę w lesie! Idź do kuchni, zaraz nastawię herbatę. Aż drżysz cała.”

Kamila przeszła do małej, ale przytulnej kuchni. Zofia włączyła czajnik, wyjęła z szafy mięciutki szlafrok.

“Proszę, przebierz się na razie. Ubranie powiesimy na kaloryferze, do rana wyschnie. A skąd pochodzisz?”

“Z okolicznych wsi…” – odpowiedziała niepewnie Kamila, przyjmując szlafrok. “Pracuję w mieście, w biurze.

“Ta młodzież dzisiaj!” – pokiwała głową starsza kobieta. “Za moich czasów mężczyźni mieli sumienie, nigdy by tak nie skrzywdzili kobiety. A teraz co się dzieje… Siadaj, zaraz cię nakarmię.”

Zofia zakrzątnęła się przy kuchence. Wyjęła z lodówki jajka, masło, gwałtownie usmażyła jajecznicę. Pokroiła chleb, podała domowe ogórki kiszone.

“Jedz, nie krępuj się” – postawiła przed Kamilą talerz. “Widać, iż jesteś głodna. Kiedy ostatnio jadłaś?”

“Rano trochę…” – przyznała się dziewczyna, rzucając się łapczywie na jedzenie. “Cały dzień jeździliśmy, kłóciliśmy się…”

“O co się pokłóciłyście?”

Kamila przeżuwała chleb z masłem, milcząc przez chwilę.

“Chciał, żebym… żebyśmy razem zamieszkali. A ja mam pracę, własne plany. Nie byłam gotowa. Więc się wściekł, nazwał mnie…”

“Dobrze robisz, iż się nie spieszysz” – skinęła z aprobatą Zofia. “Ja w twoim wieku sięgnęłam po pierwszego lepszego. Myślałam, iż miłość wszystko zniesie. Nie zniosła. Zostawił mnie z małym synkiem, poszedł do innej.”

“Ma pani syna?” – zainteresowała się Kamila.

“Miałam” – twarz Zofii pociemniała. “Dorosły już, własna rodzina. Tylko my z nim… nie za sprawy. Rzadko się widujemy.”

Nalała sobie herbatę, zamyślona, mieszając cukier.

“A pani tu sama mieszka?” – ostrożnie spytała Kamila.

“Sama. Domek zbudował drugi mąż. Dobry człowiek, szkoda, iż wcześnie odszedł. Teraz przyjeżdżam tu tylko latem, i to nie co roku. W mieście mam mieszkanie, tam zimuję.”

Kamila skinęła głową, kończąc jajecznicę. Deszcz ustawało, za oknem zapadał zmierzch.

“Słuchaj, dziewczyno” – powiedziała Zofia – “zostań na noc. Rano odprowadzę cię do przystanku. Teraz w taką ciemność nie ma sensu iść.”

“Jest pani pewna? Nie chcę być ciężarem…”

“Co ty! Jaki ciężar! Cieszę się, iż ktoś jest. W salonie jest wygodna kanapa, czysta pościel. Rozgość się.”

Wieczorem długo rozmawiały. Kamila opowiadała o pracy w korporacji, o trudnościach z wynajmem mieszkania w mieście. Zofia dzieliła się wspomnieniami z młodości, skarżyła się na samotność.

“Wszystkie przyjaciółki albo wyjechały, albo nie żyją, albo do dzieci poszły…” – westchnęła. “Sąsiedzi po domkach też starzy, wszyscy chorują. Smutno tak samej…”

“A dlaczego z synem pani nie rozmawia?” – ostrożnie zapytała Kamila.

Twarz Zofii stała się surowa.

“Jego żona mnie nie lubi. Mówi, iż się wtrącam. A czy ja nie mam prawa wiedzieć, jak żyją moje wnuki? Teraz choćby na święta nie zapraszają…”

Następnego dnia wypogodziło się. Zofia spakowała Kamili prowiant na drogę, odprowadziła na przystanek.

“Dziękuję pani ogromnie” – szczerze podziękowała dziewczyna. “Naprawdę mnie pani uratowała!”

“Co tam! Przyjeżdżaj, jak będziesz chciała. Zapisz adres.”

Kamila zapisała adres w telefonie, pomachała z okna autobusu.

Minęło kilka tygodni. Zofia już zapomniała o przypadkowej gości, gdy znów usłyszała znajome pukanie.

“Kamila!” – ucieszyła się, otwierając drzwi. “Co u ciebie, dziecko? Wchodź!”

“Mogę u pani na dzień, dwa?” – nieśmiało poprosiła dziewczyna. “W mieszkaniu robią remont, nie ma gdzie żyć. Właścicielka kazała szukać u rodziny, a ja nie mam…”

“Oczywiście! Zostań, ile potrzebujesz. Będzie mi raźniej.”

Kamila zamieszkała w małym pokoiku na piętrze. Pomagała w domu, gotowała, sprzątała. Zofia była zachwycona taką pomocnicą.

“Lepsza niż własna córka” – mówiła sąsiadce, babci Jadzi. “I gotuje świetnie, i do rękodzieła ma smykałkę. Taką synową bym chciała…”

Dzień mijał za dniem spokojnie. Kamila co rano wyjeżdżała do pracy, wieczorem wracała. Wspólnie jadły kolację, oglądały telewizję, rozmawiały.

“Wiesz, Kamilko” – powiedziała pewnego dnia Zofia – “chcę napisać testament. Synowi zostawię mieszkanie, a domek… MoKamila nigdy nie wróciła, a Zofia do końca swoich dni nie dowiedziała się, iż jedyną osobą, która ją naprawdę kochała, była ta, którą niewdzięczny syn i jego żona wypędzili z domu.

Idź do oryginalnego materiału