Jak powinno wyglądać wychodzenie z bezdomności? W dużym skrócie osoba bezdomna powinna ciągle udowadniać, iż jest godna otrzymania mieszkania. Poprzez utrzymanie abstynencji, regularne uczęszczanie na terapię czy spełnienie szeregu innych wymagań. A co, jeżeli uznamy, iż mieszkania nie trzeba być godnym? Program Sama Tsemberisa Housing First pokazuje, iż może być inaczej. Jego polski odpowiednik otwiera drzwi także przed bezdomnymi w Polsce.
Program Housing First (Najpierw Mieszkanie) powstał w Stanach Zjednoczonych na początku lat 90. Sam Tsemberis, amerykański psycholog kliniczny, wpadł na niego w okresie pierwszych krachów finansowych Ameryki. Powstały bańki spekulacyjne, gwałtowny wzrost oraz jeszcze szybszy spadek wartości objęły najpierw rynek IT, następnie ten związany z nieruchomościami. Dziury, które powstawały w budżetach bankowych w wyniku nieumiejętnych inwestycji stały się przyczyną jednego z największych kryzysów mieszkaniowych USA.
Bezdomny, czyli kto?
W konsekwencji tych wydarzeń na ulicach amerykańskich miast zaczęło pojawiać się coraz więcej osób bezdomnych, w większości, chronicznie. Termin „bezdomność chroniczna” odnosi się do osób żyjących na ulicy od roku wzwyż lub takich, które w przeciągu trzech lat doświadczyły przynajmniej czterech epizodów bezdomności. Co istotne, aby uznać kogoś za bezdomnego chronicznie, osoba musi posiadać cechy wykluczające: choroby fizyczne, psychiczne, problemy z nadużywaniem substancji, niepełnosprawność itp. Wyróżnienie powyższych cech jest wyjątkowo istotne z punktu widzenia programu Tsemberisa.
Najpopularniejszym modelem pomocy osobom doświadczającym bezdomności jest system schodkowy, nazywany także drabinkowym. Podstawą jego działania jest spełnianie kolejnych wymagań związanych z abstynencją, znalezieniem pracy czy zerwaniem dotychczasowych kontaktów.
Przechodzenie przez program przypomina więc wspinanie się po schodach, na szczycie których znajduje się nagroda – mieszkanie socjalne. Nie jest ono jednak na stałe zagwarantowane osobie wychodzącej z bezdomności, ponieważ każdorazowe potknięcie, nawrót uzależnienia czy złamanie pewnych postanowień, skutkować może odebraniem lokalu. Tradycyjny model pomocy można by nazwać syzyfowym, ponieważ wymaga ogromnej pracy, która może zostać zaprzepaszczona jednym, małym potknięciem.
Najpierw mieszkanie?
Tsemberis zaproponował nowy sposób walki z bezdomnością. Jego nowatorstwo polega na całkowitym odwróceniu hierarchii systemu schodkowego. Oznacza to, iż mieszkanie nie jest traktowane jako nagroda, ale jako prawo każdego człowieka.
Początkiem procesu, który ma pomóc zainteresowanej osobie wyjść z kryzysu bezdomności, jest przydzielenie jej mieszkania, następnie objęcie opieką specjalistów, którzy pomagają w walce z problemami. Czymś, co zaskoczyć może osoby, które o programie słyszą po raz pierwszy, jest zapewnienie uczestnikom mieszkania bez względu na ich zachowanie. o ile po pomoc zgłosi się osoba uzależniona od alkoholu i nie deklaruje chęci zaprzestania picia, program bez oceniania oferuje jej pomoc w wychodzeniu z bezdomności i zaczyna od przydzielenia lokalu. W tym miejscu pojawia się zasada, na której psycholog oparł całą koncepcję programu, czyli traktowanie osoby bezdomnej jako klienta, a zespołu wspierającego jako usługodawcy.
W modelu schodkowym osoba bezdomna traktowana jest jako ta, której powinno „zależeć bardziej”. W dużej mierze zapominamy jednak, iż ludzie dotknięci tym kryzysem z czasem przyjmują życie na ulicy jako nową normę, która może nie jest najłatwiejsza, ale za to znajoma. W takim układzie walka z kolejnymi wymaganiami wydaje się być po prostu nieopłacalna i zbyt trudna.
„Aby przestać być bezdomnym, wystarczy po prostu chcieć”. Czy na pewno?
Z tej obserwacji można wyciągnąć dwa wnioski.
W pierwszym wariancie wina leży po stronie osoby bezdomnej, która po prostu „nie chce” wyjść z trudnej sytuacji. Dana osoba nie chce dostosować się do pewnych warunków, na przykład zachowania abstynencji czy pójścia na terapię, więc odmawia się jej udzielenia schronienia czy też innego rodzaju pomocy. Jest więc sama winna swojej sytuacji, w końcu miała opcję wzięcia pomocy, a jednak wybrała inną drogę, podyktowaną, na przykład, uzależnieniem.
Istnieje jednak i druga strona medalu. A możemy ją dostrzec, gdy zaczniemy zastanawiać się, co kieruje osobą, która „wybiera używki” ponad możliwość schronienia.
Myślę iż gdyby na miejscu osoby bezdomnej wyobrazić sobie eleganckiego pracownika banku, powiedzielibyśmy, iż mierzy się on z chorobą alkoholową. Schorzeniem, które podlega diagnozie i długiemu leczeniu, które powinno się odbywać w komfortowych warunkach. Osoby w kryzysie bezdomności często są dokładnie w tej samej sytuacji, jednak ich codzienność oraz prezencja sprawiają, iż łatwiej jest postawić na nich krzyżyk.
Przywołana analogia wskazuje na ogromne niedostosowanie systemu, który zamiast traktować bezdomnych jak ludzi, traktuje ich jak czarne owce.