Najpierw kawa, potem miłość

twojacena.pl 1 dzień temu

Najpierw kawa, potem ty

Kasia, słuchaj, mam pomysł! Szymon wpadł do kuchni z oczami błyszczącymi jak u nawiedzonego wynalazcy. Start-up. Megaidea. Niepowtarzalna! Platforma dostawcza od skarpet po zapiekanki!

To już jest odparła leniwie Kasia, mieszając owsiankę.

Ale u nas będzie inaczej! wykrzyknął, wskazując dramatycznie sufit. Inteligentna dostawa z AI! Rozumiesz? Algorytm sam zgadnie, czego chcesz, i przywiezie, zanim zamówisz!

Czyli wróżka z zamówieniami?

Właśnie! To rewolucja.

I gdzie to chcesz robić?

No w domu. Na razie. Etap początkowy. Coworking na kuchni, można powiedzieć.

Szymon. Ja też mam coworking. Nazywa się praca. I mam deadline.

Kochanie, nie będziemy sobie przeszkadzać. Już zaprosiłem ziomków są w temacie. Będzie zajebiście!

Ziomkowie okazali się być czwórką.

Następnego dnia o 9:00 Kasia wyszła do kuchni i zamarła.

Przy stole siedziało trzech facetów i jedna dziewczyna w bluzie z napisem Jestem freelancerem, a ty?. Zapach kawy przypominał festiwal baristów, laptopy zajmowały cały stół, a na lodówce wisiała diagram zatytułowany Wzrost hipotez od minusa do marzeń.

Dzień dobry! powiedział jeden z brodaczy.

Ja tu mieszkam odparła Kasia.

Super! My też. No, prawie mrugnął Szymon. Poznajcie, to Wojtek, Tomek, Zosia i Artur. To podstawa naszego teamu!

Na długo?

Dopóki nie wystrzelimy.

A jeżeli nie wystrzelicie?

Nie ma jeśli. Jest tylko kiedy.

Kasia nalała sobie kawy, ale okazało się, iż ktoś wsypał do ekspresu matchę. W czajniku pływała czyjaś bomba do kąpieli sądząc po zapachu, pomarańcza i panika. Mleka nie było. Za to stało pudełko kokosowego.

Wróciła do sypialni i zamknęła drzwi.

Rozpoczynam dzień pracy mruknęła. W piekle.

Następnego dnia Kasia otworzyła laptop i założyła słuchawki. Po minucie pukanie do drzwi.

Kas, nie widziałaś ładowarki do Maca?

Nie.

A możesz trochę ciszej klikać w klawiaturę? Mamy burzę mózgów.

To klawiatura. Służy do stukania.

No tak, ale teraz wymyślamy, jak zarobić na dostawie racuchów przed śniadaniem.

Przed śniadaniem? A teraz co?

Etap przygotowawczy!

Po tygodniu Kasia zrozumiała, iż jej dom to teraz coworking, a ona intruz.

Zosia suszyła bieliznę w salonie. Wojtek zmieniał ustawienia rutera bez pytania. Artur organizował zoomowe spotkania z klientami prosto w kuchni. A Szymon był zachwycony:

Jesteśmy na krawędzi przełomu! Brakuje tylko paru caseów i trochę reklamy!

I trochę przestrzeni. Odrobiny. Naprawdę malutkiej odparła Kasia, nalewając kawę z kubka, do którego ktoś teraz wsypywał chia.

Po prostu nie przywykłaś do kreatywnej energii!

Przywykłam do ciszy. I do tego, iż mój dom jest mój. A nie biurem z miętowym odświeżaczem i jedną ładowarką dla wszystkich.

Gdy w piątek Zosia weszła pod prysznic z telefonem i prowadziła Zooma na tle kafelków, Kasia postanowiła: dość.

Najpierw subtelnie.

Przypadkiem wyłączyła Wi-Fi. Po pięciu minutach zapukał Wojtek:

U ciebie działa internet?

Nie, chyba awaria u operatora.

Teraz?! Mamy prezentację!

Tak bywa. Może wszechświat ma swoje powody.

Następnego dnia Kasia zmieniła hasło do Wi-Fi. Nazwa sieci brzmiała Cisza_i_spokój. Szymon biegał z laptopem w panice:

Kto to zmienił? To sabotaż!

A może znak?

Kas, mieliśmy spotkanie z inwestorem! Nie mógł dołączyć do Zooma!

Może dlatego, iż jesteście w salonie, a nie w biurze?

To dom marzeń, nie biuro!

To dlaczego ja czuję się jak sublokator?

W poniedziałek stało się coś wielkiego kontrakt Szymona się rozpadł. Inwestor nie poczuł profesjonalizmu, zwłaszcza gdy z łazienki w tle wyszła Zosia w ręczniku i krzyknęła: Kto ukradł mój szampon?!

Szymon wszedł do sypialni w ciszy. Usiadł na łóżku. Zdjął kapcie.

Spieprzyliśmy.

Och, zauważyłeś? Kasia zamknęła laptop. Już myślałam, iż jesteś w tym czacie na zawsze.

Chciałem zbudować biznes

A zbudowałeś akademik. Z klimatem kolonii i dietą z batoników.

To był zły plan?

To wciąż był twój dom. Ale ja się w nim rozpuściłam.

Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?

A ty byś usłyszał?

Milczał.

Pomyślałem rzekł cicho może wynajmiemy biuro?

Pomyślałeś?

Tak. I zaczniemy jak dorośli. Z teamem, ale bez głośnych burz mózgów przy moim tosterze.

A czajnik?

Kupię nowy. Tylko swój. Z ochroną.

A ekspres?

Z hasłem.

A ruter?

Słowo honoru.

Po tygodniu salon znowu był salonem. Zosia przeniosła się do coworkingu. Wojtek znalazł pracę w normalnej firmie. Artur wyjechał do Poznania. Tomek zniknął.

Szymon wynajął biurko w biznesowym centrum Pszczoła i dumnie wysłał Kasi zdjęcie: Miejsce z Wi-Fi. Bez skarpet na żyrandolu.

Kasia otworzyła okno. Cisza. Kawa w ulubionym kubku. A czajnik już nie pachniał mandarynkami i rozpaczą.

Jestem w domu powiedziała głośno.

A potem się uśmiechnęła.

I zmieniła hasło do rutera: Najpierw_zapytaj_mnie.

Minął tydzień.

W mieszkaniu znów było słychać kapiący kran. To był luksus. Po dźwiękach młynka, burz mózgów, negocjacji w łazience i matchy w czajniku kran był niemal medytacją.

Kasia siedziała z laptopem przy oknie, popijając kawę. Obok drzemał kot. Na ścianie wisiał nowy ruter z napisem: Nie dotykać bez pytania. Szymon go powiesił. On też podpisał i przysiąKiedy kilka dni później Zosia znów zapukała do drzwi, tym razem z uszkodzonym powerbankiem i uśmiechem „tylko na pięć minut”, Kasia po prostu podała jej kartkę z dopiskiem „hasło: nie_dzisiaj” i zamknęła drzwi z wyrazem twarzy, który mówił więcej niż tysiąc słów.

Idź do oryginalnego materiału