Najciekawsze zaczęło się wtedy, gdy poszłam do kuchni zrobić wszystkim kawę, a mój mąż wyszedł na klatkę schodową. Przypadkiem usłyszałam, jak teściowa opowiada rodzinie, jak bardzo nam pomaga — iż niby siedzi z dzieckiem, wszystko wnukowi kupuje i iż bez niej byśmy sobie w ogóle nie poradzili. Nie wytrzymałam i powiedziałam głośno, iż to wszystko nieprawda. Od tamtej pory nie utrzymujemy kontaktu

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Od początku wiedziałam, iż moja teściowa uwielbia się przechwalać. Uważa, iż wszystko robi najlepiej — gotuje najlepsze zupy, najdokładniej sprząta, jest niezastąpionym pracownikiem (jest ekspedientką), a do tego chodzi w „najmodniejszych” ciuchach. Już wtedy, kiedy po ślubie tymczasowo mieszkaliśmy u niej, miałam jej dosyć. I wcale się nie dziwię, iż jej mąż od niej odszedł — pewnie też miał dość.

Gdy byłam w ciąży, oczywiście ogłosiła, iż będzie „najlepszą babcią”. Mieszkaliśmy już wtedy z mężem osobno, w mieszkaniu na kredyt. Teściowa przychodziła do nas, pokazywała mi zdjęcia rzeczy w telefonie: „Zobacz, jaki śliczny kombinezonik znalazłam dla wnuczka!”. Przeglądała sklepy internetowe i zapewniała, iż „jak tylko trochę uzbiera, to kupi”. I tak było z każdą rzeczą. Ale nigdy niczego z tych rzeczy nie kupiła.

Syn się urodził, a ona nie pojawiła się choćby na wypisie ze szpitala — powiedziała, iż nie mogła się zamienić w pracy. Zadzwoniła, pogratulowała i obiecała, iż wpadnie w weekend. Wszystko, co mieliśmy dla dziecka, kupiliśmy sami. A ona, zamiast pomóc, jeszcze westchnęła: „No trudno, ja właśnie to chciałam kupić… coś wymyślę”. I przyniosła album „Nasz maluszek”. Posiedziała chwilę, zapewniła, iż co weekend będzie przychodzić i dawać nam wolne wieczory… a potem zniknęła na kilka miesięcy.

Warto dodać, iż mieszkamy w tym samym dużym mieście, choć na jego dwóch końcach. Fakt, trzeba się przesiadać dwa razy, korki, podróż trwa godzinę… ale to nie powód, żeby zapominać o wnuku, prawda? A rozmowy wideo nie zastąpią babci do opieki nad dzieckiem.

Raz znajomi zaprosili nas na urodziny. Moi rodzice byli chorzy, więc poprosiłam teściową, żeby zajęła się wnukiem. Przyjechała, przywiozła owoce, zabawkę, została na noc i rano pojechała. I tyle ją widzieliśmy. Potem zaczęła się pandemia — idealna wymówka. I trwała… aż do pierwszych urodzin naszego syna. I to tylko dlatego, iż mój mąż prawie wymusił na niej przyjazd.

Przywiozła wypasiony prezent — porządny kombinezon, zimowe buciki, świetną zabawkę sensoryczną. No tak, przez ten cały czas zdążyła zaoszczędzić! Potem sama zaprosiła nas do siebie — przyjechała do niej siostra z rodziną. Pojechaliśmy, ale syn został z moimi rodzicami, bo miało być głośno.

Najciekawsze zaczęło się właśnie wtedy. Ja w kuchni, robię kawę, mąż wyszedł, a teściowa — sącząc głos — opowiada rodzinie: „Bez mojej pomocy młodzi by się nie ogarnęli! Szukałam i kupowałam prezenty, siedziałam z małym, jedzenie z mojego sklepu im przywożę, opiekuję się wnukiem — na moich oczach rośnie! A młodzi dziękują — mają chwilę oddechu!”

Zamurowało mnie. Przecież mogła poczekać, aż wyjdziemy! Wchodzę z kawą, patrzę na nią, a ona zmienia temat. Nie wytrzymałam. Powiedziałam: „Mamo, proszę nie kłamać. Prawie wcale pani u nas nie bywa. Radzimy sobie sami, a pomaga nam głównie moja mama.”

Mogłam się ugryźć w język, ale coś we mnie pękło. Teściowa się zaczerwieniła, zaczęła się tłumaczyć, zmyślać. Patrzyła na mnie, jakby prosiła o pomoc — mówiła, iż wszystko przez sytuację w kraju, a tak to by od razu jechała do wnuka z podarunkami.

Nie mogłam już tego słuchać. Poprosiłam męża, żeby zamówił taksówkę. Wróciliśmy do domu.

Minęła doba, teściowa nie dzwoni. Pewnie się obraziła. Ale ja też nie mam najmniejszej ochoty na kontakt. Nie znoszę kłamców, chwalipięt i hipokrytów. A ona jest właśnie taka. Dla mnie teściowej już nie ma.

Idź do oryginalnego materiału