Najbiedniejsza staruszka w okolicy znalazła 300 tysięcy złotych; gdy poszła je oddać, właściciel powiedział, iż brakuje ponad 100 tysięcy i, zdezorientowana, musiała iść do banku po pożyczkę, by uzupełnić kwotę.
Pani Zofia, która mieszkała na końcu ulicy, była przez wszystkich kochana. Wdowa od młodości, z dziećmi mieszkającymi daleko, żyła sama w starym, przeciekającym domu, utrzymując się z dzierżawy małych poletek i ze zbierania butelek oraz kartonów na sprzedaż.
Pewnego ranka, gdy zbierała puszki po piwie nad brzegiem kanału, zauważyła skórzaną torbę leżącą na ziemi. Otworzyła ją i znalazła gruby zwitek banknotów. Po szybkim przeliczeniu okazało się, iż było tam około 300 tysięcy złotych. Nigdy w życiu nie trzymała w rękach aż tyle pieniędzy. Drżały jej dłonie, a serce waliło jak młot. ale pamiętając, iż cudze trzeba dać z powrotem, ostrożnie zawinęła banknoty i pospieszyła do domu pana Wojciecha najbogatszego właściciela tartaku w okolicy.
Gdy pan Wojciech zobaczył pieniądze, gwałtownie je przeliczył i zmarszczył brwi:
Jak to 300 tysięcy? W tej torbie było ponad 400 tysięcy. Gdzie reszta? Oddaj, co brakuje!
Pani Zofia zamarła, bełkocząc tłumaczenia, ale on uparcie twierdził, iż brakuje pieniędzy. By nie uchodzić za złodziejkę, musiała zacisnąć zęby i zaciągnąć w banku pilną pożyczkę na brakującą kwotę. W okolicy zaczęły krążyć plotki jedni ją bronili, inni wątpili.
Trzy dni później, o świcie, potężny hałas wyrwał wszystkich z domów. Przed domem pani Zofii stało 10 lśniących samochodów, każdy z otw