Na zachód

tablicaodjazdowhome.wordpress.com 2 miesięcy temu

Pojechaliśmy po prostu na zachód, jak to osadnicy i oniemieliśmy.

Na początku oniemieliśmy tak troszeczkę, miasto Galway jest piękne takim znajomym urokiem pięknych nadmorskich miasteczek:

Później kąpiel w oceanie, ale w zatoczce, więc oniemienie jeszcze delikatne.

A później oniemiewaliśmy bardziej i bardziej. Na początku tylko łagodne, zielone pagórki, tutaj z samochodu:

Zobaczcie na kolor nieba! Po tych wszystkich deszczach i zimnicach, strumieniach szarej wody z góry i z boku, nie mogliśmy przestać się gapić na niebo.

I tak dojechaliśmy do Irlandzkiego fiordu.

Przespaliśmy się w schronisku przytulonym do hotelu, w pokoju wielosobowym, który mieliśmy cały dla siebie. W pokoju osiem łóżek, ale nas było sześć osób, a schronisko na wpół puste, więc niedokwaterowali nam nikogo.

(Na szczęście, bo byłoby ciężko – to jednak dziwny pomysł umieszczać w pokoju toaletę i prysznic, coś jak en suite, ale na osiem osób. Wyobraźmy sobie osiem obcych sobie osób, które się myją o różnych godzinach, korzystają z toalety, podczas, gdy współspacze jedzą albo śpią).

Objechaliśmy tylko jeziorko polodowcowe i zaraz pod górą, która jak wszystkie góry w Irlandii nazywała się Ben coś tam, mieliśmy nocleg. Góra nie była wysoka, ale wyłaniała się tak nagle ostro i stromo, iż z zakrytym chmurą szczytem wyglądała na ogromną.

W hotelu była sauna, basen, masaże no i w ogóle super luksusowe klimaty, może kiedyś będę bogata to się wybiorę, ale prawdę mówiąc mi wystarczyły góry, morze, tfu, ocean, i takie widoki:

Rano wybraliśmy się na jeszcze innego Bena, taka trzygodzinna wycieczka idealna na spacer z dzieciakami:

Potem zjedliśmy coś w restauracji, w której rosły bratki pod blatem stołu, pomidorki koktajlowe koło kominka, a mięta pod ścianą.

A potem poszliśmy dalej…

Idź do oryginalnego materiału