Na wyspie szczęśliwej Felicite – Seszele

celwpodrozy.pl 5 lat temu

Seszelska wyspa Félicité znajduje się 2,5 km od większej sąsiedniej wyspy La Digue, a także w niewielkiej odległości od malutkich malowniczych wysp „The Sisters”, “Marianne” oraz „Coco Islands”. w tej chwili na Félicité mieści się nowy luksusowy resort Six Senses Zil Pasyon, jedyny hotel na wyspie. To niezwykle malownicza granitowa wyspa z kilkoma wspaniałymi plażami. Do lat 70-tych ubiegłego stulecia znajdowała się tu spora plantacja palm kokosowych, ale w większości wyspa była niezamieszkała. Dzięki oszałamiającej przyrodzie występuje tu również wiele rzadkich gatunków fauny i flory, które czekają na odkrycie. Ów luksusowy hotel budowano przez wiele lat z wielką starannością, aby spowodować minimalne zakłócenia w środowisku naturalnym. Na wsypie oraz jej plażach mogą przybywacie jedynie goście z resortu, jednak jakimś trafem, swoją stopę postawiłam tu i ja. Jak to się stało? Jakim cudem wylądowałam na jednej z prywatnych wysp przy hotelu, za nocleg w którym trzeba zapłacić zawrotną kwotę? Historia jest w sumie prosta. Jak już wspomniałam, “wyspa szczęśliwa” leży w pobliżu innych małych wysepek, na które udają się turyści celem snurkowania. W zatoczkach Felicite również można popływać i podglądać podwodny świat. Bez problemu można tu przypłynąć łódką i zacumować w pobliżu, nie wolno jedynie schodzić na ląd. W czasie pobytu na plaży Cote d’Or w Volbert zostaliśmy zaczepienie przez jednego z naganiaczy. Ja nie snurkuję, więc od razu zaznaczyłam, iż jeżeli mam się skusić, to muszę mieć opcję plażowania, bo za samo siedzenie w łódce płacić nie będę. Oczywiście, według gościa naganiacza, taka opcja była. Po dłuższym zastanowieniu wycieczkę wykupiliśmy. Podobno wysepki w tamtych rejonie słyną z pięknej rafy, więc zdecydowanie warto. Cena wyjściowa za półdniową wycieczkę opiewała na 55 EUR, jednak ostatecznie udało się wynegocjować 40 EUR za osobę plus 200 rupii za wstęp do parku. Nazajutrz rano ruszamy w kierunku Felicite, po drodze mijając Wyspę Kokosową oraz Dwie Siostry. Prądy są tu bardzo silne, przez co nie zawsze da się snurkować. W łódce potrafi nieźle bujać. Maleńka Cocos Island to przeurocza mała wysepka, ozdobiona charakterystycznymi granitowymi głazami wraz z piaszczystą plażą, która ginie w momencie przypływu. Jako iż prądy i fale są zbyt duże, płyniemy prosto na Felicite, na której mam zejść na ląd. Jednak jak się okazuje nie jest to możliwe… bo wyspa jest prywatna, bo to jest wycieczka na snurkowanie, czyli zostałam po prostu oszukana. Z pewnością nie wydałabym takiej kwoty za samo siedzenie w łódce, a wyraźnie podkreślałam, iż bez opcji plażowania ta wycieczka nie ma dla mnie sensu. Po ostrej wymianie zdań z panem sternikiem, w końcu mam zostać odstawiona na wyspę. Choć odstawiona to za dużo napisane… mam po prostu wyskoczyć i sobie dopłynąć, manatkami. Na początku nie bardzo rozumiem, ale tak, właśnie o to chodzi. Ciśnienie skoczyło, ponowna dyskusja. Naprawdę rozumiem, iż pewne rzeczy nie zawsze muszą być pod linijkę, iż czasami coś może się nie udać lub nie pójść zgodnie z planem, ale tym razem poczułam się po prostu zrobiona w balona. Ostatecznie łódka podpływa bliżej wyspy, a ja w wodzie po pas udaję się w kierunku plaży. Tak oto staję na jednej z najpiękniejszych wysp Seszeli. Jest ona piątą co do wielkości wyspą na archipelagu o wymiarach 2,68 km2 (1,03 ²). Wyspa jest własnością luksusowego kurortu La Digue Island Lodge. Felicite słynie z ogromnych gładkich granitowych głazów. Czarne granitowe kamienie usytuowane są wzdłuż brzegu, w wodzie oraz za hotelem, są domem dla wielu gatunków życia morskiego. Niektóre wydają się mieć kształt ogromnych zwierząt. Na wyspie rośnie wiele lokalnych owoców oraz warzyw, a odwiedzający mogą się poczuć jak rozbitkowie, żyjący z plonów tej ziemi. Na wyspie występują dzikie storczyki waniliowe, dzikie mango, palmy kokosowe, banany oraz drzewka pomarańczowe. Górzysty teren wyspy jest idealny do uprawiania turystyki pieszej, a także rowerowej. Najwyższy punkt na wyspie ma 213 metrów. Ze szczytu rozciągają się spektakularne widoki na Ocean Indyjski oraz okoliczne wyspy. Gęsta roślinność naturalna ciągnie się aż do brzegu. Istnieje również kilka miejsc na wyspie, które są wspaniałymi miejscami do nurkowania. Najlepszą plażą na wyspie jest La Penice, która znajduje się zaledwie kilkaset metrów od małego domku z klimatyzowanymi bungalowami. Luksusowy hotel Six Senses Zil Pasyon wkomponowany w krajobraz wyspy jest niewielki. W ośrodku mieszkają trzy osoby, w tym kucharz, ogrodnik i kapitan łodzi. Na wyspie dostępne są domki w kształcie litery A, kryte strzechą, które mają strych oraz patio. Są odpowiednie zarówno dla rodzin, jak i dla par na romantyczny pobyt. Znajdują się tu także wille z kilkoma sypialniami. Dodatkowo stoi tu dom kolonialny, który został zbudowany w stylu kreolskim. Istnieje możliwość zarezerwowania całej wyspy na spotkanie rodzinne lub specjalne wydarzenie, takie jak ślub. Ośrodek oferuje centrum sportów wodnych, kilka basenów bez krawędzi, restauracje dla smakoszy, bary, spa, korty tenisowe i pierwszą na świecie jaskinię Rock Wine. Jest to piwnica z winami wbudowana w naturalną skałę do degustacji wina i prywatnych kolacji. Pewnie zastanawiacie się, ile kosztuje nocleg w takim przybytku? Cena za willę dla 2 osób za noc wraz z kolacją w tym momencie na bookingu oscyluje w okolicach 8000 zł. Na wyspie znajduje się w sumie ponad 30 willi, umiejętnie wtopionych w granitowe klify i tropikalną roślinność, z których każda posiada spektakularny widok na Ocean Indyjski. Architektura domków jest wyjątkowa ze śmiałymi, współczesnymi motywami, a każdy z nich został zaprojektowany tak, aby współgrać z jego szczególną lokalizacją. Architekt wziął pod uwagę konsekwencje ekologiczne, a wille zostały zaprojektowane z myślą o pełnej prywatności. Ośrodek posiada osobistych kamerdynerów oraz kucharzy dla każdej willi. Z 35 domków tylko 16 może trafić w ręce prywatne. Pozostałe wille są częścią luksusowego kurortu. Właściciele willi mogą korzystać z udogodnień ośrodka, w tym prywatnego lądowiska dla helikopterów. Mają także dostęp do mistrzowskiego pola golfowego na pobliskiej wyspie. Oczywiście jest to ulubione miejsce gwiazd i dygnitarzy z całego świata ze względu na piękną plażę, sporty wodne i pełną prywatność, jaką oferuje. Przy plaży La Penice warto wybrać się na snurkowanie, zobaczyć tu można m.in. kosterę gruzałkowatą (ciekawa nazwa, to takie żółte cudeńko w czarne kropki), żaglowca (rybka w pasiakach), idolka mauretańskiego (drapieżnik również w paski), papugorybę, rybę nietoperza, rybę chirurgiczną oraz żółwie, żyjące blisko brzegu. Domki oferują sprzęt do nurkowania, żeglowania oraz wędkowania. Są tu również korty tenisowe, a także sprzęt do wielu innych gier oraz sportów. No można się rozmarzyć… Oczywiście większość czasu w Felicite spędzam na frontowej plaży, będąc jedyną osobą w tym miejscu. Plaża jest typowo seszelska z pięknymi granitowymi głazami po lewej stronie. Woda oczywiście krystalicznie czysta, niemniej samo wejście do wody nie jest piaszczyste a usłane ostrym koralowcem. Nie do końca wiem, czy mogę wybrać się na spacer po tym niesamowitym ośrodku, więc jedynie badam teren przy brzegu. Po ponad godzinie pojawia się wycieczkowa łódka, a to znak, iż czas się zbierać. W tym momencie na plaży pojawia się pewna para z innej łódki, a więc schodzenie na ląd wcale nie jest zabronione. Przez chwilę pływamy jeszcze wokół Felicite, jedni snurkują, a ja podziwiam piękno tej wyspy z innej perspektywy. Zbliża się przypływ, więc pan sternik sygnalizuje powrót. Po drodze cumujemy jeszcze raz przy Wyspie Kokosowej oraz niespodziewanie przy maleńkiej wysepce Ave Maria. Fale są potworne, buja w każdą stronę, nie wszyscy decydują się na skok do wody. Ja sama boję się o łódkę. Nie wszyscy są zadowoleni, bowiem, jak się okazuje, snurkowania nie było za wiele. W zasadzie w żadnym miejscu nie było dłuższego przystanku. Oliwy do ognia dolewa jeszcze sam powrót, kiedy to łódź zatrzymuje się z… uwaga, z braku paliwa. A więc utknęliśmy na Oceanie Indyjskim i teraz pozostaje nam czekać na wybawianie, które, o dziwo, nadchodzi w miarę szybko. Mamy ogromne szczęście, bo w naszym pobliżu przepływa inna łódź, a ludzie na jej pokładzie dostrzegają nasze machające ręce. Odstępują nam trochę paliwa, co umożliwia nam powrót na Praslin. Po zacumowaniu niektórzy udali się wprost do biura w celu reklamacji, jednak oczywiście bezskutecznie. Właściciel był bardzo niemiły, wręcz chamski i kompletnie zignorował wszystkich klientów. A nazwa tej firmy to KING CREOLE… NIE POLECAM. Inne seszelskie wpisy, które mogą Was zainteresować, znajdziecie tu:

Idź do oryginalnego materiału