Na wspólnej drodze

twojacena.pl 2 dni temu

Drogą życia
Zawsze była samodzielnym i posłusznym dzieckiem. Rodzice pracowali od świtu do nocy, a ona po szkole odgrzewała zupę, jadła i odrabiała lekcje. Czasem sama gotowała makaron. Tak było już od pierwszej klasy.

Gdy była w maturalnej, do szkoły przyszli studenci na praktyki. Historii uczył wysoki, poważny Dominik Marecki, w okularach i szarym garniturze. Chłopaki przezywali go kujonem, śmiali się z niego i próbowali rozrabiać na lekcjach. Ale pod koniec słuchali go z otwartymi ustami. Opowiadał historię jak nikt inny. Zadawał pytania, zmuszał do myślenia, pozwalał wyrażać opinie i proponować alternatywne scenariusze wydarzeń.

Chłopcom płonęły oczy. Po raz pierwszy mogli się wypowiedzieć, teoretycznie zmieniać bieg historii. Dominik studził ich zapał, gdy zbytnio się rozpalili. Na jego lekcje czekali z niecierpliwością.

Podczas zajęć Jadwiga nie spuszczała z niego zakochanych oczu. Zaczęła czytać książki historyczne, by też móc uczestniczyć w dyskusjach. Pewnego dnia odważyła się wyrazić swoją opinię. Dominik pochwalił ją, mówiąc, iż gdyby reformy poszły jej śladem, żylibyśmy w innym społeczeństwie. Ale wyjaśnił, iż w tamtych czasach było to praktycznie niemożliwe.

— Niestety, historii nie da się przepisać, można tylko zmienić podręcznik, akcentując pewne wydarzenia — rzekł znacząco.

Potem jego praktyki się skończyły, a Jadwiga straciła zainteresowanie historią. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, zobaczyła Dominika spieszącego w jej stronę.

— Witaj, Jadwigo — przywitał się.

Pamiętał jej imię! Serce podskoczyło jej z radości.

— Idzie pan do szkoły? Lekcje już się skończyły — powiedziała zmieszana.

— Nie, chciałem cię spotkać.

Jadwiga szeroko otworzyła oczy i zaczerwieniła się.

— Wracasz do domu? Odprowadzę cię.
Szli razem, a on wypytywał ją o szkołę, przyjaciół, plany na studia.

— Nie na historię? Myślałem, iż się tym zainteresowałaś. Mam sporo ciekawych książek, mogę ci pożyczyć.

Zamarła ze szczęścia. Zapraszał ją do siebie? Nie Alinę Bogucką, najładniejszą dziewczynę w klasie, ale ją, Jadwigę Kowalską, Kowalik, jak czule nazywał ją tata. Bała się na niego spojrzeć.

— Dziękuję, ale idę na ekonomię… — wydukała. — Ale książki chętnie bym przeczytała.

— Dobrze. Następnym razem przyniosę ci kilka, wybiorę coś według siebie, jeżeli nie masz nic przeciwko — powiedział.

„Następnym razem? Czyżby mieli się znów spotkać?” Serce waliło jej jak szalone.

— A będzie ten następny raz? — usłyszała swój głos i poczuła, iż płonie ze wstydu.

— Oczywiście. jeżeli chcesz — uśmiechnął się Dominik.

Jego twarz nagle stała się młodzieńcza i piękna. Zrozumiała, iż wcale nie jest tak dużo od niej starszy. Pierwszy raz widziała jego uśmiech.

— I mów mi po imieniu. Nie jesteśmy w szkole, już nie jestem twoim nauczycielem. To twój dom?

Skinęła głową, zbyt wzruszona, by mówić. Pożegnał się i już miał odejść.

— Dominiku, kiedy znowu przyjdziesz? — spytała, zebrawszy się na odwagę.

Wyjął telefon.

— Podaj mi numer, zadzwonię do ciebie.

Ale nie zadzwonił, tylko wysłał wiadomość po kilku dniach. Spotkali się jeszcze parę razy, aż oboje mieli egzaminy: ona maturę, on sesję. Zobaczyli się dopiero po jej studniówce. Cały ten czas Jadwiga trzymała w tajemnicy spotkania z Dominikiem. W końcu powiedziała przyjaciółkom. Te okropnie jej zazdrościły. Żadna z nich nie miała dorosłego chłopaka.

Jadwiga dostała się na uniwersytet i przez cały czas się z nim spotykała. niedługo dowiedziała się mama i zaczęła się niepokoić, prosząc, by przedstawiła go ojcu. Poważny i dojrzały Dominik spodobał im się. Bez nałogów, solidny, a do tego nauczyciel. Mama się uspokoiła, a Jadwiga fruwała na skrzydłach miłości.

Na trzecim roku wyszła za Dominika za mąż. Z dziećmi postanowili poczekać do końca jej studiów. On lubił porządek. Ustawiał słoiki równo na półkach, książki w idealne stosy, ręczniki wisiały prosto. Delikatnie prosił, by nie rozrzucała swoich rzeczy po mieszkaniu. Jadwiga traktowała to jak zabawę i niedługo sama zaczęła tak robić, by mu dogodzić.

Pewnego dnia Dominik wszedł do łazienki po niej. niedługo usłyszała jego stanowczy głos i pobiegła do niego.

— Jadwiga, prosiłem, żebyś wycierała wodę z podłogi po kąpieli — powiedział, powstrzymując irytację.

Zobaczyła kilka kropel na płytkach.

— Dobrze, następnym razem wytrę — odparła. — I tak zaraz będziesz się mył.

— Nie następnym razem, tylko teraz. Wiesz, gdzie jest mop?
Był bez okularów, jego szare oczy patrzyły na nią zimno.
Widział dobrze, okulary służyły mu tylko, by wyglądać starzej.

— Mówisz poważnie? Wyschną za chwilę. — Nie wierzyła, iż jest aż tak zasadniczy.
Ale Dominik nie żartował. Jego wzrok stał się kolący i lodowaty. Chciała się schować, zniknąć. Wzięła mop i przetarła podłogę.

— I powieś ręcznik. — Wskazał długim palcem na mokry ręcznik zwisający z wanny.

— Chciałam, ale mnie rozproszyłeś… — tłumaczyła się.

Pod jego surowym spojrzeniem powiesiła ręcznik na suszarce, starannie go układając. Wyszła z łazienki, płonąc ze wstydu. Mąż beształ ją jak uczennicę, traktował jak kociaka.

Dominik wymagał, by talerze w zlewie stały równo i według rozmiarów, by bielizna w szafkach leżała w idealnych stosach…

Za każdym razem przed wyjściem z kuchni sprawdzała, czy wszystko jest na miejscu, prostowała ręczniki. jeżeli zapomniała, Dominik natychmiast jej przypominał i kazał poprawiać. Nie pozwalał na czułości w ciągu dnia, odpychając ją eleganckim gestem.

Jadwiga nagle zrozumiała, iż wcale go nie zna, a przede wszystkim — nie kocha. Podobało jej się, iż nauczyciel, dorosły mężczyzna, a nie rówieśnik, zabiegał o nią. Że koleżanki jej zazdrościły. To wzięła za miłość. Była w szoku, gdy odkryła, iż Dominik chodzi do manicurzysty i pielęgnW końcu odważyła się odejść, znajdując szczęście w małym miasteczku wraz z Antkiem, który pokochał ją i jej syna takimi, jacy byli, bez żadnych warunków.

Idź do oryginalnego materiału