Dziesięć lat temu zostałam żoną Adama. Mój mąż nie był jedynakiem – miał dwóch starszych braci, którzy w tamtym czasie byli już żonaci, mieli pracę i ogólnie można było powiedzieć, iż poukładali sobie życie.
Chociaż Anna Petronienė miała jeszcze dwie synowe, nie polubiła tylko mnie. Między nami nigdy nie było bezpośrednich konfliktów ani pretensji, ale wszyscy to odczuwali.
Tłumaczyłam to głównie zazdrością – w końcu przez ostatnie lata Adam był jej wsparciem, a teraz spotkał inną kobietę, której to wsparcie zaczął okazywać.
Stale próbowałam zdobyć sympatię teściowej, bo chciałam, aby mnie pokochała i żebym w końcu mogła szczerze nazwać ją mamą. Jednak dopóki tak się wobec mnie zachowywała, nie mogłam choćby o tym marzyć.
Mimo iż nasze relacje nie były idealne, szanowałam ją, bo przecież to ona wychowała mojego Adama na wspaniałego męża i ojca naszych dzieci.
Kiedy urodził się nasz pierworodny, Anna zaczęła nas częściej odwiedzać, ale potem dzieci urodziły się także jej pozostałym synom, więc skupiła uwagę na nich.
W święta wybierała, kogo odwiedzić – zawsze byliśmy ostatnią opcją i najrzadszym wyborem. Najbardziej bolało, kiedy zapominała o moich urodzinach.
Adam co roku musiał jej przypominać o moim istnieniu, ale choćby wtedy zdarzało się, iż mnie nie składała życzeń.
W końcu pogodziłam się z tym, iż nigdy nie będę miała kochającej teściowej, i zaakceptowałam to, co jest.
Rok temu zmarł teść, co bardzo odbiło się na energicznej do tej pory starszej pani.
Stała się jak nie do poznania – lekarze przepisali jej sporo leków, ale doszło do tego, iż z powodu napadów nerwowych ledwo wstawała z łóżka. Synowe i starsi synowie nie spieszyli się z odwiedzinami mamy, jak później się okazało, więc na Sylwestra zaprosiła nas.
Sylwestrowy stół przygotowałam ja, bo teściowa nie miała na to siły, odpoczywała. Gdy pytałam o pozostałe dwie synowe, machnęła ręką, jakby nie chciały się nią zajmować na starość.
Przed noworocznym orędziem prezydenta poprosiła o naszą uwagę i powiedziała, iż dwaj starsi synowie i ich żony odrzucili jej propozycję, więc cała nadzieja w nas, w mnie i Adamie. Mówiąc wprost, chciała, żebyśmy się do niej przeprowadzili, zajęli się nią, a ona w zamian zapisze nam swoje mieszkanie. Zamurowało mnie z wrażenia na jej bezczelność.
Przecież przez te wszystkie lata traktowała mnie jak powietrze, prawie nas nie odwiedzała, jakbyśmy wcale nie byli rodziną, a gdy jej ukochani synkowie się od niej odwrócili, nagle przypomniała sobie o nas?
Jakie to samolubne z jej strony! Adam obiecał się zastanowić, ale w drodze powrotnej do domu wyraziłam swoje stanowisko: niech zajmą się nią ci, którym oddała całą swoją uwagę, troskę i miłość.
Skoro nam niczego nie dała, dlaczego my mielibyśmy zmieniać dla niej całe swoje życie?
4o