Na skrzydłach szczęścia w drodze do miłości.

twojacena.pl 3 dni temu

Magdalena leciała na skrzydłach szczęścia do ukochanego męża. Wreszcie ich syn Kacper skończył liceum i dostał się na studia. Teraz ona i jej mąż będą mogli wreszcie żyć razem.

W dniu, gdy odprowadziła syna do akademika w Warszawie, kupiła bilet autobusowy i pojechała do Szczecina, gdzie mieszkał Marek. Byli małżeństwem zaledwie dwa lata, ale znali się od wieków – tak przynajmniej jej się wydawało.

Ich relacja nie była prosta. Rozpoczęła się z trudem, potem ciągnęła się z próbami, ale los w końcu obiecał im szczęśliwą przyszłość. A przynajmniej Magdalena była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Właśnie wtedy ona ledwo doszła do siebie po rozwodzie z pierwszym mężem i długo nikogo nie dopuszczała do serca. Aż do dnia, gdy trafiła na Marka. choćby z nim jednak początkowo wahała się przed związkiem. Musiał się naprawdę postarać, by przekonać ją, iż nie jest jak jej były, Damian.

Pół roku się spotykali, później zamieszkali razem. Marek wprowadził się do niej, bo w jego maleńkim mieszkanku we Wrocławiu byłoby im we troje za ciasno. Magdalena miała wtedy dziesięcioletniego syna. Chłopak był dobry, ale z ojczymem też nie od razu się dogadał.

Po trzech latach wspólnego życia Marek zaczął myśleć o ślubie, ale jego ukochana Magdalena nie miała ochoty ponownie wychodzić za mąż.

Wydawało jej się, iż pieczątki w urzędzie dawno już straciły znaczenie. Poza tym – czy ślub chroni przed zdradą? Ani mężczyzn, ani kobiet?

Było jej dobrze tak, jak było. Nie chciała zmian.

Marek początkowo się z nią zgodził, ale z czasem zrozumiał, iż to dla niego za mało. Chciał, by Magdalena naprawdę była jego żoną. W końcu postawił jej ultimatum: albo ślub, albo koniec.

Magdalena nie zniosła jego stanowczości. Uznała, iż lepiej się rozstać. I tak minęło pół roku.

W tym czasie Marek przeprowadził się do Szczecina, gdzie dobry znajomy zaproponował mu dobrze płatną pracę. Rzadko wracał do rodzinnego miasta, najwyżej raz na dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z takich wizyt znów spotkał Magdalenę.

Szła przez park, wyglądając, jakby w jej życiu wszystko układało się idealnie. Była tak radosna i beztroska – aż do chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały.

W jej oczach wyczytał to samo, co czuł w sobie. przez cały czas go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, ale teraz na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było dokładnie zaplanowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.

Widywali się zwykle raz w miesiącu. Rzadziej – dwa razy. Marek niejednokrotnie proponował jej przeprowadzkę. Zdążył już kupić dwupokojowe mieszkanie, choć wciąż spłacał kredyt.

Magdalena chciała tego całym sercem, ale w tamtym momencie życia nie mogła tak radykalnie wszystko zmienić. Kacper był nastolatkiem, potrzebował uwagi. Do tego jej matka, Wanda, zachorowała i wymagała opieki. Przez ponad dwa lata Magdalena walczyła, by postawić ją na nogi, ale w końcu stan matki się poprawił.

– Jeszcze pani pożyje! – powiedział lekarz na kontroli, wypisując ją do domu.

Wanda przestała już trzymać córkę przy sobie, ale Kacper wkroczył w trudny wiek licealny. Nie chciał zmieniać szkoły i prosił matkę, by została, dopóki nie zda matury. Musiała ustąpić.

Latem przed pierwszym rokiem studiów syna Magdalena i Marek w końcu wzięli ślub. Widząc, jaką euforia to sprawiło mężowi, choćby pożałowała, iż nie zgodziła się wcześniej – ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie byli już tylko parą. Ich związek można by nazwać małżeństwem na odległość, gdyby nie te kilkaset kilometrów pomiędzy nimi.

I oto Kacper wreszcie rozpoczął studia. Magdalena była dumna z syna, ale też wiedziała, iż teraz może wreszcie zadbać o własne życie. Markowi nie powiedziała, iż niedługo do niego dołączy – chciała zrobić mu niespodziankę.

A adekwatnie… on i tak się domyślał, iż to niebawem nastąpi, ale nie znał dokładnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła do autobusu i pojechała do niego. Chciała, by ten dzień zapamiętał na długo. Już widziała w wyobraźni, jak założy koronkową bieliznę, kupioną specjalnie na tę okazję, rozsypie płatki róż na nową pościel, przygotuje kolację i będzie czekać na ukochanego z pracy.

Marzyła o tym w najdrobniejszych szczegółach, jadąc autobusem. Była pewna, iż Marek oszaleje z euforii na widok jej niespodzianki… Ale to ona została zaskoczona.

Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła. Patrzyły na nią niebieskie oczy – rudowłosa dziewczyna, bardzo ładna i tak młoda.

– Kim ty jesteś? – zapytała obcą.

– Jestem Ola. O, pani to chyba Magdalena? Przepraszam, zaraz wyjdę!

– Jak to wyjdziesz? Kim ty jesteś? – nie ustępowała Magdalena.

– Niech się pani nie denerwuje. Jestem… dziewczyną pana Marka.

– Co? O czym ty mówisz?

W jednej chwili jej świat runął. Jakby planeta przestała się kręcić.

– Proszę się nie złoscić. Marek jest wspaniały i bardzo panią kocha.

– Kocha? Więc dlaczego pod moją nieobecność żyje z inną? Ile ty masz lat? Dwadzieścia?

– Tak, w tym roku skończyłam. Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać, a Marek mnie przygarnął. Najpierw byliśmy przyjaciółmi, ale ja się w nim zakochałam. Wiem, iż on mnie nie kocha i nigdy nie pokocha, bo ma panią. Ale musi pani zrozumieć – jemu było ciężko samemu. Tęsknił. Ja… byłam gotowa umilić mu chociaż trochę tę samotność.

Magdalenie wydawało się, iż ta ruda dziewczyna bredzi. Próbowała przypomnieć sobie, czy były jakieś oznaki niewierności Marka. Nigdy nie znalazła w jego mieszkaniu śladów innej kobiety. Ani razu. Jak to możliwe?

– Zaraz się spakuję i wyjdę. Pewnie pani nie uprzedziła Marka o przyjeździe, więc on mi nie powiedział, żebym wyszła. Przepraszam!

– Co? To ty tu nie po raz pierwszy?

– Nie, jesteśmy razem od półtora roku. Za każdym razem, gdy pani przyjeżdża, zabieram swoje rzeczy, dokładnie sprzątam, żeby nie było nawetMagdalena odetchnęła z ulgą – to był jednak tylko sen, ale dzięki niemu zrozumiała, iż prawdziwa miłość wymaga nie tylko zaufania, ale też odwagi, by stawić czoła własnym lękom.

Idź do oryginalnego materiału