Na skrzydłach szczęścia ku nowemu życiu razem.

newsempire24.com 1 dzień temu

*Dziennik osobisty*

Jadwiga jechała do ukochanego mężczyzny, a adekwatnie leciała na skrzydłach szczęścia. Wreszcie syn skończył liceum i dostał się na studia. Teraz ona i jej mąż, Marek, będą mogli wreszcie żyć razem.

Tego samego dnia, kiedy odprawiła syna do akademika, kupiła bilet autobusowy i wyruszyła do Warszawy, gdzie mieszkał Marek. Byli małżeństwem zaledwie od dwóch lat, ale znali się od wieków – tak się była tego dnia wymownie wydawało.

Ich relacja nie była prosta. Rozpoczynała się trudno, potem też nie szło gładko, ale los obiecywał im wspólną przyszłość. Przynajmniej Jadwiga była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Ona ledwo otrząsnęła się po rozwodzie z pierwszym mężem, długo nie dopuszczała do siebie nikogo. Aż spotkała Marka. choćby z nim wahała się, zanim zaryzykowała. Musiał się napracować, by przekonać ją, iż nie jest jak jej były, Robert.

Pół roku chodzili na randki, aż w końcu zamieszkali razem. Marek wprowadził się do niej, bo w jego kawalerce we trójkę byłoby za ciasno. Jadwiga miała wtedy dziesięcioletniego syna, Wojtka. Chłopak był fajny, ale z ojczymem też nie od razu się dogadał.

Po trzech latach wspólnego życia Marek zaczął myśleć o ślubie, ale Jadwiga nie paliła się do ponownego zamążpójścia. Uważała, iż pieczątki w urzędzie to przeżytek. Nie chronią przed zdradą – ani mężczyzny, ani kobiety.

Było jej dobrze, nie chciała nic zmieniać. Marek początkowo się z tym zgadzał, ale w końcu uznał, iż to za mało. Chciał, by Jadwiga była jego żoną w każdym calu. Postawił ultimatum: ślub albo rozstanie.

Jej nie spodobał się ten upór. Uznała, iż lepiej się rozejść. I tak minęło pół roku.

W tym czasie Marek przeprowadził się do Wrocławia, gdzie dobry znajomy zaoferował mu intratną posadę. Do domu wracał rzadko, co dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z takich wizyt znów spotkał Jadwigę.

Szła parkiem, wyglądała na szczęśliwą i beztroską – aż ich spojrzenia się spotkały. W jej oczach wyczytał to samo, co czuł sam. Wciąż go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, ale teraz na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było zaplanowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.

Widywali się raz, czasem dwa razy w miesiącu. Marek nie raz proponował, by się do niego przeprowadziła. Kupił choćby dwupokojowe mieszkanie we Wrocławiu, choć wciąż spłacał kredyt.

Jadwiga bardzo tego chciała, ale nie mogła rzucić wszystkiego z dnia na dzień. Syn był nastolatkiem, potrzebował opieki. Do tego matka zachorowała, wymagała pielęgnacji. Przez ponad dwa lata Jadwiga walczyła, by stanęła na nogi. W końcu się udało.

– Jeszcze pani pożyje! – uradował ją lekarz podczas wypisu.

Maria Stefanówna już nie trzymała córki przy sobie, ale Wojtek zaczął liceum. Nie chciał zmieniać szkoły, błagał matkę, by została, aż skończy. Musiała ustąpić.

Latem, przed rozpoczęciem przez syna drugiej klasy, Jadwiga i Marek wzięli ślub. Widząc, jaką euforia to mu sprawiło, choćby żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej. Ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie byli już tylko parą. Ich związek mógłby nazywać się małżeństwem na odległość, gdyby nie te kilkaset kilometrów między nimi.

I wreszcie Wojtek dostał się na studia. Jadwiga była z niego dumna, ale też rozumiała, iż może wreszcie zadbać o swoje życie. Nie powiedziała Markowi, iż niedługo się przeprowadzi – chciała zrobić mu niespodziankę.

On i tak się domyślał, ale nie znał konkretnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła w autobus i pojechała do niego. Chciała, by ten dzień zapamiętał na zawsze. Już widziała, jak zakłada koronkową bieliznę, rozsypuje płatki róż na nową pościel, szykuje kolację i czeka na ukochanego.

Marzyła o tym w drodze, pewna, iż Marek oszaleje z radości. Ale to ona dostała niespodziankę.

Otworzyła drzwi swoim kluczem i zamarła. Patrzyły na nią niebieskie oczy – rudowłosa dziewczyna, śliczna i bardzo młoda.

– Kim ty jesteś? – spytała.

– Jestem Weronika. O, to pani pewnie Jadwiga? Przepraszam, zaraz znikam!

– Jak to „znikam”? Kim ty jesteś? – nie ustępowała Jadwiga.

– Proszę się nie denerwować. Jestem dziewczyną pana Marka!

– Co? Dziewczyną mojego męża? Oszalałaś?

W tej chwili jej świat się zawalił. Jakby Ziemia przestała się kręcić.

– Proszę się nie gniewać. Marek jest wspaniały i bardzo panią kocha.

– Kocha? I dlatego żyje z inną, gdy mnie nie ma? Ile ty masz lat, dwadzieścia?

– Tak, niedawno skończyłam! Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać, a Marek mnie przygarnął. Najpierw byliśmy tylko przyjaciółmi, ale ja się zakochałam. Wiem, iż on mnie nie kocha i nigdy nie pokocha, bo ma panią. Ale proszę zrozumieć – samotność mu ciążyła. Chciałam mu choć trochę umilić czas.

Jadwiga nie mogła uwierzyć w te bzdury. Próbowała przypomnieć sobie, czy była choć jedna rzecz, która budziła jej podejrzenia. Nigdy nie znalazła w jego mieszkaniu śladów innej kobiety. Jak to możliwe?

– Zaraz się spakuję i wyjdę. Pewnie nie uprzedziła go pani, iż przyjedzie, więc mi nie kazał wychodzić. Przepraszam!

– Co? Więc ty tu jesteś… regularnie?

– Tak, już półtora roku. Zawsze, gdy pani przyjeżdża, zbieram swoje rzeczy, sprzątam, żeby nie zostawić ani włoska, i idę do koleżanki na kilka dni. Byliśmy bardzo ostrożni. Marek nie chciał pani ranić! Nie pozwalał mi choćby dotykać pani rzeczy. choćby szamponu czy szczoteczki, a co dopiero ubrań. Żeby pani nic nie zauważyła. Zawsze byłam bardzo uważna, ale teraz…

– Myślisz, iż fakt, iż tu żyjesz, w ogóle mnie nie rani?

Jadwiga nie wiedziała, po co w ogóle rozmawia z tą dziewczyną, ale Weronika nie przestawała. Pewnie z nerwów.

– To nie ma sensu. On kocha tylko panią!Po chwili w drzwiach stanął Marek, blady jak ściana, i wtedy Jadwiga zrozumiała, iż żadne tłumaczenia nie zmienią faktu, iż właśnie straciła wszystko, co było dla niej ważne.

Idź do oryginalnego materiału