Na skrzydłach szczęścia ku nowemu życiu.

newsempire24.com 4 dni temu

Hanna leciała do ukochanego męża, unosiła się na skrzydłach szczęścia. Wreszcie ich syn skończył szkołę i dostał się na studia. Teraz ona i mąż mogli wreszcie być razem.

Wysławszy syna na uczelnię, jeszcze tego samego dnia kupiła bilet autobusowy i wyruszyła do Stefana. Byli małżeństwem zaledwie od dwóch lat, ale znali się, jak się wydawało, od zawsze.

Ich relacja przeżyła wiele. Trudno się zaczynała, ciężko trwała, ale los miał dla nich w końcu szczęśliwą przyszłość. Przynajmniej Hanna była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Ona ledwo doszła do siebie po rozwodzie z pierwszym mężem i długo nie dopuszczała nikogo do siebie. Aż do spotkania ze Stefanem. I choćby z nim początkowo wahała się przed nowym związkiem. Musiał się naprawdę postarać, by przekonać ją, iż on nie jest jak jej były – Witold.

Pół roku chodzili ze sobą, zanim zamieszkali razem. Stefan wprowadził się do niej, bo w jego maleńkim kawalerce dla trójki byłoby za ciasno. Hanna miała dziesięcioletniego syna. Dobry chłopak, ale z ojczymem też nie od razu znalazł wspólny język.

Po trzech latach wspólnego życia Stefan zaczął myśleć o ślubie, ale jego ukochana Hanna wcale nie paliła się do ponownego małżeństwa.

Wydawało jej się, iż te wszystkie pieczątki dawno już się przeżyły. Poza tym, wcale nie chronią przed zdradą – ani męża, ani żony.

Jej było dobrze – nie chciała nic zmieniać.

Stefan początkowo zgodził się z jej przekonaniami, ale w końcu uznał, iż to za mało. Chciał, by Hanna była jego żoną w każdym calu. Doszło do tego, iż postawił ultimatum: albo ślub, albo koniec.

Hannie nie spodobała się jego stanowczość. Uznała, iż lepiej się rozejść. I tak rozstali się na dobre pół roku.

W tym czasie Stefan zdążył przeprowadzić się do innego miasta, gdzie dobry znajomy zaoferował mu intratną pracę. Rzadko wracał do domu, najwyżej raz na dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z takich wizyt znów spotkał Hannę.

Spacerowała parkiem i wyglądała, jakby w jej życiu wszystko było idealne. Była taka radosna i beztroska – aż do chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały.

W jej oczach wyczytał to samo, co sam czuł. Wciąż go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, ale tym razem na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było dokładnie zaplanowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.

Widywali się zwykle raz w miesiącu. Rzadziej – dwa razy. Stefan nie raz proponował jej przeprowadzkę. Kupił już choćby dwupokojowe mieszkanie w tamtym mieście, choć wciąż spłacał kredyt.

Hanna niby pragnęła tego całym sercem, ale nie mogła wtedy tak nagle zmienić swojego życia. Syn był nastolatkiem – potrzebował jej uważnego oka. Do tego matka zachorowała, wymagając opieki. Przez ponad dwa lata Hanna próbowała postawić ją na nogi, aż wreszcie się udało.

„Jeszcze pani pożyje!” – ucieszyli się lekarze podczas wypisu.

Helena Michałówna już nie trzymała córki, ale u Sławka zaczęły się starsze klasy. Wcale nie chciał zmieniać szkoły, błagał matkę, by została, dopóki nie skończy nauki. Musiała iść na ustępstwa.

Latem, przed rozpoczęciem przez syna dziesiątej klasy, Hanna i Stefan w końcu wzięli ślub. Widząc, ile euforii to dało mężowi, choćby żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej – ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie byli tylko parą – mogliby nazwać to małżeństwem na odległość, gdyby nie kilkaset kilometrów dzielących ich stale.

I oto Sławek wreszcie dostał się na studia. Hanna była dumna z syna, a do tego zrozumiała, iż teraz może wreszcie ułożyć swoje życie osobiste. Nie powiedziała Stefanowi, iż niedługo do niego dołączy – chciała zrobić mu niespodziankę.

A adekwatnie – on i tak się domyślał, iż to niebawem nastąpi, ale nie znał konkretnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła do autobusu i pojechała do niego. Chciała, by ten dzień zapamiętał na długo. Już widziała w myślach, jak założy koronkową bieliznę kupioną specjalnie na tę okazję, rozsypie płatki róż na nową pościel, przygotuje pyszną kolację i będzie czekać na ukochanego z pracy.

Hanna marzyła o tym w najdrobniejszych szczegółach, jadąc autobusem. Była pewna, iż Stefan oszaleje z euforii na widok jej niespodzianki – ale to ją czekało zaskoczenie.

Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła z wrażenia. Wpatrywała się w nią para niebieskich oczu – rudowłosa dziewczyna, bardzo ładna i tak młoda.

„Ty kto?” – zapytała nieznajomą.

„Jestem Weronika. O, pani to pewnie Hanna? Przepraszam, zaraz sobie pójdę!”

„Jak to pójdziesz? Kim ty jesteś?” – nie dawała za wygraną Hanna.

„Proszę się nie denerwować. Jestem dziewczyną pana Stefana.”

„Co? Dziewczyną mojego męża? O czym ty mówisz?!” – oburzyła się.

Świat Hanny zdawał się w tej chwili zawalać, jakby planeta przestała się obracać i stanęła w miejscu.

„Proszę się uspokoić. Stefan jest wspaniały i bardzo panią kocha.”

„Kocha? Więc dlatego, gdy mnie nie ma, żyje z inną kobietą? Ile ty masz lat? Dwadzieścia?”

„Tak, w tym roku skończyłam. Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać. Stefan mnie przygarnął. Najpierw byliśmy przyjaciółmi, ale ja się w nim zakochałam. Wiem, iż on mnie nie kocha i nigdy nie pokocha, bo ma panią. Ale proszę zrozumieć – on był sam. Tęsknił. Chciałam choć na chwilę osłodzić mu samotność!”

Hanna nie mogła uwierzyć w tę bzdurną opowieść. Próbowała przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek miała powód, by wątpić w wierność męża. Nigdy nie znalazła w jego domu śladów innej kobiety. Ani razu. Jak to wytłumaczyć?

„Zaraz spakuję swoje rzeczy i wyjdę. Pewnie nie uprzedziła pani Stefana o przyjeździe, więc on mi nie kazał wyjść. Przepraszam!”

„Co? Ty tu jesteś nie po raz pierwszy?”

„Nie, jesteśmy razem od półtora roku. Za każdym razem, gdy pani przyjeżdża, pakuję wszystko, sprzątam mieszkanie, żeby nieHanna spojrzała na Weronikę przez łzy, a potem na Stefana, który właśnie wszedł do mieszkania, i bez słowa wzięła walizkę, wychodząc w milczeniu, bo żadne słowa nie były już potrzebne.

Idź do oryginalnego materiału