Wakacje za szczęściem
Cały rok marzymy o wakacjach, planujemy, wierzymy, iż wrócimy z nich szczęśliwi. Ale często bywa odwrotnie…
Już w maju Krzysztof z Kasią zaczęli planować wyjazd. Wybierali, gdzie pojadą, gdzie zamieszkają. Kasia marzyła o piaszczystych plażach w Kołobrzegu. Tam płytka woda sięga prawie kilometra w głąb, a morze jest ciepłe. Dla małego Jasia to wymarzone miejsce.
— Chcesz jechać z dzieckiem? — spytał sucho Krzysztof.
— Pytasz tak, jakby to był tylko mój syn. Tak, właśnie tak. A co? Ludzie jeżdżą choćby z niemowlętami.
— jeżeli nie ma z kim zostawić. A my mamy mamę. Poproś ją, żeby zajęła się wnukiem, zobaczysz, nie odmówi. Wszystkie nieprzespane noce, pieluchy i kaprysy weźmiemy ze sobą. Jakie to będą wakacje?
Kasia zgodziła się z mężem, ale nie potrafiła sobie wyobrazić rozstania z synkiem na dziesięć dni.
Mama stanęła po stronie Krzysztofa.
— Jedźcie sami, odpocznijcie. On mały, tylko się zmęczycie, a on i tak niczego nie zrozumie.
— Patrz, jaki hotel wybrałem. A widok z okna? Z wyższych pięter widać morze. — Krzysztof odwrócił laptop ekranem do Kasi.
— Jaka różnica, co widać z okna? Jedziesz nad morze, nie po to, żeby patrzeć na nie z pokoju — powiedziała Kasia. — Tam plaże są kamieniste, nie będzie można się położyć.
— A do czego są leżaki? Za to nie będziemy znosić piasku do pokoju.
Krzysztof zawsze miał odpowiednie argumenty. A Kasia zawsze ustępowała, bo kochała go szaleńczo. Jaka różnica, gdzie jechać, jaka plaża, byle z nim. Po dwóch i pół roku wspólnego życia nic się nie zmieniło.
— Myślę, iż najlepiej lecieć samolotem. Drożej, ale szybciej — zdecydował Krzysztof.
A Kasia myślała o rozstaniu z Jasiem. Choć mały, gwałtownie zrozumie, iż mamy nie ma, będzie tęsknić, płakać. Poradzi sobie mama?
— Więc rezerwuję hotel? — oderwał ją od rozmyślań mąż.
— Tak, oczywiście.
Mieli różne wyobrażenia o wszystkim, choćby o rodzinie. Krzysztof wcześnie stracił rodziców, wychowywali go dziadkowie. Dziadek odszedł, gdy kończył szkołę. Babcia przeżyła go o dwa lata.
Gdy się poznali, Krzysztof już mieszkał sam. Niemal od razu Kasia się do niego wprowadziła, razem remontowali, urządzali swoje przyszłe gniazdko. Wszyscy zazdrościli Kasi.
— Masz szczęście, Kasiu. Przystojny narzeczony, jeszcze do tego z własnym mieszkaniem, bez teściowej. Uważaj, nie trzaskaj drzwiami, bo cię sprzątną — żartowała przyjaciółka.
— Nie ty przypadkiem? — śmiała się Kasia.
— A co? Ja też jestem ładna.
Pierwsze rozczarowanie przyszło miesiąc po ślubie, przed urodzinami Kasi, gdy Krzysztof powiedział żonie wprost, żeby nie zapraszała mamy.
— Przyjdą znajomi, będzie się z nami nudzić.
— To przecież też jej święto. Urodziła mnie tego dnia, wychowała. Jak mam jej to powiedzieć? — oburzyła się Kasia.
— Zaproś ją jutro. Posiedzimy, napijemy się herbaty z ciastem.
Kasi się to nie spodobało, ale kochała Krzysztofa i nie chciała się z nim kłócić. Mama, jeżeli była urażona, nie pokazała tego. Przyszła następnego dnia, podarowała piękny serwis do herbaty. Krzysztof zasypał ją komplementami, ucałował w policzek, dziękował za córkę. Wszystko się ułożyło, awantury nie było.
Tak już zostało, iż na wszystkie imprezy w ich domu przychodzili znajomi Krzysztofa. Wielu z nich nie miało własnego mieszkania, żyli na wynajmie lub z rodzicami. A mamy nie zapraszali.
— jeżeli kochasz, trzeba przyjąć człowieka takim, jaki jest. On nie miał rodziców, nie rozumie wartości rodziny — mówiła mama. — Tym bardziej nie kłóć się przeze mnie. Pomyślisz, urodziny. Żona musi być mądra i cierpliwa. Zaczniesz się kłócić, nie licz na dobre. Masz syna, potrzebuje ojca, a sama nie dasz rady go wychować, uwierz mi.
Kasia zostawiała Jasia z mamą, a sama biegała po sklepach. Po porodzie przytyła, sukienki stały się za małe, potrzebny był nowy kostium. Pewnego dnia kręciła się przed lustrem w nowej, jasnej sukience.
— Podoba ci się? Jak się opalę, będzie bomba. — Kasia odwróciła się od lustra do Krzysztofa.
— Nic specjalnego. Jesteś w niej jakaś blada. Tłumi cię — powiedział mąż, ledwo na nią spojrzawszy.
Jakby oblał ją zimnym kubłem. Spojrzała w lustro i zaczęła krytycznie przyglądać się swojemu odbiciu. Przed ślubem była szczupła, zgrabna, pełna energii. Gdy karmiła piersią, zaokrągliła się.
— Wcześniej podobało ci się, iż mam większy biust — powiedziała urażona.
Sukienka już jej się nie podobała. Zdjęła ją i schowała do szafy.
— Nie gniewaj się. Ale kolor naprawdę nie twój — próbował ratować sytuację Krzysztof.
Zbliżał się dzień wyjazdu. Kasia powoli pakowała rzeczy. Starała się nacieszyć synkiem, nie wypuszczała go z rąk. Żałowała, iż zgodziła się jechać bez niego. Lepiej byłoby odłożyć wyjazd na rok, nikt by bez południa nie umarł. Jasiowi też by się przydało pluskać w morzu, biegać po gorącym piasku, opalić się, nabrać sił. Nic to, podrośnie, na pewno pojadą wszyscy razem. Krzysiek nauczy syna pływać. Tylko czy…
Kasia przestraszona odgoniła natrętną myśl. Skąd to się wzięło? Nigdy nie kłócili się na serio. Kochają się. „Żadnych jeśli…” — rozkazała sobie.
Starała się jeść mniej, codziennie sprawdzała w lustrze, czy schudła. I wiedziała, iż choćby jeżeli schudnie, raczej nie wróci do tej, w której zakochał się Krzysztof.
Zawieźli synka do mamy w drodze na lotnisko. Krzysztof niecierpliwie czekał, aż Kasia naKasia spojrzała na niego przez łzy, zrozumiała, iż czas rozstać się z przeszłością, by móc zacząć nowe życie dla siebie i Jasia.