O tym, iż warto wybrać się na narty na Bałkany przekonywaliśmy Was nie raz, nie dwa. Przyszedł jednak czas, by sprawdzić, czy również Bułgaria może być potencjalnie ciekawym kierunkiem dla fanów zimowych klimatów. Dlatego wybraliśmy się do Bansko Ski – jednego z najważniejszych, największych i najbardziej popularnych ośrodków narciarskich w kraju, aby przekonać się, czy spływające do nasz z różnych stron pozytywny opinie na jego temat nie są przypadkiem nieco wyolbrzymione.
Kilka słów o Bansko Ski
Ośrodek ten znajduje się w mieście Bansko, u podnóża majestatycznych gór Piryn. Okolica była nam wcześniej odrobinę znana. Przede wszystkim w 2010 roku miałam okazję wędrować po tym górskim paśmie podczas mojej pierwszej wizyty na Bałkanach. Wtedy nocowałam m.in. w schronisku Wichren, które znajduje się powyżej Banska i z miastem połączone jest asfaltową, wąską szosą. Dodatkowo, w 2021 roku wpadliśmy tu na krótki rekonesans w drodze powrotnej z Grecji do Polski. Jednak na dłużej udało się zawitać dopiero w marcu 2024.
Bansko – bułgarsko-angielski kurort
Bansko Ski od lat jest popularnym celem wśród fanów narciarstwa. I nie mamy na myśli jedynie samych Bułgarów, czy mieszkańców Bałkanów. Przede wszystkim znajduje się w top 10 ośrodków narciarskich wybieranych przez mieszkańców Wielkiej Brytanii. I choćby Brexit tego nie zmienił! A dokładniej, w rankingu stworzonym przez Daily Mirror, zajmuje siódme miejsce, pozostawiając w tyle tak znane i cenione ośrodki jak Vail i Aspen w Górach Skalistych, szwajcarski Zermatt i Bormio w Alpach. Co ciekawe, wielu Brytyjczyków po prostu się w Bansku osiedliło, zamieniając go niemal w brytyjską kolonię. Bansko dość często pojawia się też na pierwszych stronach angielskiej prasy. Np. w 2014 r. „Daily Telegraph” ogłosił je trzecim najlepszym miejscem do życia na świecie. Poza tym Telegraph przez 7 lat określało Bansko ski najbardziej dochodowym kurortem wśród 26 najlepszych destynacji narciarskich (20 w Europie i 6 w Ameryce Północnej). I faktycznie, będąc na miejscu gwałtownie zauważa się mocne, brytyjskie wpływy. Przede wszystkim… częściej usłyszy się tam język angielski niż bułgarski. Jest sporo typowych, brytyjskich pubów, które chyba ilością nie ustępują klubom ze striptizem. Na pewno w Bansku, w szczególności z jego typowo kurortowej części, jest mało bułgarsko.
Bansko Ski w liczbach
Skupmy się jednak na samej, narciarskiej infrastrukturze. Bo zwykle to liczby najmocniej przemawiają podczas wyboru kierunku zimowych ferii.
- Bansko Ski dysponuje 9 wyciągami krzesełkowymi (od 2 do 6-osobowymi), 1 koleją gondolową (łączącą miasto z centrum ośrodka) oraz 5 wyciągami orczykowymi/dla dzieci.
- Infrastruktura ta obsługuje nieco ponad 70 km stoków narciarskich.
- Ośrodek rozciąga się od wysokości 935 m n.p.m. do 2600 m n.p.m.
- Sezon trwa zwykle ok. 5 miesięcy, najczęściej zaczyna się w grudniu, a kończy w kwietniu.
- Według różnych statystyk, na jakie trafiliśmy w internecie, w Bansku działa między 320 a 400 hoteli czy pensjonatów. I z tego, co sami wiedzieliśmy na miejscu, kolejne cały czas powstają.
- Z cenami obowiązującymi w okresie 2023/24 możecie się zapoznać poniżej. W trakcie pisania artykułu nie były jeszcze podane ceny na sezon 2024/25.
Nasz pobyt w Bansku
Jak wspominaliśmy, do Banska wybraliśmy się w marcu. Oczywiście wcześniej śledziliśmy informacje o panujących tam wtedy warunkach. Wiedzieliśmy, iż wyżej w górach śnieg jest. W samym mieście panowały warunki zbliżone do wiosennych. Dość smętnie wyglądał wąski pasek śniegu poprowadzony do dolnej stacji kolei gondolowej, by narciarze z wyższej części ośrodka narciarskiego byli w stanie zjechać na sam dół (choć większość po prostu wybierała opcję zjazdu wagonikami). Na pierwszy rzut oka w mieście nie było widać tłumów. Ale prawda jest taka, iż wieczorami większość turystów siedzi w hotelach/apartamentach lub knajpkach i nie plącze się na zewnątrz. Bo zarówno na stokach, jak i na wyciągach ludzi było sporo.
Wybór noclegu
Przed dotarciem do Banska musieliśmy wybrać nocleg. I generalnie w mieście tym rozstrzał cenowy hoteli/apartamentów jest naprawdę bardzo duży. Od absurdalnie drogich po śmiesznie tanie. Rozstrzał dotyczy też warunków. Niekiedy już po obejrzeniu zdjęć odrzucaliśmy potencjalnego kandydata. Ostatecznie nasz wybór padł na Royal Bansko Aparthotel (link afiliacyjny). Jego nazwa brzmi dumnie, natomiast był bardzo przystępny cenowo, miał darmowy parking, kuchnię w pokoju (fakt faktem nie było tam praktycznie żadnych naczyń, poza dwiema szklankami), widok na góry oraz dawał możliwość skorzystania z basenu. Fakt faktem podczas naszej wizyty dojazd do niego był… nie najlepszy. W szczególności od dołu, a to właśnie tędy, po ciemku, przeprowadziła nas nawigacja. Początkowo myśleliśmy, iż jesteśmy na drodze bez przejazdu. gwałtownie się okazało, iż przejazd jest, ale nadałby się idealnie dla terenówki, a niekoniecznie Opla Astry. Rano odkryliśmy, iż dojazd od góry jest całkiem OK. Sam hotel znajduje się w pewnym oddaleniu od centrum Banska, ale z drugiej strony można z niego dość gwałtownie dojechać do polany Banderishka, która stanowi centralny punkt ośrodka narciarskiego.
Wrażenia z miasta
Zanim opowiemy o tym, co zimą można porabiać w Bansku i okolicach, skupmy się na samym mieście. Z naszego hotelu do centrum mieliśmy jakieś 10 min spacerem. Natomiast do starszej części Banska jakieś 20 min. Miasto można w sumie podzielić na dwie części. Wyższą, koncentrującą się w okolicy dolnej stacji kolei gondolowej. Działa tam masa restauracji, klubów, sklepów i innych przybytków, które potencjalnie mogą wzbudzić zainteresowanie turystów. Nieco niżej rozciąga się starsza część miasta, z deptakiem, którego funkcję na niemal całej długości pełni ul. Pirin. I choć również działają tu restauracje czy sklepiki, to jest zdecydowanie spokojniej. Widać też, iż nie tak dawno temu ta część miasta przeszła rewitalizację. W szczególności gdy przechodzi się nad płynący przez miasteczko potok. Stworzono tam wyjątkowo ładną przestrzeń do spacerów, z mostkami, ławeczkami i inną, małą infrastrukturą.
Głównym punktem starszej części miasta jest kościół pw. Trójcy Świętej z charakterystyczną dzwonnicą. Przed nim rozciąga się spory plac. A na nim wznosi się Pomnik Paisii Hilendarskiego – bohatera związanego z bułgarskim odrodzeniem. Bliżej południowo-wschodniego krańca placu zobaczyć można kilka nieco bardziej zabytkowych, niskich budynków, pomiędzy którymi wiją się malownicze uliczki. Działa tu też wystawa ikon. Generalnie okolica ta jest idealnym miejscem na spacer – tak za dnia, jak i wieczorem, bo po prostu jest tu spokojnie, cicho, ale też bardzo malowniczo.
Bansko dla narciarza – Marek
Tradycyjnie o Bansku opowiemy Wam z dwóch perspektyw. Osoby, która na nartach jeździ, czyli Marka. Oraz osoby, która na nartach nie jeździ, czyli rudej. Bansko z perspektywy narciarza wygląda interesująco. jeżeli liczymy na setki kilometrów tras i sieć połączonych ośrodków, to przez cały czas powinniśmy udać się w Alpy. Jednak, jeżeli zadowoli nas te kilkadziesiąt kilometrów stoków, rozłożonych na dużym i zróżnicowanym terenie i oczekujemy po prostu dobrej infrastruktury i warunków, to jest to opcja zdecydowanie warta rozważenia. Dla lepszej perspektywy zaznaczę też, iż podczas tego samego wyjazdu, ale ponad tydzień wcześniej, odwiedziliśmy największy ośrodek austriackiej Karyntii, czyli Nassfeld. W obydwu miejscach „zarezerwowałem” sobie 2 pełne dni jazdy na nartach. Zima na początku roku 2024 była mocno kapryśna i zarówno w Alpach, jak i w Bułgarii w dolinach, a choćby niższych pasmach górskich była już pełna wiosna. Pierwsze oznaki zimy było widać dopiero na wysokościach powyżej 1500 m n.p.m. Chociaż i tu w ciągu dnia temperatury bywały mocno na plusie. W konkurencji wysokości Bansko ma duży atut w postaci kilku tras zjazdowych o różnych poziomach trudności które startują z 2600 m n.p.m. Warto też zaznaczyć, iż trasy zjazdowe codziennie są świetnie przygotowywane i bułgarskie Bansko pod tym kątem nie ustępuje niczym alpejskim kurortom. Rankiem mamy tu do dyspozycji kilometry wygładzonego „sztruksu”.
Bansko vs alpejskie ośrodki
Dobre przygotowanie stoków było też kluczem do utrzymania odpowiedniej pokrywy śniegu w dolnych partiach ośrodka. Oczywiście zdecydowanie przyjemniej było wyżej i tam głównie jeździłem. Ale warto podkreślić, iż Bansko tak samo jak i Nassfeld choćby przy marcowej „wiośnie” utrzymywało cały czas też trasę narciarską do samej doliny. Był to jęzor sztucznie nawiezionego śniegu, którym można było zjechać na nartach prosto do miejscowości. Aczkolwiek i tak większość ludzi wybierała powrót gondolą. Ośrodek jest wyposażony w nowoczesny system naśnieżania większości stoków, co gwarantuje każdego roku długi sezon i dobre warunki. Infrastruktura narciarska Banska to same nowoczesne i szybkie wyciągi. Pozwala to na sprawną jazdę i praktycznie brak kolejek, zwłaszcza w niskim sezonie, kiedy to my tam zawitaliśmy. W wysokim sezonie, wąskim gardłem może być wspomniana gondola dowożąca z miasta na wyżej położone stoki. Ale jest tu też alternatywa w postaci dojazdu samochodem od razu do wyżej położonych wyciągów. Jedyne, co jest na minus względem alpejskiej konkurencji, to ilość atrakcji na stoku. W Nassfeld można było skorzystać z rozbudowanego snow parku, kilku specjalnych tras z atrakcjami dla dzieci, slalomu z pomiarem czasu itp. W przerwie od nart przygotowane są tam liczne trasy spacerowe, platformy widokowe i wiele innych. Bansko nie ma niestety aż tylu atrakcji. Snowpark to kilka małych i nieco zapomnianych przeszkód. Do dyspozycji są po prostu liczne trasy, bary oraz piękna natura dookoła.
Freeride w Bansku
Jeśli chodzi o aspekt freeride’u w Bansku, to ośrodek ma całkiem duży potencjał. Jednak nie zostały tu wydzielone żadne oficjalne strefy poza trasowe i każda osoba decydująca się na zjazd z przygotowanych stoków bierze pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Mając to na względzie warto wspomnieć o łagodnym zjeździe pomiędzy niewielkimi choinkami wzdłuż wyciągu „Plato”. Jest to na tyle bezpieczny teren, iż każdy może tam spróbować swoich sił w jeździe w puchu. Trzeba jednak uważać, żeby nie odjechać za daleko od tras i wyciągów. Niżej w lasach też jest sporo względnie bezpiecznych opcji do zabawy między wysokimi choinkami. Dla tych najbardziej doświadczonych ciekawą propozycją będzie prawdopodobnie zdobycie szczytu Todorka (2746 m n.p.m.). Jednak choćby bezpośrednio z wyciągów dostępny jest ogromny i zróżnicowany teren. W dużej mierze jest to jednak obszar lawinowy, w którym trzeba wiedzieć jak się poruszać oraz posiadać stosowny sprzęt. Pomiędzy wyciągami dostępnych jest kilka stromych i ciekawych zjazdów. Ja, zupełnie niespodziewanie, na zachodnich stokach znalazłem najlepszy puch tego sezonu. Konkurencja do jazdy w puchu była oczywiście niemała i linie z nienaruszonym śniegiem znikały dość szybko, ale teren jest na tyle duży, iż przez 2 dni miałem dużo dobrej zabawy.
Bansko na narty – podsumowanie
Ja osobiście byłem bardzo zadowolony z moich narciarskich dni w Bansku. Jakość przygotowania stoków, infrastruktury i ogarnięcia całości nie odbiega od dużych Alpejskich kurortów. Bezpośrednio można porównać je klimatem i wielkością np. do Chopoku na Słowacji, chociaż warto zaznaczyć, iż stoki Banska sięgają wysokości aż 2600 m. n.p.m. To, co przemawia za odwiedzeniem Banska, to również ceny. Chociaż same skipassy tanie nie są i kwota za moje 2 dni jazdy w alpejskim Nassfeld oraz tu była praktycznie taka sama. Jednak bułgarski nocleg był już zdecydowanie tańszy i dodatkowo oferował przyjemny basen. Na pewno w porównaniu z Austrią tańsze będą też wszystkie przegryzki i napoje na stoku, chociaż niektóre klasyczne restauracje też liczą sobie dość słono za porządny obiad. Całościowo jednak można tu uzyskać lepsze warunki za mniejsze pieniądze. Ja osobiście bardzo chętnie odwiedzę jeszcze Bansko zimą, a wstępnie pojawił się też plan na powrót tu latem.
Bansko dla nie-narciarza
Jak wspominaliśmy, ja (ruda) oczywiście nie jeździłam na nartach, natomiast postanowiłam pokręcić się po okolicy na piechotę. Dodam też, iż w trakcie pobytu w Bansku walczyłam z kontuzją nogi i miałam problemy z chodzeniem. Mimo to i tak udało mi się zrealizować dwie wycieczki, które pozwoliły mi nieco lepiej poznać sam kurort, jak i otaczające go góry.
Sentymentalnie do schroniska Wichren
W 2010 roku miałam okazję nocować w schronisku Wichren, po bardzo mozolnym i deszczowym trekkingu od strony Melnika. Chciałam je ponownie odwiedzić, by odświeżyć sobie pamięć. I choć kontuzja trochę mi dokuczała, to powzięłam decyzję, by dotrzeć tam o własnych siłach, zaczynając trekking bezpośrednio spod naszego hotelu. Była to o tyle dobra decyzja, iż w sumie nieopodal przebiegały szlaki, pozwalające zrealizować trekking bez konieczności maszerowania tylko asfaltem. Dlatego obrałam żółty szlak, który początkowo wiedzie wzdłuż kolei gondolowej, a następnie przecina szosę i prowadzi wzdłuż nartostrady. Kiedy zbliżyłam się do polany Banderishka, okazało się, iż mój szlak łączy się na chwilę… z trasą zawodów w narciarstwie biegowym. Starałam się więc maszerować brzegiem wyratrakowanego pasa śniegu, by nie przeszkadzać zawodnikom.
Na szczęście po chwili wróciłam na pusty szlak. Niestety na tym odcinku był nieprzetarty. Udało mi się jednak sprawnie go pokonać i to pomimo uroczych napisów ostrzegających przed lawinami. Po 20 min dotarłam do schroniska Banderica i drogi, wzdłuż której kontynuowałam dalszą wędrówkę. Pierwszy, dłuższy przystanek zrobiłam przy pomniku przyrody, jakim jest imponująca sosna Bajkuszewa. To najstarsze drzewo iglaste na terenie Bułgarii, mające ponad 1300 lat. Prowadzą do niej drewniane, długie schody. Kiedy je pokonywałam, przyszła śnieżyca i na chwilę widoczność spadła niemal do zera. Mimo to wyruszyłam ku schronisku Wichren.
Zdecydowałam się skorzystać ze skrótu, który ścina kilka zakrętów. I o ile skiturowcy czy ekipy w rakietach pokonywali ten docinek sprawnie, o tyle ja zapadałam się co chwilę i klęłam pod nosem na własną głupotę. Kiedy w końcu udało mi się wydostać z zasp, wyszło słońce, a ja mogłam podziwiać piękny widok na góry Piryn i schronisko Wichren. Spotkałam tam trochę narciarzy z różnych stron świata. Po wypiciu herbaty i krótkim odpoczynku wyruszyłam w drogę powrotną. Tym razem cały czas trzymałam się drogi. Noga, która do tego momentu pozwalała mi na spokojny marsz, postanowiła przypomnieć mi o tym, iż jest kontuzjowana. Szłam więc wolno podziwiając widoki i starając nie skupiać się na bólu. W pewnym momencie dołączył do mnie Marek, który zjechał do szosy z jednej z freeridowych miejscówek. Chwilę mi towarzyszył, ale z racji tego, iż chciał maksymalnie wykorzystać czas na stoku, pomknął ku wyciągom. W sumie, w trakcie tej wycieczki zrobiłam 24 km przy 1070 m przewyższenia.
Wokół Banska
Drugiego dnia pobytu w Bansku zdecydowałam się na lżejszą trasę. Kontuzja coraz mocniej dawała mi się we znaki, musiałam więc odrobinę wsłuchać się w mój organizm. Oczywiście słowem kluczem jest „odrobinę”, bowiem i tak podczas wycieczki zrobiłam kilkanaście kilometrów. Postanowiłam poplątać się po obrzeżach miasta, jak i po jego starszej części. Chciałam też być w miarę blisko Banska, bo wokół krążyły groźnie wyglądające chmury, które mogły przynieść szybkie załamanie pogody.
Najpierw udałam się na wschód, na pagórkowaty teren, który oferował całkiem przyjemną panoramę ośnieżonych zboczy gór Piryn. Następnie przecięłam miasto i pomaszerowałam ku jeziorku Belizmata Dam. Teren jest tu dość interesujący i choćby w zimie… obozowało tu kilka kamperowych ekip. Wpadało tu też trochę spacerowiczów – tak lokalnych, jak i turystów.
Stamtąd udałam się ku starszej części Banska. Zajrzałam na główny plac oraz przespacerowałam się deptakiem. Później w nagrodę zaszyłam się na kawie w jednej z kawiarni i dałam odpocząć nodze. Niestety, mimo chęci, nie byłam w stanie zrealizować bardziej ambitnych trekkingów. A prawda jest taka, iż w zimie/wczesną wiosną naprawdę jest tu co robić. Niemniej i tak mam poczucie, iż nieco lepiej poznałam tę okolicę!
Uważacie ten wpis za przydatny? Chcielibyście wesprzeć naszego bloga? Zachęcamy do postawienia nam wirtualnej kawy. Z góry dziękujemy!
Post Na narty do Bułgarii? Bansko Ski pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.